Strony

środa, 28 sierpnia 2019

"Z popiołów" Martyna Senator


Tytuł: Z popiołów
Autor: Martyna Senator
Tom/seria: Z miłości (tom 1)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czwarta Strona
Data wydania: 8 listopada 2017
Ilość stron: 336
Gatunek: literatura obyczajowa i romans 
Ocena: 7/10


Wydarzenia z przeszłości zmieniły Sarę nie do poznania, odcisnęły piętno na jej poczuciu własnej wartości i zaufaniu do ludzi. Jest teraz pewna, że miłość sprowadza się jedynie do cierpienia. Przynosi ból, łzy i rozczarowanie. Przekonał się o tym także Michał, którego wykorzystała była dziewczyna.
Przypadkowe spotkanie dwóch poranionych dusz uruchamia ciąg niespodziewanych zdarzeń i pozwala im poznać życie na nowo. Budowany od lat mur, którym otaczała się Sara, zaczyna pękać za sprawą opiekuńczego Michała

~lubimyczytac.pl

O tej serii słyszałam bardzo wiele dobrego i trzeba przyznać, że okładki mają cudowne. Razem na półce prezentują się wspaniale, ale co z zawartością? Nie ukrywam, że do sięgnięcia zachęciły mnie liczne zachwyty nad tymi tytułami i sama miałam ochotę przekonać się, czy warto. Muszę przyznać, że czuję się lekko rozczarowana, ale nie było najgorzej.

Pani Senator postawiła na historię dwojga młodych osób, których drogi nagle się krzyżują i od tego momentu ich życie zaczyna się zmieniać. Obydwoje mają za sobą ciężką i bolesną przeszłość i na swój sposób próbują sobie z nią poradzić. Trzeba przyznać, że brzmi to banalnie i bardzo schematycznie. Tak też było, trzeba jednak zaznaczyć, że w jakiś niewytłumaczalny dla mnie sposób autorka potrafiła do mnie przemówić. Mimo że nie zachwyciła mnie całość, a i nie wciągnęło mnie tak, że nie byłam w stanie się oderwać, to przeczytałam ten tytuł w parę chwil. Niewiarygodnie szybko przelatywały mi rozdziały i ani się obejrzałam już skończyłam. I okazuje się, że wcale nie było tak tragicznie, a zakończenie ruszyło moje serce, chociaż nie było tam niczego skrajnego. Nie wiem jak to się stało, ale poczułam coś- sama nie wiem co.

Dawno już nie zdarzyło mi się, żebym od razu tak mocno polubiła oboje bohaterów. Zarówno Sarę, jak i Michała pokochałam od razu. Nie wyróżniali się niczym szczególnym, a jednak moje serce w jakiś sposób szło w ich stronę i mocno im kibicowało. Byli to bohaterowie spokojni, a jednak umieli zawalczyć o siebie. Nie zachowywali się jak nastolatki, nie miewali humorów. A dodatnie do tego innych barwnych postaci było strzałem w dziesiątkę. Z takim połączeniem musiało być tylko dobrze.


Mimo wielu zalet wyżej wymienionych jestem rozczarowana tą pozycją. Nie mogę niczego autorce zarzucić, a jednak oczekiwałam czegoś więcej. Czegoś co totalnie mnie poruszy. Nie sądzę, że nie brakowało tu emocji, jednak do mnie to nie przemówiło. Nie odradzam Wam sięgnięcia po ten tytuł- jest naprawdę dobrze napisany i w miarę ciekawy. To, że mnie nie zachwycił, nie znaczy, że z Wami też tak będzie :)

niedziela, 25 sierpnia 2019

"Gwiazdor" Laurelin Paige, Sierra Simone


Tytuł: Gwiazdor
Autor: Laurelin Paige, Sierra Simone
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Data wydania: 2017
Ilość stron: 472
Gatunek: literatura obyczajowa i romans (?)
Ocena: 3/10

Nie wiem co mnie podkusiło do zakupu tej książki. Chyba tylko jej bardzo niska cena, bo za erotykami od dawna nie przepadam. Łudziłam się, że po tak długiej przerwie może coś się zmieniło, ale jednak nie. Nadal nie trawię takich opisów, zwlaszcza w zbyt dużych ilościach. I chociaż książka ta miała nawet ciekawą fabułę, z sensem i dosyć szybkim tempem, to coś było nie tak. Logan i Devi to aktorzy filmów pornograficznych, on wielki weteran, ona gra tylko w filmach lesbijskich. Razem mimo to zagrali jedną scenkę przed trzema latami i od tamtej pory oboje są w sobie szaleńczo zakochani i sprawiają sobie przyjemność oglądając ten film na okrągło, mimo że przez te trzy lata w ogóle się nie widzieli. Tu zaczyna się wielkie rozczarowanie, już mnie to nie przekonuje i przewracam w tym momencie nawet w myślach oczami. Potem jest już tylko lepiej. Po kilku spotkaniach wyznają sobie wielką miłość, jest dramat, rozstanie i szczęśliwe zakończenie. Wybaczcie, ale musiałam. To tak wielki schemat, że aż boli. A w tym wszystkim pełno sprośnych opisów. Jestem na nie.



Ani Logan ani Devi nie przypadli mi do gustu. Oboje byli dziwni pod wieloma względami. Mówili jedno, robili drugie. Byli zmienni w zachowaniu, niestabilni. Takie coś zupełnie do mnie nie przemawia i ciężko było mi przebrnąć przez ten tytuł. Nie mam pojęcia co jeszcze napisać na temat tej książki. Wywołała we mnie wiele emocji, negatywnych emocji. Przykre było to, że nawet tak ważne momenty w ich życiu podszyte były seksem, a jedno z najważniejszych momentów w ich życiu w połowie przerwano właśnie tym. To kłuło w oczy i nie dało się tego czytać. Śmiało można było połowę stron odrzucić, były tam w kółko powtarzające się te same sceny i opisy. Ile można? Nie mam nic do erotyków, ale nie ma co na siłę opisywać tych spraw. Jest jakiś umiar. Niestety tytuł ten zupełnie nie przypadł mi do gustu. Nie polecam.


piątek, 16 sierpnia 2019

"Współlokatorzy" Beth O' Leary


Tytuł: Współlokatorzy
Autor: Beth O'Leary
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 15 maja 2019
Ilość stron: 432
Gatunek: literatura obyczajowa i romans
Ocena: 6/10


Tiffy Moore pilnie potrzebuje taniego lokum. Leon Twomey bierze nocne zmiany, bo rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Choć ich przyjaciele sądzą, że to szaleństwo, oni znajdują idealne rozwiązanie: w ciągu dnia Leon będzie w ciasnej kawalerce odsypiał noce zmiany, dzięki czemu Tiffy będzie miała to samo mieszkanie wyłącznie dla siebie przez resztę doby.
Ona właśnie zerwała ze swoim zazdrosnym chłopakiem i ledwo wiąże koniec z końcem, pracując w niszowym wydawnictwie, on bardziej dba o innych niż o siebie – nocami zajmuje się pensjonariuszami domu opieki, a każdy grosz odkłada na prawników, którzy wyciągną jego niesłusznie skazanego brata z więzienia.
Na przekór wszystkim i wszystkiemu, dwoje niezwykłych współlokatorów odkrywa, że jeśli wyrzuci się wszystkie zasady przez okno, można stworzyć całkiem przyjemne i ciepłe domowe ognisko.

~lubimyczytac.pl

Kto nie słyszał chociaż raz o tym tytule? Swego czasu był on wszędzie, a każdy zachwalało go pod niebiosa. Nic dziwnego, że w końcu i ja musiałam na własnej skórze przekonać się co do wartości tej książki.

Muszę jednak przyznać, że czuję się mocno rozczarowana lekturą. Początek zapowiadał się naprawdę obiecująco: dwoje zupełnie obcych ludzi zamieszkuje ze sobą, mało tego, dzielą jedno łóżko. Nigdy się nie spotkali, nigdy ze sobą nie rozmawiali. Po pewnym czasie zaczynają wymieniać między sobą liściki na karteczkach samoprzylepnych, a potem to już wiadomo... Niestety, ale od tego momentu książka staje się jednym wielkim schematem i wszyscy bez problemu mogą domyślić się zakończenia. Autorka postanowiła też wprowadzić kilka dramatycznych scen, które same w sobie nie są złe, nawet ciekawe, a jednak czytało się je ciężko, ale o tym już za chwilę. Jeżeli więc mam podsumować fabułę Współlokatorów to czuję się ogromnie rozczarowana. Niedosyt to zbyt lekkie słowo. Czułam potencjał, który nie został wykorzystany, autorka poleciała za bardzo w schematy i to ją zgubiło.

Tiffy jako główna bohaterka nie do końca przypadła mi do gustu. Nie miałam żadnych zastrzeżeń gdyby nie jej zachowanie odnośnie byłego faceta. Można kogoś zranić, ale jako dorosła kobieta nie powinna płakać po każdym byle jakim spotkaniu z byłym mężczyzną. Nie oszukujmy się to trochę śmieszne, a mnie tylko denerwowało. Poza tym nie mam zarzutów względem jej wykreowania. Sympatyczna, dająca się lubić kobieta z problemami, czasami lekko szalona. Leon natomiast to postać dosyć przeciętna. Właściwie oboje byli bohaterami, którzy dosyć szybko wylecą mi z głowy. Tacy jakich wiele, z momentami mniej lub bardziej iryrujacymi.



Niestety połączenie zachowania obojga nie przypadło mi do gustu. Uciekanie jedno przed drugim, nadmierny lęk przed spotkaniem i płacz, tak częsty, zraziły mnie do całej ich historii. Naczytanie się tylu pozytywów również negatywnie zadziałało na moją ocenę i w gruncie rzeczy w tej chwili jestem bardzo rozczarowana. Daruję sobie resztę komentarzy, bo po tym przesłodzonym zakończeniu, brak mi słów.

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

"Dzikie dziecko miłości" Aneta Jadowska


Tytuł: Dzikie dziecko miłości
Autor: Aneta Jadowska
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 15 maja 2019
Ilość stron: 528
Gatunek: fantastyka
Ocena: 8/10

Spokój? W słowniku Namiestniczki Thornu ten wyraz nie istnieje.
W mieście grasuje zabójca, a terytorium wilków skrywa masowe groby. Jedyny trop prowadzi do młodziutkiej wampirzycy.
Kim właściwie jest Daria? I jaką rolę odegrała w tej zbrodni?
Namiestniczka Dora Wilk i Roman, książę wampirów, jednoczą siły i gromadzą sojuszników, by rozwiązać tajemnicę przerażających morderstw i wymierzyć sprawiedliwość.
Gęsta intryga, kryminalne śledztwo, skomplikowane relacje i niezmiennie spora dawka sarkazmu.
W świecie Thornu jeszcze nigdy nie czaiło się tak wielkie zło.


~lubimyczytac.pl

Po twórczość Pani Jadowskiej miałam już okazję sięgnąć. I chociaż wtedy także nie byłam przekonana do fantastyki, to jej książka przypadła mi do gustu, a po kolejny tytuł od niej, sięgam z zaciekawieniem i dosyć sporym oczekiwaniem. W Dzikie dziecko miłości pani Aneta po raz kolejny wprowadziła mnie w losy Dory Wilk, namiestniczki magicznego świata. W tej części jej przygód miałam okazję podziwiać ją podczas uganiania się za seryjnym zabójcą. Muszę przyznać, że to było naprawdę coś. Odnalezienie tylu ciał i kilka mrocznych dodatków skutecznie mnie wciągnęło, a ciągła akcja tylko umilała czytanie. Jednak jest pewien haczyk. Nie lubię fantastyki i nadal nie jestem w stanie się do niej przekonać. Mimo że pod względem fabuły historia podobała mi się przeogromnie, to tytuł ten i tak oceniam dosyć nisko. Nie zrażajcie się jednak, to historia pełna zwrotów akcji i z szybkim tempem, a takie książki są najlepsze.



Po raz kolejny śmiało mogę stwierdzić, że pani Jadowska zachwyciła mnie kreacją bohaterów. Śmieli, pełni charyzmy i z ciętym językiem. Coś co uwielbiam. Poczucie humoru i sarkazm spływały na mnie jednocześnie, co było cudownym uczuciem. Bardzo polubiłam za to autorkę. Wykreowanie magicznego świata samo w sobie jest dosyć ciężkie, a dodanie do nich tyle ciekawych i nietuzinkowych bohaterów to już nie lada wyczyn. Jestem pod wrażeniem.



Oczywiście nie znajdziecie w tej krótkiej recenzji ani jednego słowa o wadach powyższego tytułu. Ja owego nie znalazłam. Fabuła była ciekawa, główny wątek naprawdę mnie zaintrygował, bohaterowie po raz kolejny przypadli mi niezmiernie do gustu, a i czytało się dosyć szybko. Niestety jednak ja osobiście męczyłam tą historię ponad tydzień. I nie chodzi tu o brak zainteresowania. Po prostu fantastyka to nie moje klimaty i jest to jedyna wada tej książki. Będąc szczera ze sobą nie mogę dać jej najwyżej noty, ale was serdecznie zachęcam do poznania tej książki!

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu.

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

"Bękarty z Pizzofalcone" Maurizio de Giovanni


Tytuł: Bękarty z Pizzofalcone
Autor: Maurizio de Giovanni
Tom/seria: Bękarty z Pizzofalcone (tom 2)
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 17 lipca 2019
Ilość stron: 384
Gatunek: kryminał
Ocena: 8/10


Żona znanego notariusza zostaje zamordowana we własnym domu. Narzędziem zbrodni jest szklana kula, jedna z wielu, które zbierała kobieta. Nie ma śladów walki ani nic nie wskazuje na brutalne wtargnięcie. Czy ofiara znała mordercę? Pierwszym podejrzanym jest notariusz; ma kochankę, która domaga się, by porzucił żonę i związał się z nią oficjalnie.
Sprawą zajmuje się inspektor Lojacono przeniesiony do komisariatu w podupadłej dzielnicy Pizzofalcone, gdzie zgromadzono ekipę „bękartów”, czyli funkcjonariuszy niemile widzianych w innych placówkach. Mają zastąpić poprzednią obsadę, zamieszaną w skandaliczne przestępstwo narkotykowe. Jednocześnie dwoje policjantów sprawdza dziwne zgłoszenie dotyczące tajemniczego mieszkania w bloku, gdzie jak się wydaje, więziona jest młoda kobieta.
Czy przypadkowa zbieranina nieudaczników będzie w stanie zgrać się na tyle, by z sukcesem doprowadzić do końca obydwie te sprawy? Czy uda im się odzyskać zszarganą przez poprzedników reputację, by ocalić komisariat w Pizzofalcone?
~lubimyczytac.pl


Ten tytuł skusił mnie swoim tytułem. Nie wiem co w nim takiego szczególnego, ale od razu zwróciłam na niego uwagę i zapragnęłam go mieć. Liczyłam na dobry kryminał i w zasadzie nie zawiodłam się, chociaż mogło być zdecydowanie lepiej.



Fabuła książki skupia się wokół komisariatu w Pizzofalcone i jego pracowników- najgorszych z najgorszych, których nikt nie chce. Przynajmniej tak twierdzą. Każdy z nich ma swoją wadę, ale wspólnie starają się stworzyć nowe miejsce i lepszy zespół po poprzednim, przez który tak wiele już stracili na starcie. Kiedy w okolicy dochodzi do zabójstwa żony sławnego notariusza, sprawa ta staje się możliwością zyskania w oczach mieszkańców. Pracownicy Pizzofalcone za wszelką cenę starają się znaleźć sprawcę, zanim odbiorą im sprawę. Muszę przyznać, że sam pomysł na fabułę, chociaż oklepany, jak to bywa często w kryminałach, przypadł mi do gustu. Brak wiary w komisarzy i ich pracę, brak wiary nawet w pracę kolegów, był czymś stosunkowo nowym i czytałam to z dreszczykiem emocji, czy aby może nie zdecydują się zamknąć owego miejsca. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie fakt, że za nic w świecie nie mogłam zapamiętać imion bohaterów. Było ich dosyć dużo, wszystkie tak... egzotyczne? Po prostu inne, że nie dałam rady. Dlatego scenki myliły mi się, momentami nie wiedziałam co się dzieje. I chociaż akcja była szybka i intrygująca, mnie nie wciągnęła. A odnalezienie zabójcy? Z początku nie wiedziałam nawet kto nim był... Żałuję, że tak się stało, ale była to prawdopodobnie wina mojego braku skupienia się na początku. Samą jednak fabułę oceniam na plus, a wątki poboczne (jeden, który mnie mega zaciekawił nie został wyjaśniony) były miłym dodatkiem do reszty. Liczę na ich głębsze opisanie w dalszej części.n



Imion bohaterów dalej nie tylko nie pamiętam (nie umiałabym ich napisać), ale i mi się mylą, więc o nich samych napiszę krótko i na temat. Było wiele postaci, a każda miała pewien problem, nietypową, czasem mroczną przeszłość. Jedni, jak to bywa, przypadli mi do gustu mniej, inni bardziej. Nie znalazłam jednak osoby, która rażąco by mi się nie spodobała. Nie znalazłabym osoby, której bym nie polubiła. Każdy został wykreowany w swój specyficzny sposób i każdego z nich doceniłam i szanowałam. Z żadną jednak postacią się nie polubiłam, jedynie je tolerowałam. Ich historie mnie zaciekawiły, ale nic poza tym. Nie kibicowałam im jakoś szczególnie, ani nic w tym stylu. Chociaż nie mam tutaj na co narzekać, to nie mam również co zachwalać. Ot, bohaterowie jak bohaterowie. Muszą być, niech więc będą.

Nie chce żebyście myśleli, że książka ta zupełnie nie przypadła mi do gustu. Wymieniłam wiele jej wad i nieliczne zalety. Dla mnie liczy się wrażenie końcowe, a to wypadło zdecydowanie na plus. Podobał mi się klimat książki i styl autora. Pomimo wielu bohaterów i ich nietypowych imion czytało mi się szybko i przyjemnie, a szukanie zabójcy, tak jak i w innych książkach, zaplątało mi umysł przez większą część. Tutaj nie domyśliłam się kto nim może być, ale i nie zaskoczyło mnie jego ujawnienie. Nie było żadnego "wow" podczas czytania i nie przeżywałam niczego szczególnie, ale całość będę wspominać naprawdę dobrze. Mało tego, chciałabym jeszcze poznać dalsze losy bohaterów i ich osobiste historie, które jako jedyne naprawdę mnie zaciekawiły.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu.

czwartek, 1 sierpnia 2019

"Odrobina brokatu" Shari L. Tapscott


Tytuł: Odrobina brokatu
Autor: Shari L. Tapscott
Tom/seria: Glitter and Sparkle (tom 1)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Data wydania: czerwiec 2019
Ilość stron: 
Gatunek: literatura młodzieżowa
Ocena: 6/10

Ta książka od razu zapowiada lekką i niezobowiazującą lekturę. Nie można w tej kwestii zaprzeczyć, zwłaszcza po przeczytaniu.
Lauren ma prosty plan na życie, którego się mocno trzyma. Nie brakuje jej wiele, tym bardziej kiedy prowadzi swojego bloga. Jej życie ulega zmianie w momencie pojawienia się w jej domu Harrisona- najlepszego przyjaciela jej brata, który uwaga (!) jest niezwykle przystojny. Zamieszkuje on domek gościnny rodziny Lauren, przez co ta cały czas się z nim widuje. I na tym poprzestanę opisywać fabułę. Zacznę dodawać swoje komentarze. Co najważniejsze odnośnie akcji, to to jaka jest cukierkowata. Ciągłe spotkania bohaterów były aż zbyt nierealne, mimo że aktorka wcale nie wymyślała "przypadkowych" spotkań. Co prawda widać było, że pani Tapscott chce zrobić z Harrisona niedostepnego i wodzącego za nos przystojniaka z donieszką słodziaka, ale sami zobaczcie jak to brzmi. To po prostu nie wykonalne. Albo jedno albo drugie!


Pod względem fabuły mam do zarzucenia całkiem sporo. Jak napisałam wyżej, do tego kilka nieścisłości. Ta książka miała być realna, a do tego jej całkiem daleko. Nie mówię, że była zła, ale po prostu zbyt... dla dziewczynek wierzących w bajkową miłość.


Do tej nie zbyt wciągającej fabuły możemy dodać nietypowych bohaterów. Dziwnych w zachowaniu i reakcjach. Ja wiem że to miało być zalotne i budować atmosferę, ale zupełnie się nie udało. Zbyt wielkie skrajności w zachowaniu Harrisona, sprawiły że, mimo iż na początku skradł moje serce, potem sprawił, że biło wolno z nudów. Lauren jako główna bohaterka też nie do końca spełniła moje oczekiwania. Niby z charakterem, a jednak taka jakaś nijaka.

Niestety cała książka nie przypadła mi do gustu w stu procentach. Czytało się szybko, ale niekoniecznie przyjemnie. Chyba po prostu oczekuję już od książek czegoś więcej, a z historii miłosnych dla nastolatek dawno wyrosłam. Autora niczym nie wyróżniła się z tłumu i jej Odrobina brokatu okazała się przeciętniakiem.