Strony

środa, 29 listopada 2017

#119 "Consolation" Corinne Michaels


Tytuł: Consolation 
Autor: Corinne Michaels
Tom/seria: Consolation Duet (tom 1)
Wydawnictwo: Szósty Zmysł 
Data wydania: 11 października 2017
Ilość stron: 302
Opis:
Liam nie miał być moim szczęśliwym zakończeniem.
Nawet nie byłam nim zainteresowana.
Był najlepszym przyjacielem mojego męża – zakazanym owocem.Tyle że mój mąż nie żyje, a ja czuję się samotna. Tęsknię za nim i ląduję w ramionach Liama.
Jedna wspólna noc zmienia wszystko. Teraz muszę zdecydować, czy naprawdę go kocham, czy jest dla mnie tylko nagrodą pocieszenia.

Właśnie skończyłam czytać tę książkę i jestem w totalnym szoku. To co stało się na samym końcu tak mocno mnie zaskoczyło, że aż brak mi słów. Jestem zmuszona przeczytać kolejną część chociaż wcale tego nie planowałam i sama nie wiem czy to zakończenie miało sens czy jeszcze bardziej obniżyło moje zdanie o tej książce. Ale zapraszam do czytania dalej, może gdy zacznę od początku wszystko wyda Wam się jaśniejsze.

Nie można zaznać prawdziwej miłości, jeśli nie poznało się prawdziwego bólu.

Fabuła. Na pewno było to coś nowego i oryginalnego bo z wątkiem żołnierzy i ich żon, a właściwie ich życia, spotkałam się tylko raz. Nie wiem dlaczego, ale ta historia kojarzy mi się z filmem 'Szczęściarz' chociaż to zupełnie inna bajka. Zaczyna się tragicznie, czego możemy dowiedzieć się już z opisu. Lee traci ukochanego męża, a czas następujący po tym jest opisany tak tragicznie i smutno, że łzy same się kręciły chociaż tego mężczyzny ani trochę nie znałam. Potem następuje zwrot akcji, o którym także dowiadujemy się z opisu, a mianowicie uczucie z najlepszym przyjacielem męża. To już nowy wątek nie jest, ale opisane było to dla mnie fatalnie. Tak słodko i rzadko kiedy realnie, że naprawdę czytało się nie przyjemnie. Całości odejmowały docinki bohaterów, które w tym przypadku wydawały mi się co najmniej jakieś wymuszone. A to puszczanie oczka z każdym słowem i droczenie się w każdym momencie? Niezbyt wyszło bo albo było droczenie się albo płacz i rozpacz. Ogólnie rzecz ujmując fabuła jak dla mnie nie wypadła zbyt przekonująco. Dopiero samiutkie zakończenie wprawiło mnie w osłupienie, nawet przez myśl nie przeszła mi taka możliwość i nadal to przeżywam. Teraz jestem bardzo ciekawa jak wyjaśni się to dalej i chociaż kompletnie nie miałam ochoty, to sięgnę po kolejną część.

Bohaterowie niestety także nie zbyt przypadli mi do gustu. Owszem figura greckiego Boga na pewno była na plus, ale jakoś nie polubiłam się z Liamem. Nie jestem pewna dlaczego, może za mało stawiał na swoim i za dużo pozwalał decydować Lee, ale z drugiej strony rozumiem to bo sytuacja go do tego zmusiła. Niemniej oczekiwałam czegoś więcej od męskiej postaci i pewnie dlatego słono się zawiodłam. Natomiast Lee... Nie oceniam jej pod kątem tego, że tak szybko związała się z innym mężczyzną bo tu też zacznie się dyskusja co dla kogo znaczy szybko. Osobiście uważam, że skoro tak bardzo kochała męża to siedem miesięcy po jego śmierci to zdecydowanie za wcześnie. Co mi się zatem w niej nie spodobało? To, że w jednym zdaniu potrafiła się zupełnie załamać i zalać łzami, a już dosłownie linijkę dalej flirtowała i się droczyła. Muszę tu też zaznaczyć, że bardzo często zdarzały się sytuacje, że zdania nie były poprawnie gramatycznie i jakby w ogóle wyjęte z kontekstu. Jakby autorka bądź tłumacz po prostu wcisnął sobie przypadkowe zdanie w środku sceny.
No, to bardzo dekoncentrowało i musiałam się sporo nagłówkować.

Wojna wydaje się miła tym, którzy jej nie doświadczyli.

Podsumowując chcę zaznaczyć, że nie była to jakaś wybitna historia. Nie urzekła mnie i niejednokrotnie się męczyłam czytając, ale tylko i wyłącznie ze względu na zakończenie i moją ciekawość wytłumaczenia tego irracjonalnego zdarzenia, sięgnę po kontynuację. Mam nadzieję, że będzie zdecydowanie lepiej i liczę na mniej niepotrzebnych dramatów, których tutaj autorka całkiem sporo jak dla mnie wplotła.
A czy Wy czytaliście już tę książkę? Co sądzicie o tym zakończeniu?

Moja ocena: 
5/10 (dobra) 

sobota, 25 listopada 2017

#118 "Ostatnia spowiedź" Nina Reichter


Tytuł: Ostatnia spowiedź
Autor: Nina Reichter
Tom/seria: Ostatnia spowiedź (tom 1)
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 15 listopada 2012
Ilość stron: 380
Opis: 
Bradin Rothfeld jest dziewiętnastoletnim rockmanem. Kobiety w całej Europie wzdychają do jego brązowych oczu i cudownej, niemal dziewczęcej urody. Wracając z trasy koncertowej Brade spóźnia się na przesiadkę i spędza noc na opustoszałym lotnisku. Jeszcze nie wie, że będzie to najdziwniejsza noc w jego życiu. Spotyka wtedy Ally Hanningan. Tajemniczą Amerykankę, która go nie rozpoznaje. Spędzają ze sobą kilka magicznych, niezapomnianych godzin. A późnej wspaniała noc się kończy.
I oboje już wiedzą, że nie spotkają się więcej. 
Nigdy więcej.
Bo zbyt mocno czują, co rodzi się między nimi.
Żadne z nich nie może się teraz zakochać.
Ally jest zajęta – uwikłana w dziwny związek, z którego na razie nie może się wyplątać, a Brada obowiązuje kontrakt płytowy, który mówi – „prasa nie może odkryć twoich kobiet”. Brade jednak używa podstępu i ciągnie tę znajomość. Pozostaje tylko jeden szkopuł. Ally nadal nie ma pojęcia, kim jest Bradin. 
I również skrywa pewien sekret. 
Co zrobi Bradin, pragnąc dziewczyny, której nie powinien nawet tknąć?


Jest to książka, która zalicza się do jednej z moich ulubionych. Swego czasu miałam fioła na jej punkcie, a całą serię pochłonęłam w bardzo krótkim czasie. Ostatnio postanowiłam sięgnąć po nią ponownie i był to duży błąd bo mam teraz o niej kompletnie odmienne zdanie. Jak wcześniej byłam zachwycona tak teraz ledwie mogłam przez nią przebrnąć. Męczyłam się niemiłosiernie, a słodkość aż wylewała mi się uszami. Koszmar!

Pytasz, dlaczego płaczę? Nie pytaj. Popatrz w moje oczy. A jeśli zobaczysz tam siebie, po prostu odejdź.

Bardzo żałuję, że moje zdanie tak się zmieniło, ale chyba muszę w końcu to sobie przetrawić i w końcu uświadomić, że Ostatnia spowiedź nie należy już do moich ulubionych historii. Owszem, była naprawdę ciekawa jeżeli chodzi o fabułę, ale teraz zauważyłam o wiele więcej i nie koniecznie mi się to spodobało. Ally poznaje Brada i ich historia jest naprawdę fajna. Rozwija się to ciekawie i gdyby nie to, że znam zakończenie pewnie bardziej bym się wciągnęła. Niestety po drodze autorka wplotła tyle niepotrzebnych dramatów, że to było nie do zniesienia. A słodkość? Wszędzie jej pełno! Zapamiętałam to w ogóle inaczej i jest mi przykro, że teraz odebrałam to w ten sposób. Nie mogłam, naprawdę nie byłam w stanie wytrzymać tych wszystkich tragedii i tej cukierkowatości.

Mówią, że w życiu tylko raz można przeżyć miłość. Tylko raz coś zrywa cię do biegu, każe gnać przed siebie, choćbyś nie widział wtedy początku ani końca, coś sprawia, że nigdy nie zapomnisz chwil i miejsc, w których ostatni raz czułaś to, co odeszło... Dla mnie ten "raz" już minął. Od tamtej pory codziennie staram się odnaleźć w tym, co zostało.

Bohaterowie? Zdecydowanie wolę typowo męskich przedstawicieli. Dobrze zbudowany, krótkie włosy najlepiej czarny i zadziorny charakter. A tutaj? Brad to taka dziewczynka jak dla mnie. Nie wypomnę nawet długich włosów (beznadzieja), ale jego zachowanie... Wszystkiego się obawia, tego nie powiem bo ją zranię, tego nie zrobię bo ona jest taka krucha jeszcze coś jej się stanie... Brrrr! Masakra! Takie ciepłe kluchy momentami, a jego pomysły? Romantyczne to może one i były, ale chyba dla nastolatki. No totalnie się zawiodłam. Ally? Drugi koszmar. Tym razem bardzo mi przeszkadzało to jak kręciła się pomiędzy braćmi. Nie rozumiem co ona sobie myślała, a jej zachowanie mocno mnie odrzucało. Nie użyje słowa, które mi się tu nasuwa bo nie jest ono pozytywne i przyjemne. Bohaterowie równie mocno mnie rozczarowali.

Zaufanie to cząstka duszy, którą oddajesz komuś w nadziei, że nadal pozostanie Twoja.

Czuję się dziwnie tak krytykując tę książkę. Zawsze wyrażałam się o niej w samych superlatywach i aż mnie ściska, że dzisiaj tak słabo ją ocenię. Niestety tak bywa, że czytając coś będąc małolatą widzimi kompletnie inaczej. Teraz po tak długim czasie odczułam wszystko wręcz odwrotnie i nie chciałabym sięgnąć po kontynuację (chociaż muszę przyznać, że zakończenie naprawdę mocne). Czy polecam? Polecam, sama fabuła jest naprawdę ciekawa, a dalsze części rozwijają się szybko i interesująco. Szkoda tylko, że narracja przechodzi sobie z jednego bohatera w drugiego, a my nie wiemy nawet kto się teraz wypowiada. Jeżeli denerwuje Was słodkość i brak typowo męskiego bohatera, który nie potrafi podjąć męskiej decyzji i zachować się jak facet to nie sięgajcie- w tej kwestii na pewno będziecie rozczarowani.

Moja ocena:
5/10 (dobra)

poniedziałek, 20 listopada 2017

Skam



Wow, wow! To już trzeci serial w niespełna rok, który udało mi się obejrzeć. Tak, dla mnie to nie lada wyczyn bo niejednokrotnie urywałam w połowie oglądanie. No cóż, nie myślcie, że to zależy od tego jak bardzo dany serial mi się spodobał. Nie, postanowiłam sobie po prostu, że jeżeli już coś zacznę to obejrzę do samego końca chociażbym miała męczyć się z tym latami (mam nadzieję, że nigdy tak nie będzie). Więc dzisiaj, kiedy to w końcu udało mi się dobrnąć do końca zapraszam do czytania.


Skam to serial, o którym dowiedziałam się przypadkowo. Najpierw usłyszałam, że rozmawiają o nim wielce zafascynowane koleżanki, potem odkryłam, że na filmwebie serial ten figuruje dość wysoko w rankingu i przyznam, że to właśnie to zaważyło na tym, że jednak obejrzałam. No więc co ja tu mogłabym napisać? Serial opowiada o życiu grupki nastolatków, z czego każde z nich boryka się z pewnymi problemami (i nie myślcie, że muszą być to poważne kłopoty, czasami były to zwyczajne nastoletnie zauroczenia). Każdy sezon jest poświęcony innemu bohaterowi, za co dzięki Ci Boże bo z pierwszymi na pewno dłużej bym nie wytrzymała. Ogólnie rzecz ujmując sam pomysł na serial i jego realizacja nie wypadła źle, to bohaterowie mi się nie spodobali. Fabuła może i była ciekawa, ale jednak nie na tyle, żebym nie mogła się oderwać.


Pierwszy sezon pochłonęłam prawie w dwa dni. Odcinki były bardzo krótkie (ok 16 min), a chwilowy szał na coś nowego na pewno dodał swoje. Jak już zaczęłam oglądać to na początku ciężko było mi się oderwać. Niestety z każdym kolejnym sezonem robiło się nudnej. A obejrzenie samego ostatniego odcinka zajęło mi ponad tydzień. Nie mam pojęcia o co mogło chodzić bo raz byłam zauroczona i wciągnęło mnie na maksa, a już przy następnym odcinku myślałam o czymś zupełnie innym. Szkoda bo serial miał potencjał, możliwe, że to ja go nie zauważyłam.


Bohaterowie jak wspomniałam w każdym sezonie inni. Fajny zabieg bo mamy okazję poznać każdego (prawie) z nich bliżej. Jednych lubiłam mniej, innych bardziej, ale tak przecież jest zawsze.
Dobra, koniec tego bo widzę, że piszę już byle o czym i bez sensu. Co chcę żebyście wiedzieli? Serial nie był zły. Na swój sposób bardzo mnie zainteresował, ale niestety miał też swoje gorsze chwile. Nie żałuję, że obejrzałam bo niejednokrotnie pękałam ze śmiechu. Jedną postać, która niestety nie była główna, pokochałam, a jego na sceny z jego udziałem czekałam z utęsknieniem. Fabuła zła nie była, bohaterowie nie najgorsi- ot typowy serial młodzieżowy.

środa, 15 listopada 2017

#117 "Dwór skrzydeł i zguby" Sarah J. Maas


Tytuł: Dwór skrzydeł i zguby 
Autor: Sarah J. Maas 
Tom/seria: Dwór cierni i róż (tom 3)
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 25 października 2017
Ilość stron: 524
Opis:
Feyra powraca do Dworu Wiosny, zdeterminowana by zdobyć informacje o działaniach Tamlina oraz potężnego, złowrogiego króla Hybernii, który grozi, że rozgromi cały Prythian. Jednak by to osiągnąć, musi najpierw rozegrać śmiercionośną, przewrotną grę… Jeden poślizg może zniszczyć nie tylko Feyrę, ale też cały jej świat.
W obliczu wojny, która ogarnia wszystkich, Feyra znów musi decydować, komu może ufać i szukać sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Niebawem dwie armie zetrą się w krwawej, nierównej walce o władzę.

Ci, którzy często tu bywają, wiedzą, że zdecydowanie nie gustuję w fantastyce. Magia i dziwne stworki to na pewno nie moja bajka. A jednak już sięgając po tom pierwszy tej niezwykłej historii, wiedziałam że będę zadowolona. Nie mam pojęcia co takiego różni tę serię od innych tego typu, ale jednak to właśnie ta skradła moje serducho od pierwszej strony. Nie będę Wam tu streszczała pierwszego i drugiego tomu, ważne jest za to, żebyście wiedzieli, że pochłonęłam je w błyskawicznym tempie i nie mogłam doczekać się finałowej części. I tak oto przechodzimy do właściwej recenzji.

Muszę zacząć od tego, że niestety zapomniałam jak zakończyła się część poprzednia! To było okropne bo tak naprawdę wszystko musiałam przypominać sobie od nowa, wszystkie relacje, każdego bohatera nie mówiąc już zwyczajnie o treści. Momentami męczyłam się niemiłosiernie, ale tylko i wyłącznie z własnej winy.

Nawet w przypadku istot nieśmiertelnych w życiu nie było dość czasu, by marnować go na nienawiść.

A więc fabuła. Książka na pewno zwróciła Waszą uwagę swoją grubością bo do cienkich i krótkich historii to na pewno ona nie należy. Ale to przecież dobrze, prawda? Skoro seria tak Ci się podoba, że nie sposób się oderwać to jak najlepiej, że tak długo możesz ją czytać. I owszem, nie ukrywam, że było mi przykro kończąc ją, ale z drugiej strony będąc już w połowie zaczęłam się nudzić. Sama byłam w szoku, a po przeczytaniu jednej z recenzji, zaczęłam w ogóle inaczej odbierać bohatera, co siłą rzeczy zmieniło całe moje nastawienie. A więc wyszło na to, że mając połowę takiej cegiełki przed sobą byłam już naprawdę znudzona. Myślałam, że autorka przesadziła, dała zdecydowanie za dużo akcji, a może bardziej należałoby napisać, że ową akcję za długo przeciągała. Ale, ale! Zaraz potem, gdy nagle zaczęły spadać na mnie co i rusz nowe wątki, a ja nie wiedziałam czy zdążyłam już ochłonąć po poprzedniej rewelacji, tu znowu coś. Ale było to wspaniałe uczucie. Emocje mnie nie opuszczały ani na trochę, ledwo się uspokoiłam tu znowu musiałam wstać bo nie wiedziałam jak zareagować inaczej. Cudowne! Wszystko było ze sobą naprawdę wspaniale połączone i nie byłam w stanie się oderwać.

Chciałabym też napisać kilka zdań o bohaterach. Wspomniałam wyżej, że przeczytałam pewną recenzję, która bardzo zmieniła mój pogląd. I tak rzeczywiście było. Pewna dziewczyna stwierdziła, że nie lubi Rhysa ponieważ jest on pantoflarzem. Byłam w takim szoku, że nawet tego nie skomentowałam, ale wracając do lektury zaczęłam mu się baczniej przyglądać i doszłam do wniosku, że tamta osoba miała rację. Nie tylko odechciało mi się czytać, ale wszystkie sceny z jego udziałem- był taki słodki, czuły, wszystko co najlepsze, zero wad- po prostu wychodziły mi uszami. To było tak słodkie, że aż nierealne. Wtedy zaczęłam zauważać, że Feyra była do niego bardzo podobna (pomijając fakt, że w pewnym momencie zaczęła się za bardzo rządzić i w ogóle co to nie ja...). Koniec końców mimo że trzecia część pod względem fabuły była równie ciekawa co dwie poprzednie, to bohaterowie, a właściwie ich zachowanie, bardzo obniżyli moją ocenę (chociaż na końcu i tak nie mogłabym dać jej słabej).

Tryumfalna noc... i wieczne gwiazdy. Jeśli on był ciemnością, ja byłam migoczącymi gwiazdami, które dobrze widać tylko w jego ciemnościach.

Podsumowując te wszystkie moje wypociny, muszę Wam powiedzieć, że jest mi bardzo przykro, że już to skończyłam. Jestem pewna, że po latach wrócę jeszcze do całej tej serii bo pokochałam ją bardzo mocno. Fabuła była bardzo wciągająca, bohaterowie może tu się nie popisali, ale za to Ci poboczni sporo nadrabiali. Czuć było ich ciepło, ale i zadziorność z humorem. Pośmiałam się, wzruszyłam, zdenerwowałam, zirytowałam. Wszystkie emocje, a jednak będę wspominać bardzo miło. Naprawdę polecam!

Moja ocena:
9/10 (rewelacyjna) 

piątek, 10 listopada 2017

#116 "Szczęście w miłości" Kasie West


Tytuł: Szczęście w miłości 
Autor: Kasie West 
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Feeria Young 
Data wydania: 11 października 2017
Ilość stron: 408 
Opis:
Maddie nie jest impulsywna. Ceni ciężką pracę i lubi planować. Ale któregoś wieczora pod wpływem chwili kupuje los na loterię. I, ku własnemu zdziwieniu – wygrywa masę pieniędzy!
W jednej sekundzie Maddie nie poznaje swojego życia. Koniec ze stresowaniem się systemem stypendialnym w college’u. Ni stąd ni zowąd Maddie myśli o wynajęciu jachtu. A bycie w centrum uwagi całej szkoły jest super, dopóki nie zaczynają docierać do niej przykre plotki na jej temat, a przypadkowe osoby proszą ją o pożyczkę. I teraz Maddie nie ma pojęcia, komu można zaufać. Poza Sethem Nguyenem, z którym pracuje w miejscowym zoo. Seth jest miły i zabawny, i chyba wcale nie wie o wielkiej zmianie w życiu Maddie, a dziewczyna jakoś nie ma ochoty nic mu mówić. Co się stanie jednak, jeśli Seth pozna prawdę?


Często możecie się spotkać z napisanym przeze mnie zdaniem, że po książki tej autorki sięgam w ciemno bo tak bardzo polubiłam jej twórczość. Dwa pierwsze spotkania z nią totalnie oderwału mnie od rzeczywistości i nie mogłam się oderwać. Niestety dwa ostatnie spotkania coraz bardziej zaczynały mnie nużyć. Ostatnio już nie byłam zbyt mocno zadowolona, a tym razem zakończyło się bardzo podobnie. Historia kompletnie mnie nie porwała i czuję się co najmniej zawiedziona.

Zacznę od fabuły, którą na pewno nie można nazwać schematyczną. Z wygraniem na loterii w literaturze spotykam się po raz pierwszy więc liczyłam na coś porywającego. Tym czasem wyszło na to, że mimo iż książkę pochłonęłam w jeden dzień, to zadowolona na pewno nie jestem. Sięgając, liczyłam na lekki i przyjemny romans, tym czasem otrzymałam go tyle co nic. Ostatnio jestem nastawiona głównie na takie historie więc gdy autorka skupiła się głównie na wygranej poczułam się zawiedziona. Do końca liczyłam na coś porywającego pod tym kątem, ale niestety się nie doczekałam. Nawet ostatnie kulminacyjne wydarzenia mi tego nie wynagrodziły. Fabuła sama w sobie nie była zła, a to, że pani West skupiła się na relacjach międzyludzkich po wygranej mogłoby być dobre gdyby nie fakt, że było tego po prostu za dużo. Ciągle pieniądze i pieniądze, a wątki poboczne (mam tu na myśli oczywiście miłość) potraktowane jak dla mnie po macoszemu.

Kto powiedział, że pieniądze nie dają szczęścia? Kupiłabym temu komuś drobiazg lub dwa, od razu by zrozumiał.

Czas na bohaterów. O, tak. Tu mogłabym się rozpisać porządnie, ale nie mam zamiaru Wam niczego spojlerować. Oczywiście Maddy, główna bohaterka. Jaka była? Irytująca, zdecydowanie irytująca. Na początku się polubiłyśmy, byłam w stanie ją zrozumieć i postawić na jej miejscu. Jednak gdy dziewczyna wygrywa mnóstwo pieniędzy wszystko się zmienia jak można przewidzieć. Ja wiem, wiem, że każdego człowieka pieniądze zmieniają, ale tu mam dobrą okazję ponarzekać. Więc Maddy, ah Maddy... Na pewno można napisać, że miała dobre serce i intencje, ale spodziewacie się jak to się skończyło? No właśnie, mogła być na tyle rozsądna (i tu bardzo się dziwię bo autorka wykreowała ją jako mądrą osobę) i chociaż odrobinę się zastanowić czy te wszystkie nowe przyjaźnie są prawdzie. Ponadto dziwi mnie, że będąc tak rozsądną osobą, tak szybko i bezsensu wydawała te pieniądze. Po prostu mi się nie spodobała. Reszta bohaterów niestety również nie zbyt mocno mi się spodoba. Ogólnie rzecz ujmując to było średnio.

-Nie noszę przy sobie gotówki.
-Może powinnaś zacząć - stwierdził. -Kupisz sobie przyjaciół.

Chciałabym tu zaznaczyć, że książka nie jest zła. Daje dużo do myślenia chociaż mogłoby się wydawać, że wszystko już wiemy i takie historie nie są nam obce. Jednak każde nowe zdarzenie, każda nowa intryga sprawiały, że serce mnie ściskało bo zdawałam sobie sprawę, że w realnym świecie ludzie właśnie tacy są. Pani West może się nie popisała pod względem romantycznym, ale jeżeli chodzi o wątek wygranej to uważam, że opisała go dobrze. Książkę oceniam słabo dlatego, że nie porwała mnie w stu procentach i zabrakło mi miłości, ale zaznaczam: nie jest to zła historia.

Moja ocena: 6/10 (dobra) 

wtorek, 7 listopada 2017

#115 "Buntowniczka z pustyni" Alwyn Hamilton

Tytuł: Buntowniczka z pustyni 
Autor: Alwyn Hamilton 
Tom/seria: Buntowniczka z pustyni (tom 1)
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 26 kwietnia 2017
Ilość stron: 365
Opis:
Bezkresne piaski pustyni przemierzają tajemnicze bestie, w których żyłach płynie czysty ogień. Krążą pogłoski, że istnieją jeszcze takie miejsca, w których dżiny wciąż parają się czarami. Lud Miraji coraz mocniej występuje przeciwko tyranii Sułtana. Każda noc pośród wydm pełna jest niebezpieczeństw i magii. Jednak osada Dustwalk nie jest ani magiczna, ani mistyczna – to zabita deskami dziura, którą nastoletnia Amani pragnie opuścić przy najbliższej okazji.
Buntowniczka wierzy, że dzięki talentowi w posługiwaniu się bronią, uda jej się uciec spod opieki despotycznego wuja. Podczas zawodów strzeleckich poznaje Jina – tajemniczego i przystojnego cudzoziemca, który może jej pomóc w realizacji planów. Amani nie przepuszcza jednak, że jedna, ryzykowana decyzja, sprawi, że będzie musiała uciekać przed armią Sułtana, ramię w ramię ze zbiegiem oskarżonym o zdradę stanu.

Książka, która wywołała we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony jestem nawet zadowolona z lektury, a z drugiej jestem kompletnie rozczarowana. Wiecie, że fantastyka to zupełnie nie moja bajka, a skusiły mnie zachwyty jednej z blogerek. No jak widać nie koniecznie się udało i chyba mam lekko odmienne zdanie niż tamta dziewczyna.

Nieważne, gdzie się znajdujemy, nic nie zmieni tego kim jesteśmy (...). Jeśli tutaj byliśmy bezwartościowi, dlaczego miałoby to się zmienić gdzieś indziej?

Niw ukrywam, że od czasu do czasu lubię poczytać coś nierealnego zwłaszcza gdy pojawia się tam wątek miłosny. A gdy dwoje pozornie nie lubiących się bohaterów ucieka przed wrogami to jestem bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw. A tu właśnie tak było więc dlaczego jestem tak zawiedziona? Wydaje mi się, że był to jedyny ciekawy wątek całej historii, a i tak nie skupiono się na nim w takiej mierze jakiej bym oczekiwała. Te wszystkie legendy i magiczne postacie po drodze po prostu zaczęły mi się mylić! Za dużo tego wszystkiego. A sama fabuła? Owszem, w porządku. Ale właśnie napchanie tego wszystkiego naraz, tyle informacji naraz sprawiło, że ledwo byłam przez to w stanie przebrnąć. A ciągnęłam to ze względu na relacje głównych bohaterów co i tak nie wyszło mi na dobre. Jestem ciekawa czy ich "związek" (o ile zaistnieje) rozwinie się w kolejnej części, ale mimo wszystko nie sprawdzę. Kompletnie nie mam ochoty na kontynuację.

Bohaterowie nie byli zbyt ciekawi. Pomijając fakt, że niektórzy zwyczajnie mi się mylili. Ot, postacie jakich wiele. Nie mocno nudni, ale i nie wystarczająco ciekawi. Tacy, że nie da się ich nawet opisać. Rozumiem, że każdy może mieć odmienne zdanie, ale prawda jest taka, że dla mnie cała ta historia była nijaka. Momentami akcja naprawdę ciekawie się rozwijała, ale już za moment pojawiały się nowe legendy, postacie, których nie sposób zapamiętać.

Jeśli ciągnęłam Jina przez pół pustyni tylko po to, żeby tu umarł, to chyba go zabiję.

Przepraszam za lekko bezsensowną i zdecydowanie krótką recenzję. Nie spodziewałam się takiego rozczarowania i nie za bardzo wiem co napisać. Po prostu brak słów, ale w negatywnym znaczeniu. Czy polecam? Owszem, myślę, że Ci, którzy mają więcej czasu i są w stanie porządnie się skupić, mogą być naprawdę zadowoleni.
A Wy czytaliście już Buntowniczkę z pustyni? A może planujecie?

Moja ocena: 5/10 (dobra) 

sobota, 4 listopada 2017

[9] Czas na film: Listy do M 2 (2015)


Wiecie, że nie przepadam za polską twórczością i nie ma tu dużej różnicy w filmie czy książce- co polskie najczęściej mnie od razu odrzuca. Staram się z tym walczyć i powoli zaczynam sięgać po nasze pozycje, ale niestety bardzo często się sparzam i mój zapał szybko się ostudza. Część pierwszą tej komedii obejrzałam dawno temu, zapewne niedaleko po jej premierze. Wspominam film jako średni, ale wiadomo, teraz moja opinia mogłaby znacznie ulec zmianie. Wczoraj w telewizji puszczono kolejną część, dalsze losy bohaterów i przyznam szczerze, że jestem naprawdę miło zaskoczona.


Zacznę od faktu, że w filmie mamy mnóstwo znanych osobowości. Zazwyczaj nie przepadam za takim zabiegiem bo historia wydaje mi się wtedy mało prawdziwa, ale tutaj na pewno było to przyjemne. Jak nie przepadam również za większością aktorów polskich, tak tu niejednokrotnie się uśmiałam zwłaszcza z Karolaka, którego śmiech jest po prostu zaraźliwy. Ogólnie rzecz ujmując pod kątem gry aktorskiej i bohaterów nie mogę nic zarzucić. Wiadomo, jednych lubię bardziej innych mniej, ale koniec końców wszystko zgrało się w logiczną i miłą całość, która naprawdę mocno mnie wciągnęła.


Fabuła jak to w takich filmach bywa dość skomplikowana, zwłaszcza na początku gdy oglądający dostaje tylko urywki pewnych scen. Dopiero gdy później wszystko zaczyna składać się w logiczną całość okazuje się jaki naprawdę jest film. Pod względem fabuły też nie mam czego zarzucić. Wątków było sporo, od tych zabawnych jak i po tych smutniejszych, ale każdy wnosił coś innego, dobrego czy pouczającego. Żałuję tylko, że historia jednej pary nie do końca została wyjaśniona, że nie zostało powiedziane wprost jak to się dalej potoczy.


Cóż jeszcze mogę napisać nie za wiele Wam zdradzając? Cieszę się, że obejrzałam ten film, to na pewno. Przyjemna i lekka historia, która naprawdę ma w sobie klimat świąt. Szkoda, że nie puścili jej trochę później, ale jest dobrze jak jest. Jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy par i czekam na część trzecią!

* wszystkie zdjęcia pochodzą z Google