Strony

sobota, 28 stycznia 2017

#48 "Behawiorysta" Remigiusz Mróz

Hej! Na szczęście uporałam się już z Lalką, ale na nieszczęście zaczyna się znowu szkoła i przez dobry miesiąc ta książka dalej będzie mnie dręczyła... No cóż liczę na to, że szybko mi to minie. Nadzieja umiera ostatnia jak to mówią. Dzisiaj zapraszam gorąco na recenzję książki, która jest bardzo wyjątkowa. Przynajmniej dla mnie. Dlaczego? Przekonajcie się sami.


Zamachowiec zajmuje przedszkole, grożąc, że zabije wychowawców i dzieci. Policja jest bezsilna, a mężczyzna nie przedstawia żadnych żądań. Nikt nie wie, dlaczego wziął zakładników, ani co zamierza osiągnąć. Sytuację komplikuje fakt, że transmisja na żywo z przedszkola pojawia się w internecie.
Służby w akcie desperacji proszą o pomoc Gerarda Edlinga, byłego prokuratora, który został dyscyplinarnie wydalony ze służby. Edling jest specjalistą od kinezyki, działu nauki zajmującego się badaniem komunikacji niewerbalnej. Znany jest nie tylko z ekscentryzmu, ale także z tego, że potrafi rozwiązać każdą sprawę. A przynajmniej dotychczas tak było…
Rozpoczyna się gra między ścigającym a ściganym, w której tak naprawdę nie wiadomo, kto jest kim.

No dobra już Wam napiszę dlaczego to dla mnie taka wyjątkowa książka. Ci, którzy często mnie odwiedzają i Ci, u których często jestem ja dobrze wiedzą, że nie czytam historii napisanych przez Polaków. Dlaczego? Sama nie wiem tak jakoś mam, że uważam iż zagraniczne są lepsze i od czasów podstawówki nie przypominam sobie, żebym przeczytała coś polskiego (nie licząc lektur). Pewnie zastanawiacie się teraz co się w takim razie stało, że zmieniłam zdanie. A odpowiedź brzmi: nie mam pojęcia. To chyba wina wszystkich tych, którzy czytali i zachwalali pana Remigiusza. Z każdą kolejną recenzją miałam coraz większą ochotę na jego historie i te okładki, które tak kuszą wcale mi nie pomagały.

Czas na parę słów o samej książce. Historia bardzo mnie zaciekawiła, uwielbiam takie wątki, w których walczymy o przetrwanie czy próbujemy rozgryść i złapać przestępcę. Tutaj w tej kwestii nie mogę napisać ani jednego słowa. Wszystko było genialnie przemyślane i czytało się świetnie. Kompozytor czyli osoba, którą szukano miała wszystko zorganizowane i każda rzecz, sytuacja musiała pójść po jego myśli. To jak zostało to opisane było tak dobre, że nie potrafię nawet znaleźć słów, które mogłyby to opisać. Ta osoba była niezmiernie inteligentna i nie zostawiała za sobą żadnych śladów, a jeżeli zostawiła to umyślnie za co dla mnie to kolejny mega plus w historii.

Matko już czuję tą recenzję. Kilka zdań, w których ciągle pojawia się synonim słowa 'dobry'. No cóż musicie mi wybaczyć, ta książka tak na mnie zadziałała. A wracając do niej to muszę napisać, że momentami przechodziły mnie ciarki. Niby okrutne sceny nie zostały opisane dosyć szczegółowo, ale samo to co Kompozytor miał zrobić ludziom przechodziło moje najśmielsze oczekiwania. Coś okropnego i bestialstkiego. Właściwie to nadal nie wiem jaki był jego główny cel, którym się kierował, ale dla mnie to nie ważne. Nie ma takiej rzeczy, która mogłaby usprawiedliwić jego zachowanie.

Co dla mnie jest wielkim minusem? Zdecydowanie zakończenie. Nie zdradzę Wam o co konkretnie mi chodzi bo byłby to ogromny spojler, ale jestem nim bardzo zawiedziona. Według mnie los Kompozytora powinien wyglądać zupełnie inaczej. Poza tym szkoda mi Edlinga czyli Behawiorysty, który kompletnie nie zasłużył na taki los, ale tutaj też minus bo nawet nie wiem co go na końcu spotka.

Chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Ostatnio książki wywierają na mnie takie wrażenia, że nie potrafię się normalnie wysłowić. Ogólnie rzecz biorąc Behawiorysta jako pierwsza książka polskiego autorstwa od wielu lat przeze mnie przeczytana, zalicza się u mnie do listy fajnych książek. Mimo tych imion, których wręcz nienawidzę w książkach polskich, całość muszę podsumować dodatnio. Na pewno wielu z Was czytało już tą książkę więc śmiało piszcie jakie były Wasze wrażenia!

czwartek, 19 stycznia 2017

#47 "Chłopak z sąsiedztwa" Kasie West

Cześć!
Ostatnio bardzo kreatywnie zaczęłam post, ale coś czuję, że tym razem wcale nie będzie lepiej. Niestety ostatnio nie mam za dużo czasu niby ferie, a jednak mało kiedy mam chwilę dla siebie. Czytać książek też nie mam kiedy, te posty są już od dawna przygotowane. Lalka mega mnie dobija, ale jakoś muszę przez nią przebrnąć. W końcu nie mam wyjścia. O proszę jednak coś tam napisałam, ale przecież nie to jest ważne. Ważne, że coś się pojawiło, a tym czymś jest kolejny raz recenzja. Zapraszam ☺


Od śmierci mamy Charlie Reynolds przebywa głównie w męskim towarzystwie - ma trzech starszych braci i sąsiada, honorowego członka rodziny. Jest zdeklarowaną chłopczycą i woli grać z kumplami w kosza, niż bawić się w jakieś gierki i flirty. Jednak gdy musi sama zarobić na kolejny ze swoich mandatów za przekroczenie prędkości, nagle ląduje w butiku z eleganckimi ubraniami. I tam nie pozostaje jej nic innego, jak zachowywać się o wiele bardziej kobieco niż do tej pory. Co sprawia, że zaczyna się nią interesować pewien przystojny chłopak…
Wszystkie stresy Charlie odreagowuje wieczorami, gadając przez płot z Bradenem, sąsiadem i przyszywanym czwartym bratem, który zna ją lepiej niż ktokolwiek. Ale nawet się nie domyśla, że Charlie kryje pewną tajemnicę: jest w nim zakochana. I za żadne skarby mu tego nie zdradzi, bo nie chce go stracić.

Od bardzo, bardzo dawna odkładałam książki tej autorki. Zaczęło się od "szału" na Chłopak na zastępstwo, a potem coraz więcej osób pisało o tej historii. Sama nie wiem dlaczego ciągle je przekładałam, ale powiedziałam sobie stop i w końcu udało mi się to nadrobić. Chyba jeszcze nie wiem czy jestem zadowolona. Styl autorki nie przypadł mi jakoś mocno do gustu, ale nie był też zły. Cała ta historia Charles i Brandena była w porządku, ale nie na tyle, aby długo o niej pamiętać.

Pierwsza wada: zachowanie Charles. Chodzi mi tutaj o to, że była to typowa chłopaczara. I wcale nie mam na myśli, że się nie malowała i lubiła sportowe ciuchy. To, że ciągle grała z innymi chłopakami w różne dyscypliny sportowe też nie było złe, ale nie podobało mi się, że posługiwała się typowo męskim językiem i uczestniczyła w męskich zakładach. Oczywiście każdy może mieć inne zdanie, ale jako, że to moja recenzja to warto zaznaczyć iż ja nie byłam zadowolona.

Minus numer dwa: brak opisów Bradena. Nie mam pojęcia może nie zwróciłam na nie uwagi, ale mam wrażenie, że od samego początku jeden z głównych bohaterów nie był opisany. Owszem kolor oczu i włosów poznałam, ale liczyłam na dużo więcej. Chociaż nie był to typowy romans to brakowało mi tego. Właściwie to musicie wiedzieć, że tak naprawdę głównym wątkiem wcale nie była ich miłość. W sumie to sama nie wiem co było głównym wątkiem bo o ich zauroczeniu mało czasu jest poświęconego w książce.

Minusy, minusy więc czas na jakiś plus. Plusem na pewno będzie fakt, że przez całą książkę towarzyszył mi błogi nastrój. Wszystko mogłam sobie bardzo dobrze wyobrazić i wczuć się w życie ich rodziny. Kolejną zaletą są dla mnie rodzinne relacje. Jedna siostra i trzech braci. Właściwie czterech, ale sami musielibyście dowiedzieć się o co mi chodzi. Według mnie urocza była ich nie nadopiekuńczość, a zwykła braterska troska.

Podsumować trochę trzeba te moje chaotyczne zdania. Jestem bardzo zadowolona z przeczytania książki mimo iż nie było wielkiego wow i wątpię, żebym długo o niej pamiętała. Na pewno sięgnę jeszcze po inne historie autorki i jestem ciekawa Waszych zdań na temat książki.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

POKEMON BOOK TAG

Hejo!
Niestety szkoła upomina się o mnie nawet podczas ferii i muszę czytać Lalkę Bolesława Prusa. Nie chcę, żeby blog chwilowo zastopował więc dzisiaj zamiast recenzji w końcu wykonam jakiś TAG. Od razu z góry chcę przeprosić wszystkie osoby, które kiedykolwiek mnie nominowały, a ja nie odpowiedziałam. Jakoś nie przepadałam wcześniej za tego typu wpisami dlatego też owych nie wykonywałam. Nie mam pojęcia co się stało, że zmieniłam zdanie, ale nie ważne lepiej przejdźmy już do rzeczy. Te nominację dostałam od Alexsis z bloga Fan of books (mam nadzieję, że dobrze napisałam i mnie nie zabijesz :D). Jest to mój pierwszy TAG więc proszę o wyrozumiałość :)




1.Twój startowy Pokemon – pierwsza książka, która rozpoczęła twoją przygodę czytelnika.

O matko nie mam pojęcia. Serio. Czytam od kiedy pamiętam i nie wiem skąd wzięła się moja chęć do czytania czegoś więcej niż Plastusiowy Pamiętnik.


2. Pojawienie się legendarnego Pokemona – książka podpisana przez autora.
No niestety nie posiadam takiej. Chociaż w sumie to nie zależy mi jakoś bardzo na podpisie no chyba, że chodzi o Colleen Hoover, ale to raczej nierealne.


3. Magickarp ewoluował w Gyaradosa! – książka, której początek był słaby, ale okazało się, że jest bardzo dobra.
Hmm... Chwilowo przychodzi mi do głowy "Promyczek" zapewne większości znany. Podobała mi się przez pierwsze dwie strony potem uznałam, że jest nudna a od połowy nie mogłam się już oderwać.


4. Jigglypuff śpiewa – książka, która sprawia, że zasypiasz.
Oh zdecydowanie jest to przeczytany całkiem niedawno "Cmętarz zwieżąt" Stephena Kinga. Podobno autor jest znany z nudnych początków, żeby później akcja na dobre się rozkreciła, ale halo ponad 300 stron nudy to za dużo!



5. Skitty przyciąga swoją uwagę – książka, w której ostatnio jesteś zakochany.
Zdecydowanie "O krok za daleko" Abbi Glines. Czytałam ją już trzeci raz i zapewniam, że to nie było po raz ostatni. Historia Rusha i Blaire nigdy mi się nie znudzi :)


6. Elitarna czwórka – twoje cztery ulubione książki.
Ah widzicie ja potrafię wymienić te naj naj :) "Wizje w mroku", "Ostatnia spowiedź", "O krok za daleko", "Zapomniane".

7. Twój Pokedex – zdjęcie książek, które już „złowiłeś”.
Za dużo ich nie ma, ale co tam :D



8. Masterball – książka, którą chcesz mieć tak jak trenerzy Pokemonów Masterball

Chciałabym mieć książkę "Wyśnione miejsca".

9. Wyzwij kolejnych, co najmniej pięciu trenerów do TAG-u.
Ja nie nominuję nikogo bo to bez sensu. Kto chce niech odpowie tylko dajcie znać, żebym mogła poczytać! :)

Dziękuję za dotarcie do końca mam nadzieję, że nie było aż tak źle :) 

czwartek, 12 stycznia 2017

#46 "November 9" Colleen Hoover

Hejka!
Nie mam pojęcia co napisać na początku więc chyba dzisiaj od razu przejdę do książki :D No cóż to zapraszam ;)


9 listopada to data, która zaważyła na losach Fallon i Bena. Tego dnia spotkali się przypadkiem i od tej chwili zaczynają tworzyć dwie historie: jedna to ich życie, drugą pisze Ben zauroczony swoją nową muzą. Choć los postanawia ich rozdzielić, to wzajemna fascynacja jest na tyle silna, że nie może pokonać jej ani czas, ani odległość. Co roku 9 listopada rozpoczyna kolejny rozdział historii - tej realnej i tej fikcyjnej. Gdy nieubłaganie zbliża się koniec powieści, szczęśliwe zakończenie wydaje się jedynie mrzonką, bo historia na papierze zaczyna różnić się od tej, w którą wierzy Fallon…

Przeczytałam prawie wszystkie książki pani Hoover. Jest to moja ulubiona pisarka i każda kolejna jej książka podoba mi się coraz bardziej (z wyjątkiem Ugly love). Uważam, że nie opuszcza swojego poziomu ani odrobinę za co bardzo jej dziękuje bo czytając jej książki zawsze mogę oderwać się od rzeczywistości i wczuć w historię.

Zagubiliśmy się między fikcją a rzeczywistością.
Nieważne, jaką wersję tej historii poznacie.
Nieważne, który z ostatnich rozdziałów okaże się prawdziwym.
Ważne jest tylko jedno: zawsze będę ją kochał.

Od razu zakochałam się w historii Bena i Fallon. Sądziłam, że będzie to typowe romasidło i tak naprawdę było. Jednak tak słodkiego i uroczego, a jednocześnie nie przesłodzonego romansu jeszcze nigdy nie czytałam. Nie zrażajcie się jeśli i takich książek nie lubicie bo dramat także tu znajdziemy.

Bardzo spodobał mi się główny wątek- bohaterowie spotykają się jednego dnia w roku a przez resztę dni nie mają ze sobą żadnego kontaktu. Na początku byłam trochę zawiedziona i nie wyobrażałam sobie w jaki sposób autorka to opisze, ale efekt końcowy bardzo przypadł mi do gustu. Jestem nawet szczęśliwa, że nie wiem co działo się w inne dni niż 9 listopada bo dzięki temu mogłam skupić się na ich uczuciu. Swoją drogą uczucie głównym wątkiem, ale powiem Wam, że wcale tego nie czułam. Nie wiem może to dlatego, że całość pochłonęłam w dwa dni, ale wydaje mi się, że mimo iż ciągle było o nich i ich wspólnym czasie to tak naprawdę mam wrażenie, że historia skupiała się na czymś innym.

Ben nie odrywając ode mnie wzroku, wyciąga do Glenna rękę zaciśniętą w pięść. Przybijają żółwika, po czym obaj opuszczają dłonie, cały czas milcząc.

Co ważne to musicie wiedzieć, że jeszcze przy żadnej książce się tak nie uśmiałam. Naprawdę. Były smutki, romanse, ale to wszystko połączone było zaczepkami z humorem albo przeuroczymi żartami. Za to kolejny mega plus dla autorki!

Przepraszam Was bo jak to czytam to widzę, że to strasznie chaotyczna i bez sensu recenzja, ale ja sama nie wiem co i jak napisać. Nadal myślę o Benie i Fallon i to chyba dlatego. Cała historia bardzo przypadła mi do gustu i na pewno nie raz jeszcze ją przeczytam mimo banalnego zakończenia, którego mogłabym się spokojnie domyśleć. Mimo to książkę oceniłabym bardzo wysoko i wszystkim bym poleciła!

sobota, 7 stycznia 2017

#45 "Dziecko wspomnień" Steena Holmes

Hej wszystkim!
Nie wiem czy zauważyliście, ale pojawiła się nowa zakładka. W 2017 roku postawiłam sobie za cel przeczytać sto książek. Nie mam pojęcia czy mi się to uda, ale moje postępy możecie podziwiać w owej zakładce, którą z pewnością szybko znajdziecie. Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję niezwykle ciekawej i tajemniczej książki. Zapraszam.


Brian jest zachwycony, gdy dowiaduje się, że jego żona Diana jest w ciąży. Pora na dziecko nie jest jednak najlepsza – Diana właśnie otrzymała awans w pracy, a Brian musi jechać do Londynu pomóc przy otwieraniu nowego biura.
Rok później Diana nie potrafi sobie wyobrazić życia bez swej pięknej córeczki Grace. Bije się z myślami, czy wracać do pracy – tak niechętnie zostawia dziewczynkę samą. Sprawy komplikuje to, że Brian musiał zostać w Londynie na dłużej, niż wcześniej przewidywali. Kiedy Diana zaczyna zauważać dziwne zachowanie najbliższych, uświadamia sobie, że nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Czyżby chodziło o straszne, niewyjaśnione do tej pory zdarzenia z przeszłości?

Bałam się na początku sięgnąć po tą książkę. Miałam wrażenie, że jest ona skierowana do dorosłych osób, które posiadają dzieci bądź też niedługo planują je mieć. Jakim miłym zaskoczeniem było zatem dla mnie gdy zorientowałam się, że jestem w dużym błędzie. Powiem Wam, że po opisie z tyłu książki spodziewałam się czegoś zupełnie innego, ale i tak jestem zadowolona.

Oczywiście nie była to idealna pozycja, w każdej znajdzie się jakąś wadę, ale tutaj nie mogę znaleźć ich zbyt wielu. Denerwowała mnie główna bohaterka, ale nie była to jakaś złość do niej. Chodzi mi o to, że według mnie była zbyt przewrażliwiona i za bardzo 'dbała' o dziecko. Właściwie to nie ona do końca opiekowała się córeczką, ale jej nadopiekuńczość trochę irytowała. Nie wiem może chodzi o to, że mam dopiero 17 lat i nie czuje jeszcze tego co matka po urodzeniu dziecka, ale fakt, że nie chciała jej spuścić z oka nawet na moment i bała się z nią wychodzić był dla mnie dziwny. Zwłaszcza, że trwało to miesiącami.

Drugą wadą, którą znalazłam były lekkie niedociągnięcia w tekście. Fakty się nie zgadzały, albo po prostu ja nie rozumiałam. Przykładowo zwolniono nianię, a w następnym rozdziale jak gdyby nigdy nic pomagała w domu i przy dziecku. Tak samo jak główna bohaterka przyjechała z dzieckiem do restauracji i wypiła wino. Niektóre sprawy znalazły wyjaśnienie na końcu historii, ale w trakcie bardzo dekoncentrowały.

Wychodziło na to, że jesteśmy jedynym bezdzietnym małżeństwem, jeśli nie liczyć Douga i Leony po sąsiedzku. Oboje byli starsi i z pewnością wyczekiwali wnuków.

Poza tymi dwoma rzeczami nie znalazłam żadnych wad w książce. Historia opowiadana była z dwóch perspektyw dzięki czemu mogliśmy być z Dianą w teraźniejszości i zrozumieć co stało się w przeszłości. Przez cały czas autorka trzymała mnie w napięciu co sprawiło, że zanim doszłam do najważniejszego punktu, zdążyłam wymyślić już kilka swoich teorii. Mimo to nie udało mi się zgadnąć zakończenia, które mega mnie zaskoczyło. Musiałam przeczytać ten fragment dwa razy, żeby prawda do mnie dotarła. W tym samym momencie, w którym zrozumiałam wybaczyłam wszystko Brianowi i Dianie, którzy zaczęli mnie denerwować. Zwłaszcza Brianowi, którego bezpodstawnie osądziłam i przekreśliłam. Zakończenie totalnie mną wstrząsnęło i czuję, że szybko o nim nie zapomnę.

Książkę polecam wszystkim. Zarówno nastolatkom lubiącym romanse, tutaj na pewno znajdziecie chwile słodkości jak i starszym czytelnikom, którzy dobrze się wczują i zrozumieją Dianę.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece




wtorek, 3 stycznia 2017

#44 "Klejnot" Amy Ewing

Hej
Jak Wam minął Sylwester? Ja wspominam go bardzo dobrze, ale myśl o powrocie do szkoły była okropna. Na szczęście do dłuższego weekendu zostały nam już tylko dwa dni także nie jest najgorzej. Dzisiaj zapraszam na pierwszą w tym nowym roku recenzję.


Klejnot oznacza bogactwo. Klejnot oznacza piękno. Klejnot oznacza arystokrację. Ale dla dziewcząt, takich jak Violet, oznacza niewolę. Violet, która urodziła się i wychowywała na Bagnie, została wyszkolona na surogatkę dla arystokracji, ponieważ w Klejnocie jedyną rzeczą ważniejszą od bogactwa jest potomstwo.
Kupiona na aukcji surogatek przez Księżną Jeziora i przywitana uderzeniem w twarz, Violet (znana teraz jedynie jako nr 197) szybko poznaje brutalną prawdę, kryjącą się za błyszczącą fasadą Klejnotu: okrucieństwo, dwulicowość i skrywana przemoc, które stały się stylem życia arystokracji. Violet musi zaakceptować brutalną rzeczywistość… i starać się pozostać przy życiu.


Książkę bardzo długo przekładałam. Okładka od samego początku przypominała mi całą serię Rywalki, a ta nie zbyt przypadła mi do gustu więc i do Klejnotu miałam jakieś uprzedzenia. Opis bardzo mnie zaciekawił, w końcu nie za często mam okazję czytać coś o podobnym wątku. Tak więc po książkę wreszcie sięgnęłam i jestem zachwycona!

Wiem, że ostatnio napisałam, że przerzucam się na romanse, ale po przeczytaniu ponad stu stron tej historii gdzie o wątku miłosnym nie było nawet mowy byłam naprawdę zadowolona. Nawet nie spodziewałam się, że "zwykłe"  życie Violet może mnie tak zainteresować. Gdy w pewnym momencie pojawił się przystojny chłopak aż przewróciłam oczami z powodu przewidywalności. Jak się jednak okazało, nie potrzebnie! Co prawda owy wątek miłosny był, ale nie tak schematyczny jak zazwyczaj i nie na nim skupiała się akcja za co jestem wdzięczna.

Czytając książkę momentami byłam przerażona zachowaniem arystokracji. Jako bogate kobiety nie mogące mieć własnego potomstwa kupowały młode dziewczyny, które miały zapewnić ciągłość rodu. Powinny być im za to wdzięczne, ale czego można się spodziewać po zgorzkniałych, bogatych kobietach pragnących władzy? Wyobraźcie sobie, że wychodząc potrafiły uwiązać dziewczynę na smyczy! Coś okropnego. A to tylko jeden z niewielu przykładów ich okrucieństwa. Już sama myśl, że będziesz nosić w sobie dziecko, którego potem już nigdy nie ujrzysz jest okropna, ale fakt, że zostajesz tak okrutnie traktowana na oczach dziesiątek innych ludzi jest chyba jeszcze gorszy. Na szczęście w książce pokazane mamy również sceny, w których autorka pokazuje jak ważna jest miłość i uczucie i to, że nie da się ich wyrzucić z serca.

Nie  wiem,  kiedy  wstałam.  Nie zrobiłam  tego  świadomie.  Moje  serce  dokonało  wyboru,  który przeraża racjonalną część  mnie. 

Wielki plus jaki znalazłam w książce to fakt, że wiele ważnych spraw nie było wyjaśniane na początku. Aby poznać ciekawe wątki nie raz musiałam czekać nieraz i do ostatnich stron. Był to wspaniały zabieg zapewne domyślacie się dlaczego. O wiele lepiej gdy nie wszystko dostajemy od razu podane na tacy, a musimy wysilić się trochę i stworzyć własne teorie.

Podsumowując pierwszy tom serii niezmiernie przypadł mi do gustu i przeżywałam wszystko równie mocno jak Violet. Książka skończyła się w najlepszym momencie i ciągle myśleć co się stanie. Już teraz nie mogę doczekać się kolejnych części i mam nadzieję, że Wy również spróbujecie dać szansę autorce.