Strony

sobota, 30 grudnia 2017

#125 "Błękitna nadzieja" S.C. Ransom

Tytuł: Błękitna nadzieja
Autor: S.C. Ransom
Tom/seria: Błękitna miłość (tom 3)
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: 7 sierpnia 2012
Ilość stron: ?
Opis:
Alexa już wie, że istnieje sposób, by mogli być razem: ona i Callum, jej piękny, widmowy ukochany, chłopak uwięziony pomiędzy światem żywych a umarłych. Jest ktoś, kto potrafi przywrócić go do życia. Lecz nie zamierza wyjawić tego sekretu Alexie. Dla tego kogoś Alexa jest najgorszym wrogiem, którego trzeba zniszczyć. Czy moc magicznej błękitnej bransoletki okaże się potężniejsza niż nienawiść? I czy Alexa zaryzykuje wszystko, by być z tym, kogo kocha – na zawsze?

Sięgając po tę książkę nie wiedziałam o niej zupełnie nic. Znalazłam ją w swoim telefonie, nie mając niczego innego do czytania. Niestety okazało się, że była to część trzecia tej serii więc sami możecie domyślić się jak ciężko momentami było mi się połapać o co chodzi.

Chciałabym zaznaczyć, że sama w sobie fabuła była naprawdę ciekawa. Może jej realizacja nie była najlepsza, ale myślę, że gdybym zaczęła od pierwszego tomu to mogłabym być nawet zadowolona. Wiele wątków oczywiście nie znałam, ale niejednokrotnie autorka trochę przypominała zdarzenia (to dobrze bo zawsze mnie irytowało tyle przypomnień gdy czytałam wszystko od razu po kolei), a sporo domyślałam się sama. Nie była to historia wysokich lotów, ale bawiłam się całkiem nieźle.

Chcę, żebyś wiedziała, że nie zmieniłbym niczego w przeszłości, ani jednego zdarzenia, gdybym przez to miał nie spotkać ciebie.

Nie zżyłam się oczywiście z żadnym bohaterem bo poznałam ich przecież na sam koniec ich losów. Trochę szkoda, ale myślę, że z Alex i tak byśmy się nie polubiły gdyż jest to postać jakich wiele. Próbuje wszystkich uratować, jest zakochana do szaleństwa i zrobi wszystko dla ukochanego. Niestety w międzyczasie autorka wplotła wątek trójkąta miłosnego czego kompletnie nie rozumiałam bo może i miał on jakiś cel we wcześniejszych częściach, ale tu zupełnie nie pasował. Pojawił się kilkakrotnie tak jakby tylko po to, żeby wydłużyć całość. A propo tego to często miałam wrażenie, że akcja bardzo się dłuży i to w momencie kiedy tak naprawdę była w punkcie kulminacyjnym. Trochę dziwne, ale taka była cała książka. Ciała same płonęły, ale ludzie zachowywali się jakby była to codzienność.

Książę czytałam w wersji ebooka i nie wiem czy zależało to tylko od tego, ale całość była jednym ciągłym tekstem. ZERO ROZDZIAŁÓW, dacie wiarę? Wszystko leciało ciurkiem. Niewiarygodne. Dodatkowo, niektóre strony powtarzały się dwukrotnie, po prostu w pewnym momencie było to samo. Wspomnę tu też o gramatyce i znakach polskich. No często było z nimi bardzo śmiesznie, a zdania potrafiły urwać się w połowie. No cóż, to chyba nie wróży nic dobrego, ale muszę przyznać, że czytało się szybko (zajęło mi to ledwie dzień).

Pomimo tylu wad nie jestem jakoś w stanie ocenić tej książki negatywnie. Chociaż nie porwała mnie ani trochę, a historia miłości Alex i Calluma nie wzruszyła, to bawiłam się całkiem dobrze. I chociaż bohaterowie mnie irytowali i często nie wiedziałam co się dzieje to nie żałuję, że sięgnęłam po ten tytuł. Oczywiście lepiej byłoby zacząć od początku, ale nic już na to nie poradzę, prawda? Uważam, że to książka dla niewymagających i przeciętna, jakich już wiele, ale nie odradzam przeczytać. Kto wie, może będziecie zadowoleni?
Znacie już tę serię?

Moja ocena:
5/10 (dobra)

środa, 27 grudnia 2017

#124 "Pentagram" Jo Nesbø


Tytuł: Pentagram 
Autor: Jo Nesbø
Tom/seria: Harry Hole (tom 5)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data wydania: 19 listopada 2014
Ilość stron: 376
Opis:
Harry po kolejnej wpadce alkoholowej otrzymuje wypowiedzenie, ale z uwagi na okres urlopowy zostaje jeszcze włączony do śledztwa, które prowadzi Tom Waaler. Hole podejrzewa Waalera o związek ze śmiercią koleżanki-policjantki, Ellen Gjelten, ale wciąż nie ma na to dowodów.

Harry Hole tropi seryjnego mordercę, który zastrzelonym przez siebie ofiarom odcina kolejne palce u rąk, a na miejscu zbrodni zostawia znak - pentagram...

Tę książkę kupiłam sobie dobre dwa lata temu i od tamtej pory przeleżała na mojej półce wcale nie zapomniana. Nie mam zielonego pojęcia co mnie podkusiło do kupienia jej, ale z chwilą kiedy oficjalnie była już moja, odechciało mi się jej czytać. Dlatego też tak długo zwlekałam z jej przeczytaniem chociaż bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę, że muszę to zmienić.

(...)najlepsze kłamstwa są w dziewięćdziesięciu procentach prawdziwe.

Ostatnio ani trochę nie mam ochoty na kryminały i niestety z tą książką nie trafiłam. Dłużyła mi się chociaż nie mogę też powiedzieć, że jakoś niemiłosiernie. Nie była to najgorsza historia, ale do najlepszych też nie należała. Wątki z policjantem alkoholikiem już zdecydowanie mi się przejadły, a tu owy wątek się pojawił. Swoją drogą jakby trochę zaniedbany bo mimo że na początku często się do niego odnoszono, to pod koniec jakby nagle wyparował, a bohater alkoholik nie miał żadnych objawów związanych z odstawieniem.

Najbardziej typowe dla seryjnego mordercy jest to, że to Amerykanin.

Niestety takich niedociągnięć znalazłam tu całkiem sporo, niektóre mało ważne, inne już bardziej. Teoretycznie nic by nie zmieniły, jakoś dramatycznie by nie wpłynęły na fabułę, ale jednak uważam, że mogłoby się to bardziej trzymać kupy. Jeżeli chodzi o fabułę to jestem lekko rozczarowana. Nie wiem czego oczekiwałam, ale to co dostałam na pewno mnie nie zadowoliło. Sam wątek seryjnego zabójcy był nawet, nawet ciekawy (oczywiście sposób dochodzenia do prawdy, nie samo zabijanie), ale wykonanie momentami odpychało. Nie wiem, może to moja niechęć do policjantów alkoholików, a może zwyczajnie nie polubiłam tego bohatera. W każdym bądź razie było średnio, a na koniec za dużo nie potrzebnych dramatów. Żałuję, że skończyło się tak, a nie inaczej i szkoda, że nie napisali na zakończenie wprost co i z kim się stało.

Spadanie i życie łączy pewne podobieństwo. Między innymi jedno i drugie to stan bardzo tymczasowy.

Jeżeli chodzi o bohaterów to tu po raz kolejny 'niestety'. No tak, niestety bo było ich całkiem sporo i oprócz trzech w miarę ważnych, nie rozpoznawałam. Chyba najgorsze co może być w kryminale bo zakończenie mnie nie ruszyło (nie wiedziałam nawet czy z tą postacią miałam już do czynienia w książce).

Dlaczego tak kurczowo przytrzymywać duszę, skoro to oznacza, że pęknie serce?

Cieszę się, że mam to spotkanie już za sobą. Nie rozumiem kompletnie zachwytów nad autorem, ale rozumiem, każdy ma inny gust. Ja osobiście nie planuję sięgać po kolejne dzieła pana Nesbø. Książki również nie polecam, jak dla mnie był to przeciętny kryminał. Emocji nie było tu w ogóle, a zakończenie nie powaliło. Jedyny emocje towarzyszące przy czytaniu to obrzydzenie na miejsca ukrycia zwłok, ale to chyba nie o to chodzi w tego typu książkach. No cóż, to spotkanie nie za bardzo się udało.

Moja ocena:
5/10 (dobra)


Chciałabym Wam też złożyć spóźnione życzenia na święta. Mam nadzieję, że spędziliście je w rodzinnej i miłej atmosferze, że wszystko Wam się udało. Szkoda tylko, że śniegu brakło. 

czwartek, 21 grudnia 2017

[10] Czas na film: Dzieciak rządzi (2017)

Hej kochani!
Ostatnio na blogu pojawiały się tylko recenzje więc pomyślałam, że warto dodać coś nowego. Dzisiaj wyjątkowo nie film, a raczej bajka. A może film animowany jak ktoś woli?


Zauważyłam, że coraz częściej sięgam po tego typu kino. Co prawda coraz częściej też właśnie takie filmy/bajki wychodzą. Jak spojrzeć na premiery w kinie to większość to właśnie filmy animowane przeznaczone raczej dla młodszego odbiorcy. Co nie znaczy, że mnie to odpycha. Wręcz przeciwnie, bardzo lubię sobie odpocząć i się pośmiać. Niejednokrotnie w bajki wplatany jest humor, często taki, który mogą zrozumieć dorośli co sprowadza nas do tego konkretnego tytułu. Dzieciak rządzi to film animowany, który według mnie przeznaczony jest zarówno dla dzieci jak i tych starszych. Oglądałam go dość dawno więc nie jestem w stanie dokładnie przytoczyć fabuły, ale przecież nie o to chodzi. Ważne co zapamiętałam, a było to dużo śmiechu i zadowolenia.


Na początku byłam dość sceptycznie nastawiona, ale muszę przyznać, że po dość dłuższym czasie naprawdę się wciągnęłam. Fabuła była na pewno oryginalna. Z 'nieba' zostaje zesłany tajny agent, który przyjmuje postać niemowlaka. Razem z inną grupką agentów-niemowlaków planuję coś ważnego dla swojego ludu, że tak się wyrażę. Było to naprawdę ciekawe, a jak dodać czynności wykonywane przy maluchach i miny i komentarze agencika, to trudno było się nie uśmiechać. Nie raz miałam łzy w oczach, oczywiście ze śmiechu, ale myślę, że bardziej śmieszył mnie śmiech chłopaka, z którym oglądałam niż sam bohater. Co nie zmienia faktu, że bajka sama w sobie naprawdę była zabawa, ale już się powtarzam. Może to i dobrze bo o to tu przecież chodzi! Po tylu miesiącacn zapamiętałam przede wszystkim to jak bardzo czułam się szczęśliwa oglądając.


Trudno coś napisać o grze aktorskiej w końcu to komputerowa animacja, ale warto wiedzieć, że jak najbardziej udana. Nie raz nie skupiano się na szczegółach, wygląd bohatera czy otoczenie. Tutaj było odwrotnie, czuło się, że to mimo iż bajka to jednak mocno przypominająca wyglądem normalny film.
Co zatem zamierzam teraz napisać? Oczywiście, że mocno polecam! Idealna bajka na zakończenie stresującego dnia!

*wszystkie obrazki pochodzą z Google grafika

sobota, 16 grudnia 2017

#123 "Pochłaniacz" Katarzyna Bonda


Tytuł: Pochłaniacz 
Autor: Katarzya Bonda
Tom/seria: Cztery żywioły Saszy Załuskiej (tom 1)
Wydawnictwo: MUZA
Data wydania: 12 kwietnia 2017
Ilość stron: 672
Opis:
Zima 1993. Tego samego dnia, w niejasnych okolicznościach, ginie nastoletnie rodzeństwo. Oba zgony policja kwalifikuje jako tragiczne, niezależne od siebie wypadki.
Wielkanoc 2013. Po siedmiu latach pracy w Instytucie Psychologii Śledczej w Huddersfield na Wybrzeże powraca Sasza Załuska. Do profilerki zgłasza się Paweł „Buli” Bławicki, właściciel klubu muzycznego w Sopocie. Podejrzewa, że jego wspólnik - były piosenkarz i autor przeboju Dziewczyna z północy - chce go zabić. Załuska ma mu dostarczyć na to dowody. Profilerka niechętnie angażuje się w sprawę. Kiedy jednak dochodzi do strzelaniny, Załuska zmuszona jest podjąć wyzwanie. Szybko okazuje się, że zabójstwo w klubie łączy się ze zdarzeniami z 1993 roku, a zamordowany wiedział, kto jest winien śmierci rodzeństwa. Jednym z kluczy do rozwiązania zagadki może okazać się piosenka sprzed lat.


Dobrze wiecie, że ja i polskie książki za bardzo się nie lubimy. Dawno temu dałam szansę panu Remigiuszowi i było całkiem w porządku więc kiedy nadarzyła się okazja na przeczytanie kolejnego polskiego kryminału, pomyślałam 'dlaczego nie?'. Niestety, tym razem się nie udało, a ja sama epilogu już nie doczytałam.

Z książką męczyłam się ponad tydzień. Fabuła była ciężka, wiadomo, w końcu to kryminał więc lekko być nie mogło. Niestety od samego początku nie mogłam zrozumieć kto jest kim i przez długi czas było to niezmiernie kłopotliwe. Pech chciał, że do ostatniej strony często nie wiedziałam co się dzieje, o kim mowa co oczywiście bardzo wpłynęło na moją ocenę. Myślę, że jednak tutaj jest to wina autorki, swoją drogą nie rozumiem dlaczego nazywają ją jedną z lepszych pisarek polskich. Nie rozumiem jej toku myślenia i nie raz zastanawiałam się co chciała przekazać czytelnikowi. Przez ponad sto pierwszych stron czytałam historię dwóch braci, żeby potem nagle bum, zakończyć to i wejść w świat innych postaci. Dopiero dużo, dużo później okazało się, że miało to jakiś związek, ale halo sto stron i wiele niepotrzebnych szczegółów/ciekawostek chyba nie było mi potrzebne do zrozumienia. No ale dobrze, niech i tak będzie. Jeżeli więc mam napisać cokolwiek o samej fabule to muszę przyznać, że nie było to coś specjalnego. Jak na kryminał i zagadki to pani Bonda ani trochę mnie nie porwała. Oczywiście, byłam ciekawa kto dokonał zbrodni, ale przeżyłabym i bez tego. Nie czułam się zainteresowana w żadnym momencie historii i marzyłam tylko o tym, żeby już dobrnąć do końca.

Nie ganiaj za ludźmi, nie muszą cię lubić. Ci, którzy pasują do ciebie, znajdą cię i zostaną.

Bohaterowie tej historii byli okropni. Z żadnym nie zapoznałam się bliżej, żadnego nie miałam okazji dobrze poznać. Wątki często było za krótkie, żeby cokolwiek wywnioskować o nich, a te urywki, które dostałam dały mi tylko taki obraz, dzięki któremu doszłam do wniosku, że nikogo nie polubiłam. Dlaczego? Nie wiem jak to wytłumaczyć, myślę, że musielibyście sami sięgnąć i ocenić te osoby bo każdy może mieć inne zdanie. Dla mnie niestety i w tej kwestii autorka się nie popisała.

Struktura książki nie była najlepsza. Może i zwyczajna, ale jak na kryminał rozdziały były albo zbyt krótkie albo za długie. Nie potrafiłam się zatem na niczym skupić, a ogromna ilość postaci tylko utrudniała. Ja rozumiem, że to kryminał, ale uwierzcie mi, że niektórzy naprawdę potrafią go napisać. Tu było zupełnie odwrotnie i jedyne z czego jestem zadowolona to fakt, że mam to już za sobą.

Wielkie szczęście zawsze słono kosztuje. Tylko kłopoty są za darmo.

Czy polecam Wam tę książkę? Zdecydowanie nie. Jest to słaby kryminał, który nie wciąga i nudzi. A jeżeli ktoś nie chcę porzucić czegoś co już zaczął to życzę powodzenia bo cegiełka ma prawie siedemset stron!

Moja ocena:
3/10 (słaba) 

wtorek, 12 grudnia 2017

#122 "Pamiętnik" Nicholas Sparks


Tytuł: Pamiętnik 
Autor: Nicholas Sparks 
Tom/seria: Wszystkie Kolory Miłości 
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 9 listopada 2015
Ilość stron: 256
Opis:
Karty starego notatnika kryją historię romantycznej miłości. Starszy pan codziennie odczytuje ją mieszkającej w domu opieki kobiecie chorej na alzheimera. Jest to opowieść o bogatej dziewczynie z miasta i ubogim chłopaku z prowincji, których pewnego lata połączyło wyjątkowe uczucie. Wbrew sobie zostali rozdzieleni, a ich miłość wystawiona na próbę. Czy uda im się ponownie spotkać?

W końcu udało mi się przeczytać książkę pana Sparksa. Tyle dobrego czytałam o jego twórczości, że w końcu musiałam się przekonać sama. Żałuję tylko, że sięgnęłam po historię, którą znam na wylot. Pamiętnik to jeden z moich ukochanych filmów, który mogłabym oglądać na okrągło i dlatego też znałam każdy szczegół i przede wszystkim zakończenie. Co mnie natomiast zraziło i bardzo, ale to bardzo nie spodobało? Chodzi mi o fakt, że Noaha i Ally poznajemy w momencie gdy spotykają się po latach. No przyznam, że znając film, który rozpoczyna się jak typowa romantyczna ekranizacja, spodziewałam się czegoś innego. Żałuję, że autor praktycznie w ogóle nie skupił się na opisaniu ich poznawania się. W filmie wyglądało to zdecydowanie lepiej i gdyby nie fakt, że go tak dobrze znam, myślę, że nie za dużo wiedziałabym co się dzieje w wersji papierowej. Oczywiście pan Sparks niejednokrotnie wplatał jakieś drobne historie z ich wcześniejszego związku, ale dla mnie było tego po prostu za mało. I jedyny minus jaki znalazłam w tej książce, a zarazem ogromny, który bardzo mi się nie spodobał to właśnie fakt, że bohaterów poznajemy po latach rozłąki.

Pamiętam każdą wspólnie spędzoną chwilę. A w każdej było coś wspaniałego. Nie potrafię wybrać żadnej z nich i powiedzieć: ta znaczyła więcej niż pozostałe.

Czy ich polubiłam? Przyznam szczerze, że przez cały czas wyobrażałam sobie sceny filmu, które akurat miały miejsce w książce i nie zbyt się skupiłam i na historii i na bohaterach. Tak naprawdę jednym okiem czytałam, a tak naprawdę resztę dopowiadałam sobie z ekranizacji i nic mi to czytanie nie dało chociaż nie żałuję, że sięgnęłam. Ogólnie i Noah i Ally bardzo przypadli mi do gustu. Ally mimo zawirowań w życiu i 'małego' trójkąta miłosnego, nie denerwowała mnie co rzadko kiedy się zdarza. Chociaż myślę, że to dlatego iż w filmie zagrała ją moja ulubiona aktorka i nie sposób było mi się na nią złościć.

Czuję, że więcej się napisałam o filmie niż o książce, ale niestety tak to jest jak sięga się po takie historie. Z jednej strony jestem zadowolona z tej lektury, z drugiej jednak strony czuję się bardzo rozczarowana ze względu na ten brak ich wspólnej przeszłości. Czy książkę polecam? Myślę, że warto przeczytać bo historia naprawdę piękna, aż dziw, że napisał ją mężczyzna (nie spodziewałam się, że mężczyźni mogą mieć taki talent i ani nie myśleć o jednym ani nie słodzić). Jednak jeśli mam być szczera to bardziej zachęcam do obejrzenia ekranizacji. Ja byłam zachwycona (w końcu dwoje moich ukochanych aktorów tam zagrało), a sama historia jest naprawdę piękna i wzruszająca. Warto, naprawdę warto obejrzeć.

Moja ocena:
4/10 (słaba) 

sobota, 9 grudnia 2017

#121 "Siła, która ich przyciąga" Brittainy C. Cherry


Tytuł: Siła, która ich przyciąga
Autor: Brittainy C. Cherry
Tom/seria: Elements. Żywioły (tom 4)
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 8 listopada 2017
Ilość stron: 380
Opis:
Z Grahamem Russellem nie byliśmy dla siebie stworzeni. Mną targały emocje, on pogrążony był w apatii. Ja śniłam na jawie, jego trawiły koszmary. Płakałam, podczas gdy jego oczy pozostawały suche.
Pomimo jego skutego lodem serca i mojego porywczego temperamentu, czasami łączyły nas chwile. Chwile, gdy patrzyliśmy sobie w oczy, dostrzegając skrywane w nich tajemnice. Chwile, gdy jego usta doświadczały moich obaw, a ja oddychałam jego bólem. Chwile, kiedy wyobrażaliśmy sobie jakby to było, gdybyśmy byli zakochani.
Dzięki tym chwilom unosiliśmy się ku chmurom, tam jednak dopadała nas rzeczywistość i jakaś siła zmuszała do zejścia na ziemię.
Graham Russell nie był mężczyzną, który potrafi kochać. Ja również nie byłam w tym dobra. Mimo to, gdyby dane mi było znów się zakochać, zatraciłabym się w nim już na zawsze.
Nawet jeśli przeznaczone byłoby nam roztrzaskać się o skały.


Czytając tę książkę zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze olśniło mnie, że poważne książki z życiowymi problemami to coś co bardzo polubiłam i schematyczne romanse to nie jest już nic dla mnie. Druga rzecz to fakt, że pani Cherry należy już do moich ulubionych pisarek (i nie jest to oczywiście spowodowane przeczytaniem tylko tej książki).

Ponieważ serca mają tę cudowną moc, że kiedy myślisz, że są
pełne, w jakiś magiczny sposób robi się w nich miejsce i udaje ci się
tam zmieścić jeszcze więcej miłości.

Brak mi słów, z którymi mogłabym się teraz podzielić. Spróbuję zacząć od początku chociaż będzie mi ciężko nie spojlerować bo chciałabym zrobić to od razu b uważam, że każdy powinien poznać tak ciekawą i piękną historię. Ale od początku, jak mówiłam. Fabuła. Oj, tu się działo. Muszę zaznaczyć, że nie jest to banalna historia. Temat jest dość ciężki, ale autorka bardzo mądrze i wciągająco go pociągnęła. Już samym prologiem niezmiernie mnie zainteresowała, a nie był on przecież o głównych bohaterach. Samo ich zapoznanie się było intrygujące, byłam ciekawa jak pani Cherry to dalej pociągnie, jak sprawi, że się do siebie zbliżą chociaż wydawać by się mogło, że nie mają na to najmniejszych szans. Na szczęście nie zawiodłam się, a każda kolejna strona udowadniała mi jak wielki talent posiada pisarka. Wprowadziła do fabuły tyle ciepła i humoru, ale sprawiła również, że myślałam iż oszaleje z braku możliwości zrobienia czegokolwiek. Ta niesprawiedliwość losu i po prostu durnota niektórych bohaterów były wręcz oszalałamiające, ale patrząc na to z perspektywy całej historii to wszystko wyszło genialnie.

Miłość. Uczucie, które sprawiało, że ludzie zarówno wznosili się do chmur, jak i upadali na samo dno. Uczucie, które trawiło ludzkie serca, a także spalało ich dusze. Początek i koniec każdej podróży.

Chciałabym koniecznie napisać parę zdań o bohaterach. Oczywiście Ci poboczni byli trochę zbyt słodcy, a niekiedy aż chciało się wymiotować tą cukierkowatością, ale było warto. Co ważne, autorka wprowadziła też kilka zupełnie innych postaci, takich, których po prostu nie byłam w stanie znieść. Byli tak nie czuli, tacy zimni, że aż mnie to przerażało. Inni natomiast byli tacy głupi, naprawdę ich tok myślenia przerażał mnie chyba jeszcze bardziej, ale to dzięki nim ta książka w ogóle miała jakiś sens. Jeżeli chodzi o głównych bohaterów to nie ma tu za wiele do pisania. Lucy była postacią do przetrawienia chociaż czasami jej 'czystość' mnie denerwowała, ale to może wynikać z faktu, że wątpię, aby tacy ludzie jeszcze istnieli więc jwj chęć pomagania wszystkim i ogólna dobroć była przytłaczająca. Natomiast to Graham zdecydowanie przyciągnął moją uwagę. Już od bardzo dawna nie zauroczył mnie żaden bohater, a tu proszę. Nie tylko jego wyobrażenie o wyglądzie pana z okładki, ale jego charakter. Zimny jak skała, zamknięty w sobie, nie potrzebujący niczyjej pomocy. A jednak z każdym rozdziałem gdy zmieniał się, nie mogłam przestać o nim myśleć. Jego cięte riposty i żarty były tak cudowne, że aż musiałam siadać, czytając. Uśmiałam się do łez niejednokrotnie, a często też łapało mnie moce wzruszenie, a większość za sprawą tego wspaniałego pana.

Najtrudniejszą częścią życia było oglądanie jak ukochane osoby idą prosto w ogień, podczas gdy jedyne co mogłeś zrobić, to usiąść i patrzeć jak płoną.

Chciałabym napisać, że jestem zauroczona zarówno tym bohaterem jak i całą historią. Zazdroszczę Lucy takiego partnera, ale trochę żałuję jak pod koniec sprawy się potoczyły, co wyszło na jaw. Nadal nie jestem w stanie tego przetrawić i wciąż to przeżywam chociaż historia zdecydowanie ma happy end. No cóż, mogło być gorzej, ale nie żałuję ani chwili poświęconej na przeczytanie. Pochłonęłam w jeden dzień czego bardzo żałuję bo już brakuje mi Grahama. Szkoda, ale pewnie jeszcze kiedyś sięgnę. Zdecydowanie polecam, cudowna historia!

Moja ocena:
10/10 (rewelacyjna)

poniedziałek, 4 grudnia 2017

#120 "Mroczne zakamarki" Kara Thomas


Tytuł:  Mroczne zakamarki 
Autor: Kara Thomas
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 20 września 2017
Ilość stron: 416
Opis:
W Fayette, prowincjonalnym miasteczku w Pensylwanii, na każdym kroku czają się ponure tajemnice. Tessa, która wyjechała stąd w dzieciństwie, cały czas starała się nie myśleć o tym, co wydarzyło się tamtej letniej nocy. Tak mroczne przeżycia mogą zostawić w pamięci niezatarty ślad, jeśli tylko im się na to pozwoli.
Callie, jej przyjaciółka, została w Fayette. Przeprowadziła się do innego domu, więc nie musi codziennie patrzeć na te same ściany, ale Callie zawsze była tą silniejszą. Dlatego potrafi stawiać czoła demonom i ma nadzieję, że pewnego dnia znikną na dobre, jeśli będzie ostro imprezowała.
Jako dziewczynka Tessa nigdy nie rozmawiała ze swoją przyjaciółką o tym, co wtedy widziały. Nie przed procesem, w którym obie zeznawały. Ani tym bardziej potem. Po procesie Callie zamknęła się w sobie, a Tessa wyjechała, co tylko sprawiło, że przyjaciółki całkowicie straciły ze sobą kontakt. Ale od wyjazdu Tessę nurtują pytania. Pewne rzeczy nieustannie budziły jej podejrzenia. A teraz musi wrócić do Fayette – tam, gdzie Wyatt Stokes czeka w celi śmierci na proces apelacyjny, gdzie przed laty zginęła Lori Cawley, kuzynka jej przyjaciółki, i gdzie ukrywa się ktoś, kto może znać prawdę. Tylko że szukając rozwiązania zagadki Tessa z każdym krokiem zbliża się do mordercy – a tym razem uciec nie będzie tak łatwo.


Przeglądając Wasze blogi natrafiałam na przeróżne opinie tej książki. Od zachwytów i maksymalnych ocen do solidnego rozczarowania. Nie było innej możliwości niż żebym sama przekonała się czy historia warta jest poznania. Czy się zawiodłam? A może jestem zachwycona? Jak myślicie?

Od bardzo dawna nie czytam kryminałów, sięgnięcie po takim okresie i natrafienie na przeciętną książkę mogłoby okazać się nie przyjemne i niestety tak było. Nie za bardzo wiem co mam napisać. Bo z jednej strony była to naprawdę dobra i dopracowana historia, ale z drugiej nie było to nic dobrego. Chodzi mi tu przede wszystkim o fabułę. Owszem, była ciekawa. Seryjny zabójca i sprawa z teraźniejszości, która może coś połączyć. Wielkim plusem był na pewno fakt, że rzekomy zabójsca siedział już w więzieniu, ale w tym cały szkopuł. Właśnie to mało co zrozumiałam. Nie wiem nawet czy to ostatnie opisane zabójstwo to to sprzed lat czy dokonano go teraz. Naprawdę próbowałam się skupić, ale nie mogłam. Tyle wątków się co chwila pojawiało. Tu wszystko się sypało. Bo historia miała potencjał, ale dosłownie co chwila autorka wplatała nowe dramaty, które kompletnie jak dla mnie nie były tam potrzebne.

Szkoda mi ocenić tę książkę negatywnie bo czuję, że mogło wyjść z niej coś naprawdę dobrego. Wątek zabójstw był tu pokazany w ciekawy sposób i wszystkie szczegóły dużo wnosiły, ale i pokazywały, że autorka wie co robi. Niestety czuję, że trochę się pogubiła i tak jak wspominałam zaczęła na siłę wymyślać nowe dramaty, a na końcu to już przeszła samą siebie. Co jeszcze ciekawe? Główna bohaterka.. Oj, jaka ona była irytująca. Taka szara myszka, która jednak nią nie była. Potrafiła się postawić i pojechać z obcym chłopakiem daleko, daleko, ale zapytać czy może skorzystać z komputera już się wstydziła i to najbliższych. Przez to akcja się rozwlekała bo to 'biedactwo' musiało latać do biblioteki, żeby zasięgnąć informacji ze świata.

No cóż, szkoda, że tak to się skończyło (nie zrozumiałam ani trochę zakończenia). Mogło być naprawdę dobrze, a wyszło co najwyżej przeciętnie. Nie czytało mi się tego lekko, momentami wręcz dłużyło, a nowe wątki w tej sytuacji bardzo mnie irytowały. Informacji miałam aż nadto, ale efekt końcowy i wyjaśnienie sprawy można napisać, mnie usatysfakcjonowało. Czy polecam Wam tę książkę? Myślę, że jeżeli chcecie przeczytać jakiś kryminał, nie najgorszy i nie najlepszy to to będzie opcja dobra dla Was.

Moja ocena: 
6/10 (dobra)

środa, 29 listopada 2017

#119 "Consolation" Corinne Michaels


Tytuł: Consolation 
Autor: Corinne Michaels
Tom/seria: Consolation Duet (tom 1)
Wydawnictwo: Szósty Zmysł 
Data wydania: 11 października 2017
Ilość stron: 302
Opis:
Liam nie miał być moim szczęśliwym zakończeniem.
Nawet nie byłam nim zainteresowana.
Był najlepszym przyjacielem mojego męża – zakazanym owocem.Tyle że mój mąż nie żyje, a ja czuję się samotna. Tęsknię za nim i ląduję w ramionach Liama.
Jedna wspólna noc zmienia wszystko. Teraz muszę zdecydować, czy naprawdę go kocham, czy jest dla mnie tylko nagrodą pocieszenia.

Właśnie skończyłam czytać tę książkę i jestem w totalnym szoku. To co stało się na samym końcu tak mocno mnie zaskoczyło, że aż brak mi słów. Jestem zmuszona przeczytać kolejną część chociaż wcale tego nie planowałam i sama nie wiem czy to zakończenie miało sens czy jeszcze bardziej obniżyło moje zdanie o tej książce. Ale zapraszam do czytania dalej, może gdy zacznę od początku wszystko wyda Wam się jaśniejsze.

Nie można zaznać prawdziwej miłości, jeśli nie poznało się prawdziwego bólu.

Fabuła. Na pewno było to coś nowego i oryginalnego bo z wątkiem żołnierzy i ich żon, a właściwie ich życia, spotkałam się tylko raz. Nie wiem dlaczego, ale ta historia kojarzy mi się z filmem 'Szczęściarz' chociaż to zupełnie inna bajka. Zaczyna się tragicznie, czego możemy dowiedzieć się już z opisu. Lee traci ukochanego męża, a czas następujący po tym jest opisany tak tragicznie i smutno, że łzy same się kręciły chociaż tego mężczyzny ani trochę nie znałam. Potem następuje zwrot akcji, o którym także dowiadujemy się z opisu, a mianowicie uczucie z najlepszym przyjacielem męża. To już nowy wątek nie jest, ale opisane było to dla mnie fatalnie. Tak słodko i rzadko kiedy realnie, że naprawdę czytało się nie przyjemnie. Całości odejmowały docinki bohaterów, które w tym przypadku wydawały mi się co najmniej jakieś wymuszone. A to puszczanie oczka z każdym słowem i droczenie się w każdym momencie? Niezbyt wyszło bo albo było droczenie się albo płacz i rozpacz. Ogólnie rzecz ujmując fabuła jak dla mnie nie wypadła zbyt przekonująco. Dopiero samiutkie zakończenie wprawiło mnie w osłupienie, nawet przez myśl nie przeszła mi taka możliwość i nadal to przeżywam. Teraz jestem bardzo ciekawa jak wyjaśni się to dalej i chociaż kompletnie nie miałam ochoty, to sięgnę po kolejną część.

Bohaterowie niestety także nie zbyt przypadli mi do gustu. Owszem figura greckiego Boga na pewno była na plus, ale jakoś nie polubiłam się z Liamem. Nie jestem pewna dlaczego, może za mało stawiał na swoim i za dużo pozwalał decydować Lee, ale z drugiej strony rozumiem to bo sytuacja go do tego zmusiła. Niemniej oczekiwałam czegoś więcej od męskiej postaci i pewnie dlatego słono się zawiodłam. Natomiast Lee... Nie oceniam jej pod kątem tego, że tak szybko związała się z innym mężczyzną bo tu też zacznie się dyskusja co dla kogo znaczy szybko. Osobiście uważam, że skoro tak bardzo kochała męża to siedem miesięcy po jego śmierci to zdecydowanie za wcześnie. Co mi się zatem w niej nie spodobało? To, że w jednym zdaniu potrafiła się zupełnie załamać i zalać łzami, a już dosłownie linijkę dalej flirtowała i się droczyła. Muszę tu też zaznaczyć, że bardzo często zdarzały się sytuacje, że zdania nie były poprawnie gramatycznie i jakby w ogóle wyjęte z kontekstu. Jakby autorka bądź tłumacz po prostu wcisnął sobie przypadkowe zdanie w środku sceny.
No, to bardzo dekoncentrowało i musiałam się sporo nagłówkować.

Wojna wydaje się miła tym, którzy jej nie doświadczyli.

Podsumowując chcę zaznaczyć, że nie była to jakaś wybitna historia. Nie urzekła mnie i niejednokrotnie się męczyłam czytając, ale tylko i wyłącznie ze względu na zakończenie i moją ciekawość wytłumaczenia tego irracjonalnego zdarzenia, sięgnę po kontynuację. Mam nadzieję, że będzie zdecydowanie lepiej i liczę na mniej niepotrzebnych dramatów, których tutaj autorka całkiem sporo jak dla mnie wplotła.
A czy Wy czytaliście już tę książkę? Co sądzicie o tym zakończeniu?

Moja ocena: 
5/10 (dobra) 

sobota, 25 listopada 2017

#118 "Ostatnia spowiedź" Nina Reichter


Tytuł: Ostatnia spowiedź
Autor: Nina Reichter
Tom/seria: Ostatnia spowiedź (tom 1)
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 15 listopada 2012
Ilość stron: 380
Opis: 
Bradin Rothfeld jest dziewiętnastoletnim rockmanem. Kobiety w całej Europie wzdychają do jego brązowych oczu i cudownej, niemal dziewczęcej urody. Wracając z trasy koncertowej Brade spóźnia się na przesiadkę i spędza noc na opustoszałym lotnisku. Jeszcze nie wie, że będzie to najdziwniejsza noc w jego życiu. Spotyka wtedy Ally Hanningan. Tajemniczą Amerykankę, która go nie rozpoznaje. Spędzają ze sobą kilka magicznych, niezapomnianych godzin. A późnej wspaniała noc się kończy.
I oboje już wiedzą, że nie spotkają się więcej. 
Nigdy więcej.
Bo zbyt mocno czują, co rodzi się między nimi.
Żadne z nich nie może się teraz zakochać.
Ally jest zajęta – uwikłana w dziwny związek, z którego na razie nie może się wyplątać, a Brada obowiązuje kontrakt płytowy, który mówi – „prasa nie może odkryć twoich kobiet”. Brade jednak używa podstępu i ciągnie tę znajomość. Pozostaje tylko jeden szkopuł. Ally nadal nie ma pojęcia, kim jest Bradin. 
I również skrywa pewien sekret. 
Co zrobi Bradin, pragnąc dziewczyny, której nie powinien nawet tknąć?


Jest to książka, która zalicza się do jednej z moich ulubionych. Swego czasu miałam fioła na jej punkcie, a całą serię pochłonęłam w bardzo krótkim czasie. Ostatnio postanowiłam sięgnąć po nią ponownie i był to duży błąd bo mam teraz o niej kompletnie odmienne zdanie. Jak wcześniej byłam zachwycona tak teraz ledwie mogłam przez nią przebrnąć. Męczyłam się niemiłosiernie, a słodkość aż wylewała mi się uszami. Koszmar!

Pytasz, dlaczego płaczę? Nie pytaj. Popatrz w moje oczy. A jeśli zobaczysz tam siebie, po prostu odejdź.

Bardzo żałuję, że moje zdanie tak się zmieniło, ale chyba muszę w końcu to sobie przetrawić i w końcu uświadomić, że Ostatnia spowiedź nie należy już do moich ulubionych historii. Owszem, była naprawdę ciekawa jeżeli chodzi o fabułę, ale teraz zauważyłam o wiele więcej i nie koniecznie mi się to spodobało. Ally poznaje Brada i ich historia jest naprawdę fajna. Rozwija się to ciekawie i gdyby nie to, że znam zakończenie pewnie bardziej bym się wciągnęła. Niestety po drodze autorka wplotła tyle niepotrzebnych dramatów, że to było nie do zniesienia. A słodkość? Wszędzie jej pełno! Zapamiętałam to w ogóle inaczej i jest mi przykro, że teraz odebrałam to w ten sposób. Nie mogłam, naprawdę nie byłam w stanie wytrzymać tych wszystkich tragedii i tej cukierkowatości.

Mówią, że w życiu tylko raz można przeżyć miłość. Tylko raz coś zrywa cię do biegu, każe gnać przed siebie, choćbyś nie widział wtedy początku ani końca, coś sprawia, że nigdy nie zapomnisz chwil i miejsc, w których ostatni raz czułaś to, co odeszło... Dla mnie ten "raz" już minął. Od tamtej pory codziennie staram się odnaleźć w tym, co zostało.

Bohaterowie? Zdecydowanie wolę typowo męskich przedstawicieli. Dobrze zbudowany, krótkie włosy najlepiej czarny i zadziorny charakter. A tutaj? Brad to taka dziewczynka jak dla mnie. Nie wypomnę nawet długich włosów (beznadzieja), ale jego zachowanie... Wszystkiego się obawia, tego nie powiem bo ją zranię, tego nie zrobię bo ona jest taka krucha jeszcze coś jej się stanie... Brrrr! Masakra! Takie ciepłe kluchy momentami, a jego pomysły? Romantyczne to może one i były, ale chyba dla nastolatki. No totalnie się zawiodłam. Ally? Drugi koszmar. Tym razem bardzo mi przeszkadzało to jak kręciła się pomiędzy braćmi. Nie rozumiem co ona sobie myślała, a jej zachowanie mocno mnie odrzucało. Nie użyje słowa, które mi się tu nasuwa bo nie jest ono pozytywne i przyjemne. Bohaterowie równie mocno mnie rozczarowali.

Zaufanie to cząstka duszy, którą oddajesz komuś w nadziei, że nadal pozostanie Twoja.

Czuję się dziwnie tak krytykując tę książkę. Zawsze wyrażałam się o niej w samych superlatywach i aż mnie ściska, że dzisiaj tak słabo ją ocenię. Niestety tak bywa, że czytając coś będąc małolatą widzimi kompletnie inaczej. Teraz po tak długim czasie odczułam wszystko wręcz odwrotnie i nie chciałabym sięgnąć po kontynuację (chociaż muszę przyznać, że zakończenie naprawdę mocne). Czy polecam? Polecam, sama fabuła jest naprawdę ciekawa, a dalsze części rozwijają się szybko i interesująco. Szkoda tylko, że narracja przechodzi sobie z jednego bohatera w drugiego, a my nie wiemy nawet kto się teraz wypowiada. Jeżeli denerwuje Was słodkość i brak typowo męskiego bohatera, który nie potrafi podjąć męskiej decyzji i zachować się jak facet to nie sięgajcie- w tej kwestii na pewno będziecie rozczarowani.

Moja ocena:
5/10 (dobra)

poniedziałek, 20 listopada 2017

Skam



Wow, wow! To już trzeci serial w niespełna rok, który udało mi się obejrzeć. Tak, dla mnie to nie lada wyczyn bo niejednokrotnie urywałam w połowie oglądanie. No cóż, nie myślcie, że to zależy od tego jak bardzo dany serial mi się spodobał. Nie, postanowiłam sobie po prostu, że jeżeli już coś zacznę to obejrzę do samego końca chociażbym miała męczyć się z tym latami (mam nadzieję, że nigdy tak nie będzie). Więc dzisiaj, kiedy to w końcu udało mi się dobrnąć do końca zapraszam do czytania.


Skam to serial, o którym dowiedziałam się przypadkowo. Najpierw usłyszałam, że rozmawiają o nim wielce zafascynowane koleżanki, potem odkryłam, że na filmwebie serial ten figuruje dość wysoko w rankingu i przyznam, że to właśnie to zaważyło na tym, że jednak obejrzałam. No więc co ja tu mogłabym napisać? Serial opowiada o życiu grupki nastolatków, z czego każde z nich boryka się z pewnymi problemami (i nie myślcie, że muszą być to poważne kłopoty, czasami były to zwyczajne nastoletnie zauroczenia). Każdy sezon jest poświęcony innemu bohaterowi, za co dzięki Ci Boże bo z pierwszymi na pewno dłużej bym nie wytrzymała. Ogólnie rzecz ujmując sam pomysł na serial i jego realizacja nie wypadła źle, to bohaterowie mi się nie spodobali. Fabuła może i była ciekawa, ale jednak nie na tyle, żebym nie mogła się oderwać.


Pierwszy sezon pochłonęłam prawie w dwa dni. Odcinki były bardzo krótkie (ok 16 min), a chwilowy szał na coś nowego na pewno dodał swoje. Jak już zaczęłam oglądać to na początku ciężko było mi się oderwać. Niestety z każdym kolejnym sezonem robiło się nudnej. A obejrzenie samego ostatniego odcinka zajęło mi ponad tydzień. Nie mam pojęcia o co mogło chodzić bo raz byłam zauroczona i wciągnęło mnie na maksa, a już przy następnym odcinku myślałam o czymś zupełnie innym. Szkoda bo serial miał potencjał, możliwe, że to ja go nie zauważyłam.


Bohaterowie jak wspomniałam w każdym sezonie inni. Fajny zabieg bo mamy okazję poznać każdego (prawie) z nich bliżej. Jednych lubiłam mniej, innych bardziej, ale tak przecież jest zawsze.
Dobra, koniec tego bo widzę, że piszę już byle o czym i bez sensu. Co chcę żebyście wiedzieli? Serial nie był zły. Na swój sposób bardzo mnie zainteresował, ale niestety miał też swoje gorsze chwile. Nie żałuję, że obejrzałam bo niejednokrotnie pękałam ze śmiechu. Jedną postać, która niestety nie była główna, pokochałam, a jego na sceny z jego udziałem czekałam z utęsknieniem. Fabuła zła nie była, bohaterowie nie najgorsi- ot typowy serial młodzieżowy.

środa, 15 listopada 2017

#117 "Dwór skrzydeł i zguby" Sarah J. Maas


Tytuł: Dwór skrzydeł i zguby 
Autor: Sarah J. Maas 
Tom/seria: Dwór cierni i róż (tom 3)
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 25 października 2017
Ilość stron: 524
Opis:
Feyra powraca do Dworu Wiosny, zdeterminowana by zdobyć informacje o działaniach Tamlina oraz potężnego, złowrogiego króla Hybernii, który grozi, że rozgromi cały Prythian. Jednak by to osiągnąć, musi najpierw rozegrać śmiercionośną, przewrotną grę… Jeden poślizg może zniszczyć nie tylko Feyrę, ale też cały jej świat.
W obliczu wojny, która ogarnia wszystkich, Feyra znów musi decydować, komu może ufać i szukać sojuszników w najmniej oczekiwanych miejscach. Niebawem dwie armie zetrą się w krwawej, nierównej walce o władzę.

Ci, którzy często tu bywają, wiedzą, że zdecydowanie nie gustuję w fantastyce. Magia i dziwne stworki to na pewno nie moja bajka. A jednak już sięgając po tom pierwszy tej niezwykłej historii, wiedziałam że będę zadowolona. Nie mam pojęcia co takiego różni tę serię od innych tego typu, ale jednak to właśnie ta skradła moje serducho od pierwszej strony. Nie będę Wam tu streszczała pierwszego i drugiego tomu, ważne jest za to, żebyście wiedzieli, że pochłonęłam je w błyskawicznym tempie i nie mogłam doczekać się finałowej części. I tak oto przechodzimy do właściwej recenzji.

Muszę zacząć od tego, że niestety zapomniałam jak zakończyła się część poprzednia! To było okropne bo tak naprawdę wszystko musiałam przypominać sobie od nowa, wszystkie relacje, każdego bohatera nie mówiąc już zwyczajnie o treści. Momentami męczyłam się niemiłosiernie, ale tylko i wyłącznie z własnej winy.

Nawet w przypadku istot nieśmiertelnych w życiu nie było dość czasu, by marnować go na nienawiść.

A więc fabuła. Książka na pewno zwróciła Waszą uwagę swoją grubością bo do cienkich i krótkich historii to na pewno ona nie należy. Ale to przecież dobrze, prawda? Skoro seria tak Ci się podoba, że nie sposób się oderwać to jak najlepiej, że tak długo możesz ją czytać. I owszem, nie ukrywam, że było mi przykro kończąc ją, ale z drugiej strony będąc już w połowie zaczęłam się nudzić. Sama byłam w szoku, a po przeczytaniu jednej z recenzji, zaczęłam w ogóle inaczej odbierać bohatera, co siłą rzeczy zmieniło całe moje nastawienie. A więc wyszło na to, że mając połowę takiej cegiełki przed sobą byłam już naprawdę znudzona. Myślałam, że autorka przesadziła, dała zdecydowanie za dużo akcji, a może bardziej należałoby napisać, że ową akcję za długo przeciągała. Ale, ale! Zaraz potem, gdy nagle zaczęły spadać na mnie co i rusz nowe wątki, a ja nie wiedziałam czy zdążyłam już ochłonąć po poprzedniej rewelacji, tu znowu coś. Ale było to wspaniałe uczucie. Emocje mnie nie opuszczały ani na trochę, ledwo się uspokoiłam tu znowu musiałam wstać bo nie wiedziałam jak zareagować inaczej. Cudowne! Wszystko było ze sobą naprawdę wspaniale połączone i nie byłam w stanie się oderwać.

Chciałabym też napisać kilka zdań o bohaterach. Wspomniałam wyżej, że przeczytałam pewną recenzję, która bardzo zmieniła mój pogląd. I tak rzeczywiście było. Pewna dziewczyna stwierdziła, że nie lubi Rhysa ponieważ jest on pantoflarzem. Byłam w takim szoku, że nawet tego nie skomentowałam, ale wracając do lektury zaczęłam mu się baczniej przyglądać i doszłam do wniosku, że tamta osoba miała rację. Nie tylko odechciało mi się czytać, ale wszystkie sceny z jego udziałem- był taki słodki, czuły, wszystko co najlepsze, zero wad- po prostu wychodziły mi uszami. To było tak słodkie, że aż nierealne. Wtedy zaczęłam zauważać, że Feyra była do niego bardzo podobna (pomijając fakt, że w pewnym momencie zaczęła się za bardzo rządzić i w ogóle co to nie ja...). Koniec końców mimo że trzecia część pod względem fabuły była równie ciekawa co dwie poprzednie, to bohaterowie, a właściwie ich zachowanie, bardzo obniżyli moją ocenę (chociaż na końcu i tak nie mogłabym dać jej słabej).

Tryumfalna noc... i wieczne gwiazdy. Jeśli on był ciemnością, ja byłam migoczącymi gwiazdami, które dobrze widać tylko w jego ciemnościach.

Podsumowując te wszystkie moje wypociny, muszę Wam powiedzieć, że jest mi bardzo przykro, że już to skończyłam. Jestem pewna, że po latach wrócę jeszcze do całej tej serii bo pokochałam ją bardzo mocno. Fabuła była bardzo wciągająca, bohaterowie może tu się nie popisali, ale za to Ci poboczni sporo nadrabiali. Czuć było ich ciepło, ale i zadziorność z humorem. Pośmiałam się, wzruszyłam, zdenerwowałam, zirytowałam. Wszystkie emocje, a jednak będę wspominać bardzo miło. Naprawdę polecam!

Moja ocena:
9/10 (rewelacyjna) 

piątek, 10 listopada 2017

#116 "Szczęście w miłości" Kasie West


Tytuł: Szczęście w miłości 
Autor: Kasie West 
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Feeria Young 
Data wydania: 11 października 2017
Ilość stron: 408 
Opis:
Maddie nie jest impulsywna. Ceni ciężką pracę i lubi planować. Ale któregoś wieczora pod wpływem chwili kupuje los na loterię. I, ku własnemu zdziwieniu – wygrywa masę pieniędzy!
W jednej sekundzie Maddie nie poznaje swojego życia. Koniec ze stresowaniem się systemem stypendialnym w college’u. Ni stąd ni zowąd Maddie myśli o wynajęciu jachtu. A bycie w centrum uwagi całej szkoły jest super, dopóki nie zaczynają docierać do niej przykre plotki na jej temat, a przypadkowe osoby proszą ją o pożyczkę. I teraz Maddie nie ma pojęcia, komu można zaufać. Poza Sethem Nguyenem, z którym pracuje w miejscowym zoo. Seth jest miły i zabawny, i chyba wcale nie wie o wielkiej zmianie w życiu Maddie, a dziewczyna jakoś nie ma ochoty nic mu mówić. Co się stanie jednak, jeśli Seth pozna prawdę?


Często możecie się spotkać z napisanym przeze mnie zdaniem, że po książki tej autorki sięgam w ciemno bo tak bardzo polubiłam jej twórczość. Dwa pierwsze spotkania z nią totalnie oderwału mnie od rzeczywistości i nie mogłam się oderwać. Niestety dwa ostatnie spotkania coraz bardziej zaczynały mnie nużyć. Ostatnio już nie byłam zbyt mocno zadowolona, a tym razem zakończyło się bardzo podobnie. Historia kompletnie mnie nie porwała i czuję się co najmniej zawiedziona.

Zacznę od fabuły, którą na pewno nie można nazwać schematyczną. Z wygraniem na loterii w literaturze spotykam się po raz pierwszy więc liczyłam na coś porywającego. Tym czasem wyszło na to, że mimo iż książkę pochłonęłam w jeden dzień, to zadowolona na pewno nie jestem. Sięgając, liczyłam na lekki i przyjemny romans, tym czasem otrzymałam go tyle co nic. Ostatnio jestem nastawiona głównie na takie historie więc gdy autorka skupiła się głównie na wygranej poczułam się zawiedziona. Do końca liczyłam na coś porywającego pod tym kątem, ale niestety się nie doczekałam. Nawet ostatnie kulminacyjne wydarzenia mi tego nie wynagrodziły. Fabuła sama w sobie nie była zła, a to, że pani West skupiła się na relacjach międzyludzkich po wygranej mogłoby być dobre gdyby nie fakt, że było tego po prostu za dużo. Ciągle pieniądze i pieniądze, a wątki poboczne (mam tu na myśli oczywiście miłość) potraktowane jak dla mnie po macoszemu.

Kto powiedział, że pieniądze nie dają szczęścia? Kupiłabym temu komuś drobiazg lub dwa, od razu by zrozumiał.

Czas na bohaterów. O, tak. Tu mogłabym się rozpisać porządnie, ale nie mam zamiaru Wam niczego spojlerować. Oczywiście Maddy, główna bohaterka. Jaka była? Irytująca, zdecydowanie irytująca. Na początku się polubiłyśmy, byłam w stanie ją zrozumieć i postawić na jej miejscu. Jednak gdy dziewczyna wygrywa mnóstwo pieniędzy wszystko się zmienia jak można przewidzieć. Ja wiem, wiem, że każdego człowieka pieniądze zmieniają, ale tu mam dobrą okazję ponarzekać. Więc Maddy, ah Maddy... Na pewno można napisać, że miała dobre serce i intencje, ale spodziewacie się jak to się skończyło? No właśnie, mogła być na tyle rozsądna (i tu bardzo się dziwię bo autorka wykreowała ją jako mądrą osobę) i chociaż odrobinę się zastanowić czy te wszystkie nowe przyjaźnie są prawdzie. Ponadto dziwi mnie, że będąc tak rozsądną osobą, tak szybko i bezsensu wydawała te pieniądze. Po prostu mi się nie spodobała. Reszta bohaterów niestety również nie zbyt mocno mi się spodoba. Ogólnie rzecz ujmując to było średnio.

-Nie noszę przy sobie gotówki.
-Może powinnaś zacząć - stwierdził. -Kupisz sobie przyjaciół.

Chciałabym tu zaznaczyć, że książka nie jest zła. Daje dużo do myślenia chociaż mogłoby się wydawać, że wszystko już wiemy i takie historie nie są nam obce. Jednak każde nowe zdarzenie, każda nowa intryga sprawiały, że serce mnie ściskało bo zdawałam sobie sprawę, że w realnym świecie ludzie właśnie tacy są. Pani West może się nie popisała pod względem romantycznym, ale jeżeli chodzi o wątek wygranej to uważam, że opisała go dobrze. Książkę oceniam słabo dlatego, że nie porwała mnie w stu procentach i zabrakło mi miłości, ale zaznaczam: nie jest to zła historia.

Moja ocena: 6/10 (dobra) 

wtorek, 7 listopada 2017

#115 "Buntowniczka z pustyni" Alwyn Hamilton

Tytuł: Buntowniczka z pustyni 
Autor: Alwyn Hamilton 
Tom/seria: Buntowniczka z pustyni (tom 1)
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 26 kwietnia 2017
Ilość stron: 365
Opis:
Bezkresne piaski pustyni przemierzają tajemnicze bestie, w których żyłach płynie czysty ogień. Krążą pogłoski, że istnieją jeszcze takie miejsca, w których dżiny wciąż parają się czarami. Lud Miraji coraz mocniej występuje przeciwko tyranii Sułtana. Każda noc pośród wydm pełna jest niebezpieczeństw i magii. Jednak osada Dustwalk nie jest ani magiczna, ani mistyczna – to zabita deskami dziura, którą nastoletnia Amani pragnie opuścić przy najbliższej okazji.
Buntowniczka wierzy, że dzięki talentowi w posługiwaniu się bronią, uda jej się uciec spod opieki despotycznego wuja. Podczas zawodów strzeleckich poznaje Jina – tajemniczego i przystojnego cudzoziemca, który może jej pomóc w realizacji planów. Amani nie przepuszcza jednak, że jedna, ryzykowana decyzja, sprawi, że będzie musiała uciekać przed armią Sułtana, ramię w ramię ze zbiegiem oskarżonym o zdradę stanu.

Książka, która wywołała we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony jestem nawet zadowolona z lektury, a z drugiej jestem kompletnie rozczarowana. Wiecie, że fantastyka to zupełnie nie moja bajka, a skusiły mnie zachwyty jednej z blogerek. No jak widać nie koniecznie się udało i chyba mam lekko odmienne zdanie niż tamta dziewczyna.

Nieważne, gdzie się znajdujemy, nic nie zmieni tego kim jesteśmy (...). Jeśli tutaj byliśmy bezwartościowi, dlaczego miałoby to się zmienić gdzieś indziej?

Niw ukrywam, że od czasu do czasu lubię poczytać coś nierealnego zwłaszcza gdy pojawia się tam wątek miłosny. A gdy dwoje pozornie nie lubiących się bohaterów ucieka przed wrogami to jestem bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw. A tu właśnie tak było więc dlaczego jestem tak zawiedziona? Wydaje mi się, że był to jedyny ciekawy wątek całej historii, a i tak nie skupiono się na nim w takiej mierze jakiej bym oczekiwała. Te wszystkie legendy i magiczne postacie po drodze po prostu zaczęły mi się mylić! Za dużo tego wszystkiego. A sama fabuła? Owszem, w porządku. Ale właśnie napchanie tego wszystkiego naraz, tyle informacji naraz sprawiło, że ledwo byłam przez to w stanie przebrnąć. A ciągnęłam to ze względu na relacje głównych bohaterów co i tak nie wyszło mi na dobre. Jestem ciekawa czy ich "związek" (o ile zaistnieje) rozwinie się w kolejnej części, ale mimo wszystko nie sprawdzę. Kompletnie nie mam ochoty na kontynuację.

Bohaterowie nie byli zbyt ciekawi. Pomijając fakt, że niektórzy zwyczajnie mi się mylili. Ot, postacie jakich wiele. Nie mocno nudni, ale i nie wystarczająco ciekawi. Tacy, że nie da się ich nawet opisać. Rozumiem, że każdy może mieć odmienne zdanie, ale prawda jest taka, że dla mnie cała ta historia była nijaka. Momentami akcja naprawdę ciekawie się rozwijała, ale już za moment pojawiały się nowe legendy, postacie, których nie sposób zapamiętać.

Jeśli ciągnęłam Jina przez pół pustyni tylko po to, żeby tu umarł, to chyba go zabiję.

Przepraszam za lekko bezsensowną i zdecydowanie krótką recenzję. Nie spodziewałam się takiego rozczarowania i nie za bardzo wiem co napisać. Po prostu brak słów, ale w negatywnym znaczeniu. Czy polecam? Owszem, myślę, że Ci, którzy mają więcej czasu i są w stanie porządnie się skupić, mogą być naprawdę zadowoleni.
A Wy czytaliście już Buntowniczkę z pustyni? A może planujecie?

Moja ocena: 5/10 (dobra) 

sobota, 4 listopada 2017

[9] Czas na film: Listy do M 2 (2015)


Wiecie, że nie przepadam za polską twórczością i nie ma tu dużej różnicy w filmie czy książce- co polskie najczęściej mnie od razu odrzuca. Staram się z tym walczyć i powoli zaczynam sięgać po nasze pozycje, ale niestety bardzo często się sparzam i mój zapał szybko się ostudza. Część pierwszą tej komedii obejrzałam dawno temu, zapewne niedaleko po jej premierze. Wspominam film jako średni, ale wiadomo, teraz moja opinia mogłaby znacznie ulec zmianie. Wczoraj w telewizji puszczono kolejną część, dalsze losy bohaterów i przyznam szczerze, że jestem naprawdę miło zaskoczona.


Zacznę od faktu, że w filmie mamy mnóstwo znanych osobowości. Zazwyczaj nie przepadam za takim zabiegiem bo historia wydaje mi się wtedy mało prawdziwa, ale tutaj na pewno było to przyjemne. Jak nie przepadam również za większością aktorów polskich, tak tu niejednokrotnie się uśmiałam zwłaszcza z Karolaka, którego śmiech jest po prostu zaraźliwy. Ogólnie rzecz ujmując pod kątem gry aktorskiej i bohaterów nie mogę nic zarzucić. Wiadomo, jednych lubię bardziej innych mniej, ale koniec końców wszystko zgrało się w logiczną i miłą całość, która naprawdę mocno mnie wciągnęła.


Fabuła jak to w takich filmach bywa dość skomplikowana, zwłaszcza na początku gdy oglądający dostaje tylko urywki pewnych scen. Dopiero gdy później wszystko zaczyna składać się w logiczną całość okazuje się jaki naprawdę jest film. Pod względem fabuły też nie mam czego zarzucić. Wątków było sporo, od tych zabawnych jak i po tych smutniejszych, ale każdy wnosił coś innego, dobrego czy pouczającego. Żałuję tylko, że historia jednej pary nie do końca została wyjaśniona, że nie zostało powiedziane wprost jak to się dalej potoczy.


Cóż jeszcze mogę napisać nie za wiele Wam zdradzając? Cieszę się, że obejrzałam ten film, to na pewno. Przyjemna i lekka historia, która naprawdę ma w sobie klimat świąt. Szkoda, że nie puścili jej trochę później, ale jest dobrze jak jest. Jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy par i czekam na część trzecią!

* wszystkie zdjęcia pochodzą z Google 

poniedziałek, 30 października 2017

#114 "Indeks szczęścia Juniper Lemon" Julie Israel


Tytuł: Indeks szczęścia Juniper Lemon
Autor: Julie Israel
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Iuvi
Data wydania: 5 lipca 2017
Ilość stron: 372
Opis:
Minęło sześćdziesiąt pięć dni od wypadku, który na zawsze odmienił życie Juniper. Świat bez jej cudownej starszej siostry Camilli stał się zimnym i smutnym miejscem.
Pewnego dnia Juniper odkrywa list siostry napisany w dniu wypadku. List, w którym Cam zrywa z tajemniczym „Ty”. Juniper jest w szoku – nic nie wiedziała o związku siostry i ziejąca dziura w jej sercu wydaje się jeszcze większa: kim tak naprawdę była Cam? Postanawia się tego dowiedzieć, odkryć tożsamość adresata i dostarczyć mu list.
Ale wtedy coś gubi. Drobiazg, niewielką kartkę. Jedną z wielu, na których codziennie notuje swój prywatny poziom szczęścia i katalog własnych „wzlotów i upadków dnia”. A ta fiszka jest wyjątkowa: zawiera tajemnicę, o której nikt nie może się dowiedzieć.
Do czego prowadzi grzebanie (dosłownie i w przenośni) w cudzych śmieciach?
Czy odkrywanie małych i wielkich tajemnic otaczających ją ludzi to jest właśnie to, czego Juniper potrzebuje, aby uporządkować własny życiowy bałagan?

Indeks szczęścia to książka, która przyciągnęła mnie przede wszystkim swoją uroczą okładką. Prostą, ale ładną. Sam opis niestety nie zbyt mnie przyciągał- odkrywanie tajemnic po śmierci bliskiej osoby? Niejednokrotnie już podobne historie czytałam. A jednak ta była inna chociaż nie mogę napisać, że w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Na pewno jak wspomniałam fabuła nie była oryginalna. Juniper traci siostrę i odkrywa poszlakę, w którą próbuje na siłę brnąć. Co zatem odróżnia tę książkę od innych? To, że nie odkrywała ona zbyt wiele nowego, a samego najważniejszego się nie dowiadujemy (nie spojler bo nie wiecie o co chodzi ☺). Śmiało mogę tu napisać, że plusem była realność tej historii: nie zawsze musimy odkryć nowe rzeczy, a zakończenie nie koniecznie musi być takie jak zawsze. Inne wątki nie było może zbyt ambitne- romanse, przyjaźnie- ale czytało się w miarę przyjemnie.

Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie moment, gdy nie będziesz w stanie już czegoś cofnąć.

Parę słów o Juniper. Właściwie to nie wiem dlaczego jej nie polubiłam bo chyba tak właśnie się stało. Może nie było tak, że jest według mnie złą postacią, ale też na pewno nie jest super i nie będę za nią tęsknić. Co takiego mi zrobiła? No w sumie to nic. Drążyła na siłę i wciskała nos w nie swoje sprawy, ale robiła to z umiarem więc nie można tu niczego jej zarzucić. Wątek miłosny z nią? Też całkiem przyzwoity. O co więc może mi chodzić? To chyba po prostu nie było to. Historia jakich wiele bez szału.

Dzisiaj krótko, ale na temat. Wszystkiego dowiedzieliście się powyżej, a ja nie mam już za wiele do dodania. Czy polecam? Może. Zauważyłam, że wiele osób było zadowolonych z tej lektury więc nie chcę żebyście sugerowali się tylko moim zdaniem. Może Wam spodoba się bardziej i znajdziecie w niej to "coś".

Moja ocena: 6/10 (dobra) 

piątek, 27 października 2017

#113 "Tysiąc odłamków Ciebie" Claudia Gray

Tytuł: Tysiąc odłamków Ciebie 
Autor: Claudia Gray
Tom/seria: Firebird (tom1)
Wydawnictwo: Jaguar 
Data wydania: 10 maja 2017
Ilość stron: 366
Opis:
Rodzice Marguerite Caine są słynni ze swoich przełomowych odkryć w dziedzinie fizyki. Światło dzienne ujrzał właśnie najbardziej niezwykły z ich wynalazków, pozwalający przeskakiwać pomiędzy wymiarami i mogący zrewolucjonizować naukę. Wtedy jednak ojciec Marguerite zostaje zamordowany, zaś sprawca – jego przystojny, małomówny asystent Paul – ucieka do innego wymiaru.
Margueritenie zamierza pozwolić, by człowiekowi, który zniszczył jej rodzinę, uszło to na sucho. Wyrusza w pościg za Paulem przez różne wszechświaty, za każdym razem przeskakując do innej wersji samej siebie. Ale po drodze spotyka alternatywne wersje dobrze znajomych ludzi – w tym Paula, którego życie coraz ściślej splata się z jej życiem. Niebawem będzie musiała zacząć się zastanawiać, czy Paul naprawdę jest winny – i co czuje jej własne serce. Później zaś odkryje, że prawda o śmierci jej ojca jest o wiele bardziej złowroga niż się tego spodziewała. 

Dobrze wiecie, że jestem fanką przede wszystkim romansów. Nie pogardzę też dobrym kryminałem, a czasami nawet fantastyka przypadnie mi do gustu chociaż rzadko kiedy daję jej szansę. Sięgnęłam po tę historię, nie ukrywam, przede wszystkim ze względu na ładną okładkę. Przeczytałam pierwszą stronę i już coś zaczęło mi się nie zgadzać. Opis uświadamił mnie, że jest to typowa książka fantasy, nierealność wydarzeń o wielkim poziomie. Przez pierwsze sześćdziesiąt stron zastanawiałam się czy może po prostu nie dokończyć tej historii, ale przemogłam się i tak o to powstała ta recenzja.

Wiem teraz, że żałoba jest jak osełka. Szlifuje całą twoją miłość, wszystkie szczęśliwe wspomnienia, I czyni z nich ostrza, które rozrywają Cię od środka.

Fabuła? Koszmar! Być może nie chodzi tu o same wątki i zdarzenia bo one nawet na swój sposób były ciekawe, ale o ich wykonanie. Niestety już wiem, że z autorką się nie polubię. Oczywiście jestem trochę nie obiektywna bo bardzo nie lubię wątków 'kosmicznych' (w końcu przeskakiwali wymiary jakby nie było), ale postaram się coś sensownego z tego skleić. A jeśli mowa o sensownym sklejeniu.. No cóż, nie wiem o co chodzi, czy to wersja książki czy rzeczywiście autorka, ale ja momentami w ogóle nie wiedziałam co się dzieje! Z kim mam teraz doczynienia to już nie wspomnę. Meg (dopiero skończyłam lekturę, a już nie pamiętam imienia głównej bohaterki) przeskakiwała z wymiaru do wymiaru i nie dosyć, że były to naprawdę mało ciekawe miejsca (nienawidzę czasów carów i księżnych) to jeszcze nie zawsze wiedziałam gdzie ona w ogóle jest. A te wszystkie skomplikowane nazwy i działania, które zrozumieliby tylko fizycy? (o ile to chociaż trochę jest prawdziwe) Coś okropnego!

Może parę słów o bohaterach? A chętnie! Meg- no, no tu jest co opowiadać, ale się streszczę. Oczywiście schemat. Główna bohaterka, w której każdy się kocha, a ona jest teraz najważniejszą osobą w tym wymiarze... Banał. Jej uczucia oczywiście okropnie zagmatwane, a jej zachowanie nie do przyjęcia. Co to nie ja, musisz mnie zabrać ze sobą, ja jestem najważniejsza, jestem ci potrzebna. Kolejny koszmar. A ponownie z trójkącika miłosnego? O ile w ogóle miałam z tymi prawdziwymi doczynienia byli równie zagmatwani co Meg. To było po prostu nie do przyjęcia, a ja przez większość czasu musiałam się domyślać o czym może być teraz mowa w książce.

Nie potrzebuję świata bez ciebie.

Podsumowując, uważam, że książka nie jest warta swojej oceny na portalach. Ponad 7? W życiu bym jej tyle nie dała. Być może chodzi tu o to, że nie jestem fanką tego gatunku, ale nie raz byłam zauroczona fantasyką więc tym bym się za bardzo nie sugerowała. Liczyłam na dobre zakończenie, właściwie tylko to trzymało mnie do końca, a i tak się zawiodłam. Sama słodycz po tych wszystkich wydarzeniach z ich życia. No cóż, zdaje sobie sprawę, że wiele z Was może mieć zupełnie inne zdanie, ale jak dla mnie ta historia to była totalna porażka.

Moja ocena: 3/10 (słaba) 

środa, 25 października 2017

#112 "Listy do utraconej" Brigid Kemmer


Tytuł: Listy do utraconej 
Autor: Brigid Kemmer
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: YA! 
Data wydania: 27 września 2017
Ilość stron: 400
Opis:
Declan Murphy to „typ spod ciemnej gwiazdy”. W szkole boją się go nawet nauczyciele. Zbuntowany siedemnastolatek odbywa na cmentarzu obowiązkową pracę na cele społeczne. Pewnego dnia na jednym z grobów znajduje list. Zaintrygowany czyta go i postanawia odpowiedzieć. Gdy Juliet Young odkrywa, że ktoś naruszył jej prywatność i przeczytał list do zmarłej przed niecałym rokiem matki, jest zdruzgotana. Matka Juliet pracowała jako fotoreporterka w różnych miejscach na świecie, dlatego często porozumiewała się z córką poprzez listy. Pokonując złość, odpisuje na wiadomość nieznajomego. Z czasem między Juliet i Declanem rodzi się nić porozumienia.

Nie mam pojęcia od czego zacząć. Sięgając po ten tytuł nie miałam jakiś wygórowanych oczekiwań. Owszem opi, opis jak najbardziej mnie zaciekawił, ale na pewno nie spodziewałam się, że będę tak zadowolona. Żałuję, że tak szybko pochłonęłam tę książkę. Jeden dzień to zdecydowanie za mało dla takiej wciągającej historii i takich intrygujących bohaterów.

Pyta mnie,dlaczego los rozdziela ludzi,a ja nie mogę przestać myśleć,czy nie o to właśnie chodzi losowi.

Zacznę od fabuły. A trzeba tu zaznaczyć, że była całkiem oryginalna bo o wątku pisania do siebie listów/wiadomości (nie znając się) miałam okazję przeczytać tylko raz z tego co pamiętam. Może całość nie była jakoś ogromnie ciekawa, a momentami bardzo schematyczna to nie sposób było się oderwać, naprawdę. Nie mam pojęcia o co chodziło, ale historia miała w sobie coś takiego, że czytałam ją w każdym możliwym miejscu, a gdy musiałam ją odłożyć to myślałam tylko o niej. Na sam koniec akcja rozwinęła się trochę szerzej i już wtedy kompletnie nie byłam w stanie przerwać czytania. Mamy tu pokazand naprawdę wiele. Trochę mroku, ale i dużo ciepła rodzinnego. To wszystko było nieźle zagmatwane, a po drodze wiele uczuć mi towarzyszyło, ale naprawdę było warto. Nie żałuję ani minuty z czasu poświęconego na tę pozycję.

Parę słów o bohaterach? Nie mam pojęcia co mogłabym napisać. Byli fajni, naprawdę, ale nie tacy, którzy zachwycają. Główna bohaterka parę razy mnie zirytowała, a w męskiej części na pewno się nie zakochałam. Dlaczego? Nie wiem chyba bardziej skupiłam się na ich relacji niż na nich samych. I ci bohaterowie poboczni- no trochę ich było, a ich historie wciągały mnie swoją drogą więc i dzięki nim moje myśli odbiegały od głównych bohaterów. Mimo to nie mogę napisać, że było źle. Na swój sposób ich polubiłam i niejednokrotnie przeżywałam ich dramaty. Nie mogę więc niczego tutaj zarzucić.

To po prostu życie. Kiedy wszystko wokół się wali, można iść tylko do przodu. 

Dzisiaj na krótko bo to co chciałam Wam przekazać już mam nadzieję uchwyciłam. Książka naprawdę ciekawa i przyjemnie się czyta. Jedyna rzecz jaką mogłabym zarzucić? Gdy bohaterowie już się poznali wolałabym poczytać o tym i ich związku (o ile taki by był) coś więcej. Nawet gdyby była to sama słodycz, nie szkodzi. No, ale nie ma książek idealnych, zawsze coś się znajdzie. Ale wróćmy: zdecydowanie i z całego serca gorąco polecam. Mnie wciągnęło na maksa i pochłonęłam błyskawicznie. Żałuję, że nie ma kontynuacji, ale może to nawet lepiej bo kolejna część mogłaby obniżyć moje zdanie o książce jak to często bywa z seriami. Ale jest jak jest, a jest super. Naprawdę polecam!

Moja ocena:
 9/10 (rewelacyjna) 

poniedziałek, 23 października 2017

Trzynaście powodów

Hej kochani, po raz drugi w życiu udało mi się obejrzeć jakiś serial od początku do końca. Wiecie już, że pierwszym było Breaking Bad (klik), a teraz czas na zapewne większości znane Trzynaście powodów.


Zacznę od tego, że nie czytałam wcześniej książki. Czy chciałam? Na pewno, ale wyszło jak wyszło, że to serial znalazł się na mojej liście. Oczywiście mniej więcej z miliona reklam wiedziałam o co chodzi, ale chyba i tak nie spodziewałam się tego co otrzymałam. Zacznę od fabuły. Nie było to coś schematycznego, na pewno nie mogę tego napisać. Z podobnym wątkiem spotkałam się po raz pierwszy co jest zdecydowanie plusem. Hana popełnia samobójstwo i zostawia 13 kaset, na każdej z nich jeden z powodów, dla których zrobiła to co zrobiła. Oryginalna Hana. Owszem, nie polubiłam jej więc słabo się będę o niej wyrażała. A więc kasety wędrują, a my możemy poznać jej historię od początku. Bardzo dobrym zabiegiem było to, że Hana występowała w tych urywkach wspomnień, a nie, że słyszeliśmy tylko jej głos. To na pewno dużo pomogło, ale sprawiło również, że zabrakło mi dla niej jakiegokolwiek współczucia.


Hana to postać, która na początku wydała mi się naprawdę miłą osobą. Była nowa w szkole więc ciężko było jej się odnaleźć, ale miała tak przyjazną twarz, że od razu ją polubiłam i trzymałam za nią kciuki. No niestety. Z każdą kolejną kasetą moje zdanie o niej diametralnie się zmieniało. Niejednokrotnie miałam wrażenie, że wszystko co mówi (na kasetach) to kłamstwa, a sama pragnie tylko uwagi. I nawet jeden z bohaterów jej tak powiedział, że zawsze gdzie kłopoty to i ona. I tak właśnie było. Miałam wrażenie, że ona wręcz ich pragnie, a jeśli ich nie ma to na siłę je stwarza. Rozumiem, że część z Was może odebrać mnie za nieczułą osobę bo przecież ta dziewczyna miała tak źle w życiu, że musiała popełnić samobójstwo! Wybaczcie, ale uważam, że nie dosyć, że w ogóle nie powinna była tego robić to jeszcze nie miała powodu. Owszem to czego dowiedziałam się na końcu było okropne i niezmiernie jej współczuję, ale Ci, którzy oglądali nie sądzicie, że mogła zrobić COKOLWIEK? Naprawdę w takich sytuacjach nie wystarczy powiedzieć tylko 'Proszę, nie'. Hmm... Chyba mam dość najeżdżania na tą dziewczynę więc w jednym słowie podsumuję: słabo.


Parę słów o Clay'u- chłopaku, który aktualnie posiada kasety. No cóż Clay to taka ciapa, ciepłe kluchy jeżeli chodzi o kontakty z dziewczynami, ale nie winię go za to i kompletnie nie rozumiem dlaczego znalazł się na tych nagraniach. Czy go polubiłam? Nie zupełnie chociaż nie wiem dlaczego. Chyba chodzi o to, że tak bardzo chciał pomóc wszystko wyjaśnić, że praktycznie nie zrobił nic...


Jeżeli chodzi o całokształt serialu to nie wiem za bardzo jak się wypowiedzieć. Wątek bardzo mi się spodobał, ale jego realizacja już mniej. Nie rozumiem na przykład dlaczego niby każdy przesłuchał już te nagrania, a o pewnych rzeczach jakby nie wiedzą, dowiadują się gdy Clay zacznie drążyć. Na pewno całość to ciężki temat, a po drodze wychodzi wiele nieciekawych spraw, ale miałam wrażenie, że to wszystko lekko naciągane. Niemożliwe wręcz, żeby tyle "nieszczęść" spotkało jedną grupkę osób. Serial nie był długi. Zaledwie trzynaście odcinków, więc w miarę szybko je skończyłam (chociaż przyznaje, że koniec nie dosyć, że odwlekałam to jeszcze mi się dłużył). Słyszałam, że ma powstać kolejny sezon i z jednej strony naprawdę się cieszę. Pierwszy zakończył się bardzo nie fajnie, nic praktycznie nie zostało wyjaśnione. Wręcz powiedziałabym, że urwane w najważniejszym momencie. No, ale zobaczymy jak to będzie i narazie czekamy.
Miłego dnia!

*wszystkie zdjęcia pochodzą z Google