Strony

środa, 28 czerwca 2017

#81 "Jesień motyli" Andrea Portes


Tytuł: Jesień motyli
Autor: Andrea Portes
Tom/seria: –––
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 5 października 2016
Ilość stron: 304
Opis:
Willa Parker, sześćset czterdziesta szósta mieszkanka małego miasteczka w stanie Iowa, wkrótce ma rozpocząć nowy rozdział życia. Sławna matka, kierując się własnymi ambicjami, postanowiła wysłać ją do elitarnej szkoły dla dziewcząt. Ale spokojnie, to nie potrwa długo. Przecież Willa nie zamierza zostać na dłużej ani w nowej szkole, ani w ogóle na tym świecie.
Znajomość z Remy sprawia, że Willa zmienia zdanie. Remy jest jak kolorowy motyl. Bogata, ekstrawagancka, robi, co chce i gdzie chce. Willa po raz pierwszy czuje, że nie jest całkiem sama. Zafascynowana, daje się wciągnąć w szaleństwo luksusu i zakazanych rozrywek.
Ale Remy na własne życzenie zaczyna tracić kontrolę nad swoim życiem. Willa może pogrążyć się razem z nią albo pozwoli jej odejść.


Fabuła
Właściwie to nie wiem czego spodziewałam się po opisie. Chyba zdecydowanie więcej wątku o samobójstwie. Nie zrozumcie mnie źle, nie to, że jakoś specjalnie mnie to interesuje z osobistych powodów, ale po prostu nigdy jeszcze nie czytałam czegoś o podobnej tematyce. Tak więc w kwestii fabuły jestem totalnie zawiedziona. Tak naprawdę to nawet nie wiem co było głównym wątkiem tej historii. Przyjaźń Willi i Remy? Chociaż tutaj także czasami autorka odbiegała od tego i skupiała się na czymś innym. Jeżeli chociaż konkretnie o fabułę to dla mnie totalne dno, ani nie było to interesujące ani się fajnie nie czytało, wątków było sporo, a na żadnym tak naprawdę porządnie się nie skupiono i połowy nie doprowadzono do końca.

Styl
Co do stylu to... totalne dno po raz drugi. Nienawidzę wręcz gdy główna bohaterka/bohater zwracają się co chwila do czytelnika słowami typu: 'Nie śmiejcie się, naprawdę!', 'Cii! Tylko nie mówcie nikomu!'. Nie mogłam nie przewracać oczami prawie na każdej stronie. Niestety takich zwrotów do mnie było za wiele co nie tylko mnie męczyło, ale i mocno wkurzało więc w kwestii stylu opiszę Wam tylko to i dodam, że rozdziały po dwie/trzy strony tk zdecydowanie za krótko!

Bohaterowie
Niestety co do bohaterów też nie jestem w stanie znaleźć nic pozytywnego. Wątków i osób było całkiem sporo, trochę Willa zakręciła się wokół tego chłopca trochę wokół tego i ani w te ani w te nic konkretnego się nie dowiedziałam. Skończyło się jak skończyło, beznadziejnie nawet nie wytłumaczone do końca.
Willa jako główna bohaterka to chyba słaby pomysł. Była to nudna dziewczyna, która niczym nie przyciągała czytelnika. Nawet nie wiem co mogłabym tu napisać, tyle myśli mi przelatuje teraz przez głowę, tyle wątków, że nie wiem jaką sytuację opisać. Willa po prostu raz była 'cool', a innym razem zmieniała się w szarą myszkę kujonkę. A i to bycie 'cool' wcale nie było fajne, a wręcz żenujące.
Remy jako druga główna bohaterka wcale nie była lepsza. Tu po raz kolejny nie mam pomysłu jak ją opisać. Po prostu jej nie polubiłam. Może dlatego, że co chwila znikała z historii... Reszta postaci niestety też żenująco słaba. Na nikim autorka zbyt mocno się nie skupiła i momentami myli mi się w ogóle kto był kim.

Podsumowując
Czuję się dziwnie bo ostatnio miałam gorsze dni jeżeli chodzi o pisanie sensownych postów. Obiecałam sobie, że tym razem się postaram, a niestety trafiłam na tak słabą pozycję, że nawet dzień myślenia nie pomógłby mi napisać coś dobrego. Oczywiście Jesień motyli to książka, którą zdecydowanie Wam odradzam. Miałam małą nadzieję, że chociaż ta tajemnicza szkoła z internatem nada trochę uroku, ale jak widać nie udało się. Autorce nie planuję dawać kolejnej szansy, uważam, że to strata czasu. Jest tyle innych dobrych pisarek, że tej zdecydowanie mówię pa!

Moja ocena:
2/10

sobota, 24 czerwca 2017

[7] Czas na film: THE DUFF [#ta brzydka i gruba] (2015)



Ostatnio dawno nie było tu żadnego filmu chociaż sama nie wiem z czego to wynika. Zdecydowanie więcej teraz oglądam niż czytam bo zwyczajnie się rozleniwiłam. Tych filmów było tyle, że sama nawet nie pamiętam, od którego mogłabym zacząć dlatego też wczoraj obejrzałam coś nowego. I tak oto jest ten post jak zwykle ostatnio bez ładu i składu.
Ci, którzy stale i naprawdę czytają moje wpisy, wiedzą, że zdecydowanie gustuję w romansach/historiach o nastolatkach bądź tych ciut starszych. Oczywiście filmów to nie omija, tu też wolę szkolne klimaty i te czasem jak żałosne problemy. Nie wiem czemu tak mam, ale mogłabym oglądać takie historie godzinami. Ten tytuł już od dawna co jakiś czas przelatuje mi przed oczami i ciągle ktoś o nim wspomina. Nie pozostawało mi nic innego jak i samej go obejrzeć czego ani trochę nie żałuję. Spodziewałam się czegoś banalnego, schematycznego chociażby po samym plakacie promującym. Typowe: brzydka, mało znana dziewczyna w szkole, którą nagle zaczyna interesować się w jakiś sposób przystojny chłopak, a jego zazdrosna była (najpopularniejsza dziewczyna w szkole) zaczyna się znęcać nad biedną, szarą myszką. Powiem Wam szczerze, że chociaż było to schematyczne i naoglądałam się takich historii dziesiątki razy to w tym przypadku naprawdę fajnie się bawiłam. Co prawda zdarzały się wręcz żenujące momenty, kiedy musiałam zasłaniać oczy ze wstydu za aktorkę, ale było też wiele śmiechu. I chociaż wiedziałam jakie będzie zakończenie gdzie wręcz wtedy nawet przewróciłam oczami to i tak jestem zadowolona. Jak już wspominałam uwielbiam klimaty amerykańskich szkół: szafki, stołówki, bale. Tutaj było tego oczywiście dużo, ale ten klimat unosił się cały czas nawet w scenach poza szkolnych. I chociaż jak dla mnie aktorzy wcale nie zagrali na sto procent to i tak nie było źle. Fabuła prosta bo prosta, ale myślę, że jeszcze kiedyś wrócę do tego filmu mimo braku szału.
Tak wiem, napisane bez sensu i można odnieść wrażenie, że byle jak, ale proszę o wybaczenie. Pisanie recenzji idzie mi po prostu lepiej i wolę je, jednak czasami jak obiecałam muszą pojawić się też inne rzeczy. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie przez ten chwilowy brak skupienia i weny.
Miłego dnia!

wtorek, 20 czerwca 2017

#80 "Zły Romeo" Leisa Rayven

Tytuł: Zły Romeo
Autor: Leisa Rayven
Tom/seria: Starcrossed (tom 1)
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 29 marca 2017
Ilość stron: 400
Opis:
Cassie była uroczą dziewczyną z wielkimi ambicjami. Piekielnie zdolny Ethan miał reputację złego chłopca. Zagrali Romeo i Julię – i zmieniło się wszystko. Wielka miłość, jak w dramacie Szekspira, była im pisana. Jednak „zły Romeo” złamał „Julii” serce...
Kilka lat później grają razem na Broadwayu. Gdy spotykają się na scenie, są zmuszeni do konfrontacji z własnymi emocjami. Ethan próbuje odzyskać zranioną Cassie, jednak oboje w niczym nie przypominają siebie sprzed lat...
Czy kiedy kurtyna opadnie, ujawnią, co tak naprawdę kryje się w ich sercach?

Fabuła
No tutaj muszę przyznać, że z takim wątkiem spotykam się po raz pierwszy. Aktorzy aktorami, ale konkretnie takiej fabuły nie miałam jeszcze okazji poznać. To bardzo miłe po tylu historiach znaleźć coś nowego, a jednak niestety znalazło się parę minusów, które skutecznie ostudziły moją radość. Zwłaszcza to, że poza oryginalną częścią o graniu kochanków na scenie reszta była schematyczna i zdecydowanie... Ah sami się przekonajcie dalej.

Styl
Pod tym względem jestem bardzo zadowolona. Uśmiałam się niejednokrotnie za co autorka ma u mnie dużego plusa. Było zabawnie, ale w odpowiednich momentach pojawiała się nutka ironii i sarkazmu, która tylko dodawała uroku. I mimo że nie miałam zwyczajnie czasu na czytanie i zeszło mi z tą lekturą prawie tydzień to i tak ciągle o niej myślałam i nie mogłam doczekać się aż do niej wrócę co jest dziwne bo...

Bohaterowie
Bardzo inteligentnie zakończyłam poprzedni wątek nie wątek także zapewne umieracie z ciekawości o co mi chodzi :D No dobrze więc chodzi oczywiście o bohaterów. Obydwoje niezmiernie działali mi na nerwy. O jak bardzo! Cassie to zwykła napalona nastolatka (oczywiście na początku gdyż historia opowiadana była w dwóch czasach) i zdecydowanie nie przystoi dziewczynie ciągle prosić o bliskość mężczyzny. Z kolei Ethan to chłopak, który jej pragnie, ale jest tak "słodki", że nie chce jej dotykać i zrobić krzywdy... Jeju, blee. Naprawdę jak mnie takie wątki irytują! Widać tą chemię między nimi, ale on nie, a ta z kolei na wszystkie możliwe sposoby próbuje zmienić jego zdanie. A jak już spotkali się po latach to szkoda gadać jaka była stanowcza. Szkoda, że nie wyjaśniono do końca jak się to potoczyło, ale można się domyślić, że nie byłabym zadowolona. Sama zresztą nie wiem jak chciałabym, żeby było.

Podsumowując 
Przepraszam za tą recenzję bez ładu i składu, tak bardzo długą, ale takie wrażenie niestety zrobiła na mnie książka. Naprawdę sama nie wiem jak ją ocenić. Z jednej strony ci beznadziejni bohaterowie, a z drugiej naprawdę fajnie się czytało i będę miło ją wspominać. Nie wiem czy Wam polecać, ja po prostu zawiodłam się w kwestii głównej bohaterki bo może gdyby ona była inna całą tą historię łatwiej byłoby przełknąć.

Moja ocena: 
7/10

sobota, 17 czerwca 2017

#79 "Chłopak z innej bajki" Kasie West


Tytuł: Chłopak z innej bajki
Autor: Kasie West
Tom/seria: ––––
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: 10 maja 2017
Liczba stron: 352
Opis: 
Caymen ma 17 lat i po szkole pracuje w należącym do jej mamy nieco dziwacznym sklepie z porcelanowymi lalkami i specjalizuje się w sarkastycznym podejściu do życia, szczególnie wobec bogaczy. Lata obserwacji zamożnych ludzi zza lady i życiowe doświadczenia mamy nauczyły ją, że nie można im ufać, a do tego są zblazowani, nieuprzejmi i przekonani, że cały świat powinien leżeć u ich stóp. Gdy do sklepu trafia Xander, wysoki, przystojny i na swój sposób uroczy, ale najwyraźniej obrzydliwie bogaty, od razu widać, że jest z totalnie innej bajki. Caymen co prawda znajduje z nim wspólny język, ale jest przekonana, że jego zainteresowanie nie potrwa długo. Gdy Xandrowi niemal udaje się ją do siebie przekonać, dziewczyna odkrywa, że pieniądze grają w ich związku o wiele większą rolę, niż sądziła. Na ich wspólnej drodze piętrzą się przeszkody... czy ostatecznie trafią razem do tej samej bajki?

Krótko o fabule
Dla tych, którzy przeczytali opis: nie wydaje Wam się on dziwny, jakby napisany przez amatora, że się tak wyrażę? Przyznam, że gdybym miała sięgnąć tylko ze względu na to, na pewno bym sobie odpuściła. Jednak jako, że bardzo lubię książki tej autorki, nie mogłam nie przeczytać i jej najnowszej historii. Jeżeli chodzi o samą fabułę to jak zwykle się nie zawiodłam. Może nie była ona jakaś oryginalna, ale czytało się ją bardzo przyjemnie. Momentami trochę zalatywało schematami, ale nie mam o to w ogóle pretensji bo całość  wypadła rewelacyjnie. Oczywiście poza zakończeniem, na które po prostu nie byłam jeszcze gotowa!

Styl
Pani West już od naszego pierwszego spotkania niezmiernie przypadła mi do gustu. Jej styl pisania to jeden z najlepiej mi się czytających. Jak za każdym poprzednim razem już od początku wprowadziła mnie w świat Caymen i Xandera i sprawiła, że nie tylko mocno się z nimi zżyłam, ale i nie mogłam oderwać się do samego końca, który tak jak wspomniałam nadszedł zdecydowanie za szybko. Za każdym razem mówiłam sobie 'jeszcze tylko jeden rozdział' i tak jakoś zleciało, że dzień i już po książce...

Bohaterowie 
Trochę nie wiem co tu napisać bo mimo że się z nimi zżyłam to chyba nie umiem ubrać tego w słowa. Caymen zaplusowała u mnie swoim poczuciem humoru, a właściwie swoim sarkazmem. Idealnie wyczuwała kiedy go zastosować i nie raz mnie rozśmieszała. Niestety jej lekkie niezdecydowanie w kwestiach sercowych trochę mnie denerwowało, ale chyba jestem w stanie ją zrozumieć. Co do Xandera to nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje. Zawsze w większości męskich bohaterów byłam zachwycona i się nimi zauroczałam, a teraz od kilku książek ani trochę, nawet nie zwracam na nich zbytnio uwagi. Chyba za dużo romasideł. Wracając do samej postaci Xandera był to bardzo fajny chłopak, trochę nie myślał, ale czego się spodziewać po chłopakach ;) Mimo wszystko obydwoje ich polubiłam i na pewno będę długo o nich pamiętać.

Podsumowując 
Jest to przyjemna pozycja, przy której bardzo dobrze się bawiłam i oderwałam od rzeczywistości. Jak wszystkie książki pani West będę ją miło wspominać i na pewno kiedyś jeszcze do niej wrócę.

Moja ocena:
8/10

wtorek, 13 czerwca 2017

#78 "Siostry" Claire Dauglas

 
Tytuł: Siostry 
Autor: Claire Douglas 
Tom/seria: ––––
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 6 lipca 2016
Liczba stron: 336
Opis:
Abi cały czas nie może się pozbierać po tragicznej śmierci jej siostry bliźniaczki. Od wypadku minęło półtora roku, jednak nadal bierze antydepresanty, chodzi na terapię. Ale przede wszystkim widzi Lucy wszędzie: w oknie restauracji, na przejściu dla pieszych, biegnącą do autobusu… Chociaż dobrze wie, że nigdy już nie spotka siostry, nie ustaje w jej poszukiwaniach.
Ale gdy poznaje Beatrice, wszystko zmienia się na lepsze. Bea jest lustrzanym odbiciem Lucy. Takie same oczy, takie same włosy, twarz o kształcie serca i wydatne usta – dla Abi to znak. W dodatku Bea sama również jest bliźniaczką… Nic dziwnego, że Abi do niej lgnie, a znajomość rozwija się w piorunującym tempie. Wkrótce dziewczyna wprowadza się do Beatrice i jej brata bliźniaka - Bena, z którym szybko zaczyna łączyć ją namiętny romans…
Relacje w tym dziwnym trójkącie stają się coraz bardziej napięte, a w ich pięknym wspólnym domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy – wygląda na to, że ktoś pod nieobecność Abi myszkuje w jej rzeczach, giną też bezcenne listy, ktoś wysyła groźby… Abi czuje się coraz bardziej zagrożona. Ale czy to Bea chce pozbyć się rywalki? Czy może Abi pragnie zwrócić na siebie uwagę ukochanego?

Parę słów o fabule 
Fabuła nie fabuła, muszę zaznaczyć, że od bardzo dawna marzyłam żeby przeczytać tą książkę. Potem gdy już ją miałam odkładałam ją z dobry miesiąc, a wzięłam jakby od niechcenia z myślą, że nieźle się wymęczę. Jakim więc dla mnie zaskoczeniem było to, że pochłonęłam ją w jeden dzień i jeszcze nie mogłam się po prostu oderwać! Opis już mnie przyciągnął, nie mówiąc o okładce, ale nie spodziewałam się, że będzie to taka świetna historia. Wątek z bliźniakami to coś z czym chyba spotykam się po raz pierwszy, na pewno w tego typu powieści. Cała fabuła była dla mnie nowością. I chociaż sądziłam, że mnie nie porwie, nieźle się zdziwiłam. Na sto procent na plus!

Styl
Specjalnie za dużo o samej fabule nie rozpisywałam się na początku bo te najważniejsze rzeczy znajdziecie tu i poniżej. Nie wiedziałam czego spodziewać się po autorce, ale nie zawiodłam się w kwestii stylu. Jak już wspomniałam niezmiernie mnie ona wciągnęła. Tyle tajemnic, intryg. A najlepsze w tym wszystkim było to, że tak mną manipulowała, że nie wiedziałam już kogo podejrzewać. Momentami byłam pewna, że to jedna z dziewczyn jest wszystkiemu winna, to ona wszystko niszczy, a już za chwilę miałam co do tego wątpliwości i podejrzewałam drugą. Z jednej strony mnie to wkurzało, ale pod koniec gdy już się domyśliłam o kogo chodzi byłam zachwycona tym zabiegiem. Dzięki temu całą historię jeszcze bardziej pobudzałam swoją wyobraźnię i byłam równie przerażona co bohaterki.

Bohaterowie 
I tu właśnie leży pies pogrzebany. Gdyby nie bohaterowie książka byłaby idealna. No, ale niestety, nic takie nie jest. Abi wszystko zniszczyła, a właściwie jej zachowanie. Nie chodzi mi tu oczywiście o to, że zachowywała się bardzo dziwnie i sądziła, że popada w paranoje. Po spotykających ją sytuacjach zapewne wcale bym się od niej nie różniła. Jedyne co mnie odrzuciło to fakt iż wiedziała, że coś jest nie tak, czuła się źle w tym domu, była pewna, że ktoś pod jej nieobecność myszkuje w jej rzeczach, a mimo to nie myślała nawet o wyprowadzce. Beatrice natomiast zirytowała i zniesmaczyła mnie na sam koniec swoją decyzją. Kompletnie jej nie rozumiem, ale z drugiej strony nigdy nie znalazłam się w podobnej sytuacji. I mimo że przez większość książki mnie denerwowała na koniec stałam się dla niej bardziej wyrozumiała. Co nie zmienia faktu, że to właśnie przez te dwie panie i ich zachowanie historia nie była idealna.

Podsumowując 
Książka totalnie na plus. Żałuję, że tyle czasu odkładałam jej lekturę, ale jestem zadowolona z każdej strony. Wszystko idealnie rozplanowane, a wątki wychodziły na jaw w odpowiednich momentach, sprawiając, że całą historię byłam zaciekawiona i nie sposób było się oderwać, nie poznając zakończenia. Wszystkim fanom tego gatunku serdecznie polecam!

Moja ocena:
9/10

piątek, 9 czerwca 2017

#77 "Kiedy pada deszcz" Lisa de Jong


Odkąd sięgam pamięcią, Beau Bennett był moim najlepszym przyjacielem. Kochałam się w nim, zanim wszystko się zawaliło. Teraz chłopak chce ode mnie czegoś więcej, ale nie jestem w stanie mu tego dać. Wszystko się zmieniło. Chciałabym móc powiedzieć mu dlaczego, ale nie potrafię.
Nie wiedziałam, jak bardzo go potrzebuję, póki nie wyjechał na studia, a ja zostałam kompletnie sama.
Pewnego dnia do miasta zawitał Asher Hunt.
Chłopak z ciemnymi, urzekającymi oczyma i zarozumiałym uśmieszkiem tchnął życie w to, co ze mnie pozostało. Pomógł mi zapomnieć o bólu, który więził mnie już od tak dawna. 
Byłam zraniona.
Zostałam ocalona.
Odzyskałam nadzieję.
Tamtej nocy myślałam, że to koniec mojej historii, jednak teraz wiem, że był to jej nowy początek.
Przynajmniej dopóki pewien sekret nie wywrócił mojego świata do góry nogami…
Ponownie.

Krótko o fabule 
Muszę przyznać, że od samego początku jakoś miałam wielką ochotę na tą książkę. W środku czułam się taka 'pełna' być może ze względu na śliczną, pogodną okładkę. I chociaż nie miałam pojęcia co mnie czeka i nie miałam żadnych oczekiwań czuję, że się zawiodłam, że mimo wszystko to nie to. Z początku byłam pewna, że to ogromny schemat za schematem. Damsko-męska przyjaźń od dziecka, która w pewnym momencie musi się przerodzić w coś więcej. Dzięki opisowi byłam już przygotowana na wyjazd Beau i pojawienie się przystojnego Aschera. Banał. Spotkałam się już z tym dziesiątki razy, a jednak to co stało się potem nawet mi przez myśl nie przeszło. Przerobiłam w głowie wiele możliwych scenariuszy, ale ten banalny nawet przez chwilę się tam nie pojawił. Gdy było już za późno na odwrócenie tego, niezmiernie się wzruszyłam. Właściwie to przez resztę książki płakałam. Tak szczerze i nie lekko. I nie wiem dlaczego bo z bohaterami wcale tak mocno się nie zżyłam. Mimo że pomysł na fabułę ciekawy to czegoś mi tu zabrakło.

Styl
Z autorką miałam okazję 'spotkać się' po raz pierwszy także nie wiem czego mogłam się spodziewać. Wydaje mi się, że było dobrze chociaż nie mam porównania. Jak dla mnie trochę (zdecydowanie) przesadziła ze słodyczą. Co to było! Ostatnio pisałam o nierealnej miłości nastolatków, ale tutaj to aż się uśmiałam momentami. Bardzo oderwane od rzeczywistości wręcz niemożliwe i to właśnie to jest na jeden ogromny minus książki.

Bohaterowie
Tutaj mogłabym dużo, dużo się rozpisać, ale nie czuję takiej potrzeby. Beau wyjeżdża więc za dużo styczności z nim nie mam, ale gdy już się pojawia jakoś nie zaskrabia sobie mojej sympatii chociaż to kompletnie nie jego wina, czuję, że na jego miejscu zachowałabym się tak samo, a nawet i temu bym nie podołała. Kate była zróżnicowaną postacią, której niezmiernie współczułam już na początku historii gdzie autorka niestety była w stanie wprowadzić mnie w tą sytuację. Nie wiem czy ja byłabym w stanie coś takiego znieść, ale nie chcę się nawet przekonywać. Mimo to uważam, że nie powinna odpychać wszystkich dookoła, ale łatwo mówić. Koniec końców cieszę się, że po tylu nieszczęściach, które ją spotkały zdołała ułożyć sobie życie. Co do Ashera to jemu również bardzo współczuję i tu akurat nie cieszę się jak zakończyła się ta historia pod tym względem. Ale tak po namyśle doszłam do wniosku, że autorka wymyśliła to tak, że tak naprawdę na koniec każdy jest szczęśliwy chociaż nawet nie wiem czy mam prawo tak napisać. Szkoda tylko, że przez całą książkę nie bylam w stanie zżyć się z bohaterami, ani oprócz początku wczuć się w historię.

Podsumowując
Podsumowując książka nie była zła. Fani miłosnych dramatów i trójkątów na pewno będą zachwyceni jednak to nie jest coś dla mnie. Jest mi smutno, że wszystko nie potoczyło się inaczej i myślę, że jeszcze trochę będę to wspominać i przeżywać. Być może kiedyś sięgnę po kontynuację z czystej ciekawości, ale do tej części już raczej nigdy nie wrócę.

Moja ocena:
6/10

wtorek, 6 czerwca 2017

#76 "Bez szans" Mia Sheridan


W upadającym górskim miasteczku Kyland i Ten zakochują się w sobie wbrew rozsądkowi i na przekór surowej rzeczywistości. 
Kyland marzy tylko o tym, by przetrwać. Zaciska zęby i robi wszystko, by nie pokonała go bieda i samotność. Nie szuka miłości. Nie zamierza też oglądać się za siebie, gdy uda mu się wyrwać z piekła, w którym przyszło mu dorastać. Dla Ten codzienność to nieustanna walka o własną godność. Zmagania z chorobą matki i ludzką nieprzychylnością wymagają od niej wyjątkowej siły. Oboje rywalizują o bilet do lepszego życia, który może otrzymać tylko jedno z nich. Ktoś odejdzie, ktoś zostanie. Czy po latach zdołają spojrzeć sobie w oczy, jeśli poświęcą miłość dla przetrwania?

Krótko o fabule 
Czytałam już dwie książki tej autorki i bardzo przypadły mi one do gustu pomimo schematu i słodkości. W tym przypadku nie mogę napisać niczego o schematyczności bo tyle razy ile zostałam zaskoczona tak chyba w żadnej książce się to nie stało. Cały wątek o biedzie był bardzo ciekawie opisany, dzięki czemu naprawdę mogłam się wczuć w sytuację Ten i Kylanda. Muszę też zaznaczyć, że tak naprawdę chyba nigdzie nie udało mi się spotkać z tego typu pomysłem więc jak na pierwszy raz naprawdę jestem zadowolona. Niestety tym razem autorka nie powaliła mnie na łopatki, zdecydowanie za dużo słodkości zwłaszcza na sam koniec gdzie po prostu aż nie chciało się kończyć. W tak młodym wieku i po tak krótkim czasie znajomość według mnie wręcz nie realne są takie poświęcenia jakich oni dla siebie dokonali, ale co ja tam wiem. Aczkolwiek to właśnie tym wątkiem autorka u mnie zaminusowała bo wolę czytać coś bardziej realnego.

Styl
Styl autorki nie zaskoczył mnie niczym nowym. Nadal utrzymuje się na wysokim poziomie i bardzo przyjemnie czyta się całość. Idealnie oddaje ona sens i klimat, dzięki czemu odrywam się od rzeczywistości i pochłaniam jej książki w parę godzin, tak ciężko jest się oderwać.

Bohaterowie 
Jak zazwyczaj zakochuje się w męskiej części tak tym razem mimo ślicznej okładki szału nie było. A wszystko przez jedno głupie zdanie Kylanda. W momencie, którym je przeczytałam doznałam takiego szoku jak nigdy. Przez kolejne kilkadziesiąt stron to przeżywałam, a złość nawet po wyjaśnieniu sprawy mi nie minęła. Zmarnowali przez to tyle czasu! Brr... Poza tym Kyland zdecydowanie był za słodki, a ja wolę te czarne charaktery więc po raz kolejny szału nie było. Co do Ten to trudno jest mi się wypowiedzieć chociaż zdecydowana większość historii opowiadana była z jej perspektywy. Chyba nie wyrobiłam sobie o niej konkretnego zdania. Momentami ją lubiłam, a zaraz potem mnie irytowała.

Podsumowując 
Koniec końców jestem bardzo zadowolona z przeczytania. Bardzo lubię twórczość tej autorki i ta historia również od tego nie odstaje aczkolwiek było w niej zdecydowanie za dużo słodkości. Teraz chyba po prostu nie mam na nią ochoty i dlatego ocena jest jaka jest. Chętnych do przeczytania mimo to gorąco zachęcam, naprawdę warto poznać pióro pani Sheridan!

Moja ocena:
7/10

sobota, 3 czerwca 2017

#75 "Never never" Colleen Hoover, Tarryn Fisher


Nie kocham cię.
Nic a nic.
I nie pokocham.
Nigdy, przenigdy.
Czasem wspomnienia mogą być gorsze niż zapomnienie. Charlie i Silas są jak czyste karty. Nie wiedzą, kim są, co do siebie czują, skąd pochodzą ani co wydarzyło się wcześniej w ich życiu. Nie znają swojej przeszłości. Pomięte kartki, tajemnicze notatki i fotografie z nieznanych miejsc muszą im pomóc w odkryciu własnej tożsamości.
Ale czy można odbudować uczucia? Czy można chcieć przypomnieć sobie… że ma się krew na rękach? A jeśli prawda jest tak szokująca, że tylko zapomnienie chroni przed szaleństwem? Umysły Silasa i Charlie pełne są mrocznych tajemnic.
On zrobi wszystko, by wskrzesić wspomnienia.
Ona za wszelką cenę chce je pogrzebać.
Nigdy nie zapominaj, że to ja jako pierwszy cię pocałowałem.
Nigdy nie zapominaj, że będziesz ostatnią, którą pocałuję.
I nigdy nie przestawaj mnie kochać.
Nigdy…

Krótko o fabule
Na początku muszę zaznaczyć, że była to jedyna książka pani Hoover jakiej do tej pory nie przeczytałam. Wiele osób było nią rozczarowanych więc oczywiście z góry założyłam, że i ja będę. Nie wiem czy to przez to założenie czy tak po prostu, ale tak się stało. Zawiodłam się. Dla mnie nie było to pierwsze spotkanie z tego typu wątkiem o utracie pamięci. Zdecydowanie lepiej wypadło to w innych historiach. Autorki sprawiły, że nie byłam w stanie skupić się na głównym wątku bo ciągle jakieś poboczne mnie rozpraszały. Ich historia miłosna niestety również nie powaliła mnie na łopatki. Była na ile to możliwe w tym przypadku schematyczna i momentami za słodka. Nie wspomnę już, że nie podano mi wyjaśnienia dwóch mega ważnych i najbardziej interesujących rzeczy! Jak tak można ja się pytam? Powiem tylko: żenada. Liczyłam na dużo dużo więcej.

Styl
Właściwie tutaj za dużo napisać nie mogę. Co do stylu pani Hoover nigdy nie mam zastrzeżeń tak więc w tym przypadku nawet z inną autorką całość pod tym względem wypadła dobrze. Gdyby nie uszczerbki w fabule, historię czytałoby się na pewno szybciej i przyjemniej, niemniej jednak do stylu nie można się o nic przyczepić.

Bohaterowie
Nie wiem co jest takiego w tej książce, ale widzę w niej prawie same minusy. Bohaterowie niczym tu nie odbiegają. Niestety zarówno Silas jak i Charlie niemiłosiernie mnie wkurzali chociaż sama nie wiem czym. Silasa jeszcze jakoś bym przetrawiła, ale dziewczynę... Nie umiem nawet wytłumaczyć o co mi chodzi to była po prostu taka niechęć od samego początku do niej. Każde jej słowo, czyn czy myśl tak mnie denerwowały, że momentami przeskakiwałam fragmenty z jej udziałem. I nawet mimo tego męczyłam się z tą historią ponad tydzień.

Podsumowując 
Niestety całość jak dla mnie wypadła bardzo słabo. Jest to druga książka pani Hoover, która z żalem to mówię, ale nie przypadła mi do gustu. Wątek z amnezją może i był ciekawy, ale nie wykorzystany w stu procentach ciekawie. Bohaterowie wkurzający (nie wiadomo dlaczego). Styl jak zwykle przyjemny, ale to niestety nie wystarczy.

Moja ocena 
4/10