Strony

piątek, 28 grudnia 2018

"Srebrna zatoka" Jojo Moyes


Tytuł: Srebrna Zatoka
Autor: Jojo Moyes
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Między Słowami
Data wydania: 16 stycznia 2019
Ilość stron: 512
Gatunek: literatura obyczajowa i romans
Ocena: 9/10


Lisa nie zamierza oglądać się za siebie. Czasem lepiej nie myśleć o przeszłości. Właśnie dlatego znalazła swój azyl nad malowniczą Srebrną Zatoką, w dzikiej części australijskiego wybrzeża, gdzie można obserwować delfiny, a coroczne pojawienie się humbaków jest dla miejscowych świętem.
Mike pojawia się tam nieproszony. Przyjeżdża z wielkiego miasta i uosabia wszystko, od czego Lisa starała się uciec: nowoczesność, biznes i bezwzględną korporację.
Wraz z jego przybyciem urokliwy, spokojny świat staje się zagrożony. By go ocalić, Lisa musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ucieczka zawsze jest dobrym rozwiązaniem oraz…
Czy można pokochać kogoś, kto wydaje się naszym największym wrogiem?

~lubimyczytac.pl

W chwili wielkiego szału na film Zanim się pojawiłeś, sięgnęłam po tę historię w wersji papierowej. Ta podobała mi się o wiele bardziej niż ekranizacja, jednak już wtedy wiedziałam, że autorka ma talent, a jej książki będę poznawała z wielką przyjemnością. Nie zawiodłam się ponownie. Srebrna Zatoka skradła moje serce.

Co było głównym wątkiem, do tej pory nie jestem pewna. Jednak przyjemne było to, że autorka nie poszła w schemat, a ja sama byłam zaskoczona takim posunięciem. Opis od razu nasuwa wątek rozwijającego się uczucia pomiędzy Liz, a Mike'em, dlatego byłam w lekkim szoku, kiedy ani jedno ani drugie nie miało jakiegoś wielkiego udziału w historii. Przynajmniej z początku, kiedy to rozdziały były z wielu innych perspektyw, rzadko ich własnych. Nietypowy pomysł, nie koniecznie poczułam to, co prawdopodobnie zamierzała autorka. Srebrna Zatoka skupiała się jednak na wielu problemach, każdy na swój sposób ciekawy. Ratowanie fauny morskiej, relacje międzyludzkie i tajemnicza przeszłość. I chociaż każda z tych rzeczy na pierwszy rzut oka wydawała się banalna, to biorąc pos uwagę całość jestem jak najbardziej na tak. Nie warto rozbierać niczego na drobne elementy- skupmy się na efekcie końcowym- a ten, zdecydowanie jest pozytywny. Czułam się, jakbym była na miejscu razem z bohaterami. Jakbym brała udział w ich problemach i codziennym życiu. Ich błogi nastrój szybko mi się udzielał, a nieziemskie miejsce, które stworzyła pani Moyes jeszcze sporo pozostanie w mojej głowie. Biorąc więc pod uwagę fabułę (o której zresztą niezbyt dużo się rozpisałam), to jestem na tak. Intrygująca przeszłość Liz, wcale nie schematyczna i banalna, a wstrzastająca i chwytająca za serce. Pomoc delfinom, wielorybom i innym morskim zwierzętom- słodka, chwilami aż za bardzo, jednak urzekająca. I oczywiście uczucia, które rodziły się pomiędzy bohaterami. Jedne zbyt oczywiste, inne powolne i nowe, takie jakich niewiele ostatnio. Nie jest to książka o nastolatkach i ich pierwszej miłości, a o dwojgu dorosłych ludzi i równie poważnego uczucia, które stopniowo się rodzi.

Bohaterów w tej historii mieliśmy wielu, jednak każdy z nich był wyrazisty i poświęcono mu tyle samo uwagi. Prawie każdy wynosił coś istotnego do całości, a z pewną grupką mocno się zżyłam. Polubiłam ich od samego początku, mimo że znałam praktycznie zakończenie i niektóre sceny mogłam sama pisać. Mimo to nie mogę o nikim napisać złego słowa. Jedna jedyna osoba działała mi na nerwy, jej nie chcę brać nawet pod uwagę. Reszta natomiast skradła moje serce i kibicowałam im w każdej sprawie. A obserwowanie ich przy wykonywaniu codziennych czynności przynosiło mi swego rodzaju ulgę. Zupełnie odrywałam się od realnego świata i pomimo ciężkich czasami tematów, odpoczywałam. Dawno nie czułam takiego spokoju ducha (jakkolwiek to zabrzmiało) przy czytaniu książki. Nie tylko autorka przeniosła mnie do cudownego miejsca, ale i sprawiła, że na długo tam pozostanę.


Mam wrażenie, że trochę się już powtarzam jednak chciałabym zwrócić uwagę na to, jakie pozytywne wrażenie wywarła na mnie ta pozycja. Pomimo banalnych wątków bardzo mi się spodobała. Ich wykonanie bowiem większość rekompensowało. Nie ma tu zbyt wielu rzeczy, do których mogłabym się przyczepić. Owszem, jeden z bohaterów mnie irytował, ale to się zdarza. Zresztą taka była jego rola. Owszem, było przewidywalnie, ale niektóre zwroty akcji mocno zaskakiwały. I w końcu to zakończenie... Tu mogłabym napisać wiele niekonieczne dobrego, ale wiecie już, że nie przepadam za skrajnie słodkimi happy endami. No cóż... Bywa. Ważne, że całość wyszła naprawdę dobrze i urok tego miejsca na długo pozostanie mi w pamięci.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu:

piątek, 21 grudnia 2018

"Skazany na zło" Adrian Bednarek


Tytuł: Skazany na zło
Autor: Adrian Bednarek
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 3 października 2018
Ilość stron: 328
Gatunek: thriller/kryminał
Ocena: 9/10


Dom na kredyt, skromna firma i kochająca żona – oto życie niespełna trzydziestoletniego Wiktora Hauke. Ale pewnego dnia wszystko, co uznawał za najważniejsze, zostanie przekreślone, a to za sprawą jednego, niewybaczalnego błędu...
Przez jedną nieprzemyślaną decyzję Wiktor stał się niewolnikiem spełniającym czyjeś wynaturzone zachcianki. Aktorem wbrew woli osadzonym w roli przez wyjątkowo sadystycznego, bezwzględnego, zwyrodniałego reżysera.
Czy będzie potrafił stawić opór swojemu oprawcy? Co będzie w stanie poświęcić, by zawalczyć o to, na czym zależy mu najbardziej? A może wynik tej okrutnej gry jest z góry przesądzony?

~lubimyczytac.pl

Opis tej książki zaintrygował mnie już od pierwszej chwili. Zapowiadał mroczną i tajemniczą historię, obok której ciężko przejść obojętnie. Na szczęście środek był równie ciekawy co opis i okładka, a ja sama się nie zawiodłam. Zostałam zaproszona przez autora do świata, który stworzył z niezwykłą inteligencją. Nie da się tego nie zauważyć i tym bardziej temu zaprzeczyć. Wymyślenie niebanalnej fabuły samo w sobie jest nie lada wyzwaniem, a już umiejscowienie w niej niezwykle przebiegłego i mądrego bohatera zwiastuje tylko sukces.
Wiktor po śmierci kochanki zostaje uwikłany w szereg zdarzeń, na które z pewnością nie był przygotowany. Od samego początku wiedział, że owa śmierć była dziwna i nic jej nie zapowiadało więc kiedy po pewnym czasie otrzymuje tajemniczy prezent, wie już, że to nie wróży niczego dobrego. W taki sposób zostaje Aktorem, dla którego Reżyser ma niezwykły plan. Samo to było już nad wyraz ciekawe, a wykonanie nie pozostawia żadnych wątpliwości. To było mocne. Po prostu dobre. Jak w każdej książce mam tu coś do zarzucenia, ale w gruncie rzeczy to same błahostki. Brakowało mi przede wszystkim dłuższej znajomości z Reżyserem. To co otrzymałam zwyczajnie mi nie wystarczyło. Chociaż pod względem fabuły było rewelacyjnie, to czuję duży niedosyt. Liczyłam na więcej szantażu, więcej dramatycznych scen. Otrzymałam je, ale z innej perspektywy. I mimo że i to było genialne i niezwykle przemyślane, to nadal czegoś mi zabrakło.

Wiktor jako główny bohater nie przypadł mi do gustu. Być może jest to spowodowane jego tokiem myślowym, gdzie myśli inaczej, a zachowuje się zupełnie odwrotnie. Z początku zwykły mężczyzna, po czasie zmienia się w istnego potwora. Dosłownie, co się z nim działo... Momentami byłam przerażona co za pomysły rodziły się w jego głowie, a które potem widziały światło dzienne. Wiem, że w tej książce było to wymagane i na tym się ona opierała, jednak tak drastyczna zmiana aż raziła w oczy. Mnie po prostu chyba takie brutalne postacie nie przypadają do gustu i tyle w temacie. Do fabuły jednak Wiktor pasował idealnie.
Drugą niezwykle istotną postacią był sam Reżyser, którego można ocenić nie inaczej jak niezwykle inteligentną osobę. Podziwiam, naprawdę podziwiam w jaki sposób on myślał. To jak dosłownie wszystko miał przemyślane, to jak na każdą ewentualność był przygotowany. Coś niesamowitego. Wiem, że to właśnie dzięki temu cała ta historia tak bardzo przypadła mi do gustu. I chociaż niektóre sceny mnie obrzydzały, to końcowy efekt był niesamowity. Czapki z głów.


Pierwsze spotkanie z autorem uważam za niezwykle udane. Widać, że pan Bednarek ma wyobraźnię i umie z niej dobrze korzystać. Stworzenie takiej historii musi być bardzo trudne i wymagać wiele skupienia. Jednak to co czytelnik otrzymał wynagradza zapewne wszystkie wcześniejsze trudy. Naprawdę to było świetne. Przemyślane pod każdym względem (oprócz jednego istotnego, ale nie będę się o tym rozpisywała i niczego nie zdradzę), ciekawe, pełne emocji. Z pewnością poznam inne tytuły autora. Zasługuje na to.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

poniedziałek, 17 grudnia 2018

"Kropla nadziei" Katarzyna Michalak


Tytuł: Kropla nadziei
Autor: Katarzyna Michalak
Tom/seria: Seria mazurska (tom 3)
Wydawnictwo: Znak Literanova
Data wydania: 18 czerwca 2018
Ilość stron: 320
Gatunek: literatura współczesna
Ocena: 8/10

Tragiczne wydarzenia ostatnich tygodni sprawiły, że świat Mateusza, Siergieja i Nataniela legł w gruzach, a w ich sercach zapanowała rozpacz. Senna, urocza mazurska wioska, stała się świadkiem najtrudniejszych chwil w ich życiu. Czy Siergiej będzie w stanie pogodzić się z odejściem tej, której zaufanie i miłość z tak wielkim trudem odzyskał? Czy Mateusz na nowo odnajdzie sens istnienia? A Nataniel? Czy i dla niego wreszcie wzejdzie słońce?
~lubimyczytac.pl

Od dawna już miałam ochotę na twórczość tej autorki. Wiele naczytałam się zachwytów pod jej adresem i w końcu się skusiłam. Nie żałuję, inne jej książki już czekają w kolejce, jednak to Kropla nadziei jako pierwsza trafiła pod ostrzał. Szkoda tylko, że za późno zorientowałam się iż tą przygodę czytelniczą zaczynam od trzeciego i tomu.

Mimo iż zaczęłam właśnie od tej części to nie żałuję. Widziałam oczywiście jak wiele mnie ominęło, ile przygód już miało miejsce, ale wszystko to utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że chciałabym poznać poprzednie losy bohaterów. Skupmy się jednak na fabule Kropli nadziei, którą miałam okazję przeczytać. Trudno będzie cokolwiek napisać, nie zdradzając szczegółów, nie spojlerując. Ujmę więc to szczególikowo i konkretnie. Fabuła była ciekawa i z pewnością była dopełnieniem trylogii. To po prostu się czuło. Mieliśmy możliwość spędzić czas w małym miasteczku, wsi, ale o niej w tej części zbyt wiele nie było. Autorka skupiła się bardziej na relacjach międzyludzkich i odbudowie swoich uczuć, samego siebie po ciężkich przeżyciach, które spadły na bohaterów. Zrozumienie pewnych kwestii nie zawsze jest łatwe i przyjemne, co pani Michalak szczególnie nam pokazała. Również zwrócono uwagę na to, że życie podkładka człowiekowi kłody pod nogi w najmniej oczekiwanym momencie, ale dobro zawsze zwycięży. I chociaż przez zakończenie słodkość wysypywała mi się uszami, to całość oceniam bardzo dobrze pod względem fabuły. Tak jak wspominałam, jestem ciekawa akcji z poprzednich części, które swoją drogą na święta zamierzam sobie samej podarować.

Głównym bohaterem był Nataniel, mężczyzna srogo potraktowany przez los. Ciężko było mi się z nim zżyć, gdyż w tej części poznałam go jako zrozpaczonego i zimnego, pustego człowieka. Złamanego przez ogrom cierpienia. Dlatego też moja ocena jego postaci w żaden sposób nie byłaby subiektywna więc powstrzymam się od szczegółowych opinii na temat każdego z bohaterów. Oczywiście do każdego dołączone zostaną już jakieś uczucia, ale chyba dopiero po przeczytaniu całości będę w stanie dodać coś więcej. Na chwilę obecną mogę tylko dodać, że każda postać była wyrazista i wnosiła coś do książki. Jednych polubiłam bardziej, innych mniej. Jako całość jednak, okazali się być zgraną i porządnie wykreowaną grupą, której obecność była po prostu obowiązkowa. Każdego z nich, co pokazuje, że autorka przemyślała i dopięła wszystko na ostatni guzik.


Nie ukrywam, że z początku ciężko było mi wkręcić się w ten tytuł. Nieznajomość postaci i ich sytuacji bardzo utrudniała mi czytanie, ale dałam radę. Mało tego, uznałam, że muszę poznać wcześniejsze części. Spodobało mi się pióro autorki i jej przyjemny styl. Lekkość w pisaniu się wyczuwa, a ja sama mam wrażenie, że pani Michalak ma jeszcze sporo do zaoferowania czytelnikowi i liczę, że odnajdę to w dwóch wcześniejszych tomach.

Kropla nadziei okazała się przyjemną i lekką w czytaniu lekturą, z wieloma prawdziwymi i bolesnymi sytuacjami. Złamano mi serce, nie raz czułam, że nie wytrzymam z bezsilności. Emocji zdecydowanie nie brakowało. Żałuję, że tak szybko przeczytałam, ale pocieszam się, że w moim przypadku to jeszcze nie koniec.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.

czwartek, 13 grudnia 2018

"W szponach mrozu" Richelle Mead


Tytuł: W szponach mrozu
Autor: Richelle Mead
Tom/seria: Akademia wampirów (tom 2)
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 16 czerwca 2010
Ilość stron: 328
Gatunek: fantasy
Ocena: 8/10

Zuchwały atak strzyg na szanowaną rodzinę morojów wstrząsnął uczniami Akademii. Nadchodzi przerwa świąteczna i by zapomnieć o tragedii, wszyscy wyruszają do luksusowego kurortu narciarskiego. Rose jednak trudno myśleć o wakacjach. Do grona nauczycieli dołączyła legendarna strażniczka… jej matka. Na domiar złego Dymitr interesuje się inną kobietą, Mason nie ukrywa, że z chęcią zamieniłby przyjaźń na coś więcej, a tajemniczy i arogancki nieznajomy wpada na dziewczynę częściej, niżby sobie życzyła. 
Pośród sennych zimowych krajobrazów kryje się jednak niebezpieczeństwo. Czy Rose zdoła w porę je dostrzec? 
~lubimyczytac.pl


Kto nie lubi wracać po latach do swoich ulubionych serii? Ja uwielbiam! Tyle szczegółów odkrywam na nowo i wcale nie przeszkadza mi, kak wiele pamiętam. Bo to co zostało w mojej pamięci to same pozytywne wrażenia i coraz bardziej nie mogę doczekać się końcowych części.

Dzisiaj na krótko bo cóż można napisać o kontynuacji, żeby nie zaspojlerować? Najważniejsze to wiedzieć, jak świetna i rozbudowana jest fabuła. Może się wydawać, że z natłoku informacji będzie bolała głowa, ale nic bardziej mylnego! Autorka perfekcyjnie przeszła do następnej części, płynnie łącząc wydarzenia i postaci. Było ciekawie i nawet raz nie powiało nudą. Na każdym kroku coś się działo, a jednak było to z umiarem, tak że czytelnik nie był w stanie się oderwać. Nawet by nie chciał! Szybka akcja, ciekawe stworzenia i miłość... Ale nie dajcie się zwieść- próżno szukać tam banalnego trójkątu miłosnego. Zdecydowanie nie zaznacie schematyczności, czy przewidywalności. Mało tego, ta część złamie wam serce i ciężko będzie się pozbierać.

Rose, jako główna bohaterka nadal nie należy do moich ulubionych ze względu na jej poręczy charakter, ale w tej części zaczęła już do mnie bardziej przemawiać. Czułam się świetnie mogąc przebywać razem z nią i resztą bohaterów w tym magicznym świecie i nawet nie odczułam lekkiej nieprzychylności do jej osoby. Polubiłam za to każdego pozostałego, i to o wiele bardziej niż sama bym się o to podejrzewała. Każdy na swój sposób był zabawny, charyzmatyczny i wszyscy po kolei skradali moje serce. Dawno tak dobrze nie czułam się pośród fikcyjnych postaci.


Po raz kolejny autorka sprawiła, że nie mogłam się oderwać i po raz kolejny przeczytałam część w jeden dzień. Żałuję bo teraz muszę czekać (z reguły nie czytam serii od razu po sobie), ale wiem, że warto. Styl utrzymany na wysokim poziomie, dzięki czemu zwłaszcza młodszy czytelnik czuje się znakomicie. Akcja o szybkim tempie i co najważniejsze: oryginalność!

W szponach mrozu okazała się świetną kontynuacją, którą z zaangażowaniem się wciągnęłam. Pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, humoru i oryginalności. Warto po nią sięgnąć, jest idealna na zimowe wieczory.

niedziela, 9 grudnia 2018

"Normalni inaczej" Tammy Robinson


Tytuł: Normalni inaczej
Autor: Tammy Robinson
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: IUVI
Data wydania: 20 czerwca 2018
Ilość stron: 336
Gatunek: literatura młodzieżowa
Ocena: 9/10

Życie Maddy jest do bólu uporządkowane i przewidywalne. Musi takie być, aby jej autystyczna siostra mogła w miarę normalnie funkcjonować. Jako pełnoetatowa opiekunka Bee Maddy nie ma czasu na komplikacje takie jak przyjaciele, nie mówiąc już o chłopaku. Więc kiedy poznaje Alberta, ostatnią rzeczą, o jakiej myśli, jest zakochiwanie się. Jednak nawet Maddy nie nad wszystkim ma kontrolę. Albert pogodził się, że zawsze był i będzie wielkim rozczarowaniem swojego ojca, i marzy tylko o tym, by wyrwać się z domu. Kiedy poznaje Maddy, dowiaduje się, jak to jest być częścią kochającej się rodziny i jak ogromne ofiary ludzie potrafią ponieść dla tych, których kochają. Ale czy Maddy i Albert są gotowi ponieść takie ofiary dla siebie?
~lubimyczytac.pl

Ten tytuł zaciekawił mnie już w zapowiedziach. Cudowna okładka i opis, chociaż dosyć często spotykany, to ciekawy. Okazało się, że ta książka złamała mi serce... i już go nie posklejała.

Maddy i Albert to dwie z pozoru zupełnie inne osobowości. Kiedy jednak poznaje się ich lepiej, można zauważyć jak wiele ich łączy. Oboje już poważnie doświadczeni przez los. Ona została sama z matką i chorą na autyzm siostrą, ledwie wiążą koniec z końcem. W och domu jest jednak pełno miłości, chociaż nie zawsze jest różowo. U niego natomiast panuje chłodna atmosfera, a rozczarowanie wisi w powietrzu. Ojciec, któremu Albert stale stara się zaimponować ma dobre poważanie tylko o sobie i nie szanuje nikogo. Dlatego też chłopak za wszelką cenę chce wydostać się z toksycznego domu. W tym celu pracuje w stadninie, gdzie poznaje Maddy, kiedy ta przyprowadza siostrę na jazdy. Brzmi banalnie i w gruncie rzeczy większość książki taka właśnie jest. Słodkość momentami wylewała mi się uszami, ale zdarzały się sceny, które sprowadzały mnie do brutalnej rzeczywistości bohaterów. Muszę jednak przyznać, że bawiłam się naprawdę dobrze i z przyjemnością obserwowałam rozwój uczucia pomiędzy bohaterami. Wiele zabawnych scen, wcale nie takich schematycznych, było tutaj wielkim plusem po myśli, że historia ta okaże się kolejnym przewidywalnym romansem z dramatem w tle. Działo się całkiem sporo, ale to dopiero na koniec moje serce doszczętnie złamało się na pół, a potem je dodatkowo podeptano i wrzucono do kosza. Nadal nie mogę się pozbierać. Prawda jest taka, że myśl, że mnie i moją ukochaną osobę mogłoby spotkać coś podobnego rozdziera mi to złamane już serce jeszcze mocniej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że autorka w tak naturalny sposób pokazała to, jak w jednej chwili może zmienić się całe nasze życie.

Główną bohaterką była Maddy, którą polubiłam chociaż nie od pierwszych stron. Na początku miałam wrażenie, że autorka na siłę próbuje wykreować ją na zadziorną dziewczynę, co niekoniecznie do niej pasowało. Niemniej jednak z każdym kolejnym rozdziałem zaczynałam lubić ją coraz bardziej. Ukazano nam jej dobre serce, które boi się opuszczenia rodziny i tego, co tak dobrze znane. A próbował pomóc jej w tym Albert, chłopak, który za wszelką cenę chce wydostać się z domu. Była to postać nadzwyczaj urocza. Nie jest to typ mężczyzny, który wie czego oczekuje od życia, ale chce się o tym przekonać. Ma dobre serce i zabawne pomysły, nie odpuszcza kiedy czegoś pragnie. To pokochałam w nim  i naprawdę okropnie mocno przeżyłam to co autorka dla niego wymyśliła.
Postać, o której muszę też tu wspomnieć to ojciec Alberta, mężczyzna, którego po prostu szczerze nienawidzę. Od samego początku autorka kreowała go na gbura i wszystko co najgorsze, na faceta, który szanuje tylko siebie i szuka pretekstu do kłótni na każdym kroku. Jego słowa i czyny doprowadzały mnie ci furii, ale to jego zachowanie na samym końcu po prostu odebrało mi mowę. Z wściekłości, ale przede wszystkim ze smutku. Najbardziej zabolało mnie to, że przez jednego człowieka, może stać się taka okropna rzecz, która nigdy nie będzie mogła już zostać naprawiona.


Książkę czytało mi się bardzo szybko, pochłonęłam ją w zaledwie jeden dzień. Od samego początku słownictwo i lekki styl autorki przypadły mi do gustu, przez co lektura była jeszcze lepszą zabawą, której towarzyszyło mnóstwo emocji. Dawno tak bardzo nie płakałam, nie tylko z bezsilności. Brak mi słów, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie ten tytuł.

Normalni inaczej po początkowych obawach nie okazała się jednak nudną i przewidywalną historią. Okazała się za to piękna, szczerą, prawdziwą i ogromnie bolesną książką, która złamała mi serce i nie pozwoliła pozbierać go jeszcze wiele dni po przeczytaniu. Chociaż wciąż czuję smutek po lekturze, to jestem szczęśliwa, że mogłam poznać historię Maddy i Alberta.

czwartek, 6 grudnia 2018

"Tylko jeden wieczór" Krystyna Mirek


Tytuł: Tylko jeden wieczór
Autor: Krystyna Mirek
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Edipresse
Data wydania: 14 listopada 2018
Ilość stron: 312
Gatunek: literatura obyczajowa i romans
Ocena: 10/10


Znana aktorka Amelia Błysk zbudowała życie doskonałe. Podziwiają ją tysiące kobiet. Ma wszystko. Urodę, sławę, przepiękne złote włosy, kochającego męża, dom i wspaniałe dzieci. W Internecie cieszy się ogromną popularnością. Zbudowała takie życie od zera. Wyszła z dna, by wspiąć się na sam szczyt.

Święta to dla niej piękny i ważny rodzinny czas, opowiada o tym w każdym wywiadzie. W tym roku wyjątkowo będzie mieć na kolacji wigilijnej nieplanowanych gości. Z powodu nagłej śmierci siostry musi przyjąć szwagra i jego córeczkę.

To tylko jeden wieczór – powtarza sobie. – Jakże prosta sprawa.
Ale to nieprawda. Amelia ma bowiem tylko jedną, ale za to wielką tajemnicę. W zwykłe dni łatwo ją ukrywa, nikt się nie domyśla, ale w święta może się to okazać nie lada wyzwaniem. 
Czy życie zbudowane na kłamstwie może się udać? Jaką cenę płaci się za doskonały wizerunek? Czy warto jeszcze żyć naprawdę? A może lepiej tylko w sieci? Tam wszystko jest łatwiejsze.
Czy Amelia odważy się zaryzykować wszystko, w imię czegoś tak ulotnego jak miłość? 

~lubimyczytac.pl


Z tego co pamiętam, do tej pory miałam tylko raz okazję przeczytać książkę Pani Mirek. Zbierałam się często, ale nigdy nie było mi po drodze. Kiedy tylko pojawiła się okazja zrecenzować Tylko jeden wieczór nie wahałam się ani trochę. Zachwyty czytelniczek nad stylem autorki udzieliły się i mnie. Mało tego, śmiało mogę teraz napisać, że panią Mirek zaliczam obecnie do najlepszych pisarek w naszym kraju.

Moja pierwsza świąteczna historia przeczytana w tym roku i od razu strzał w dziesiątkę. Popularna aktora Sylwia, znana ludziom jako Amelia Diamond, wbrew opinii publicznej nie prowadzi wzorowego życia rodzinnego. Nie piecze pierniczków z dziećmi, nie ma z nimi nawet dobrego kontaktu. Wszystko co wychodzinw medialny świat, jest dziełem wyspecjalizowanych montażystów i chwilowej współpracy z bliskimi. Nic dziwnego, że w momencie, kiedy w domu Sylwi pojawić ma się córka jej siostry, dla niej samej praktycznie obce dziecko, wszyscy są przerażeni, że prawda wyjdzie na jaw, a pozytywna opinia o autorce szybko może ulec zmianie. Sylwia nie ma jednak innego wyjścia, przez własne nieprzemyślane zachowanie musi przyjąć gościa do siebie. I tak zaczyna się cała historia. Muszę przyznać, że wątek aktorki, która za wszelką cenę stara się zachować dobre imię bardzo przypadł mi do gustu. Jej historia daje wiele do myślenia, jednocześnie cały czas trzymając czytelnika w napięciu. Kiedy i czy w ogóle jej sekret wyjdzie na jaw, jakie będą tego konsekwencje. Dodatkowo autorka wplotła dwa niezwykle interesujące wątki w tej historii, które sprawiały tylko, że całość nie tylko była ciekawie rozbudowana, ale po prostu naprawdę interesująca.
Drugim ważnym elementem fabuły była historia pani Zosi, sprzątającej w biurze pełnym gwiazd. Sama nie wiem, który wątek zaciekawił mnie bardziej. Otrzymaliśmy tutaj niezwykle wiele ciepła, ale takiego szczerego i naturalnego. Obraz kochającej się rodziny, która jak każda inna ma wiele wad i problemów, ale docenia to co na świecie najważniejsze, nawet jeżeli nie zauważyła tego w odpowiedniej porze. Próba rozwiązania problemu w rodzinie pani Zosi była po prostu przeurocza. Pomimu wielu trudności po drodze i nieciekawych znajomości. Najlepsze jednak było to, że autorka nie wylała czytelnikowi na końcu wiaderka słodyczy na głowę. Zakończyła wszystko rozważnie i życiowo, nie zważając na magiczny klimat świąt.

Mam wrażenie, że rozpisałam się nietypowo dla mnie długo o fabule, a mimo to niczego sensownego i konkretnego w niej nie zawarłam. Tak bywa, zwłaszcza kiedy książka robi na tobie tak pozytywne wrażenie. W tym przypadku przespanie się z recenzją niewiele pomogło i z rana nadal nie jestem w stanie zebrać odpowiednich słów, aby podkreślić przesłanie i wspaniałość tej książki.

Sylwia jako główna bohaterka z początku kompletnie nie przypadła mi do gustu. Aktorka wcale nie z długim stażem, której ewidentnie sława i pieniądze uderzyły do głowy. Czułam momentami, że nie mam do czynienia z człowiekiem, a robotem pozbawionym wszelakich uczuć. Obserwowałam jak kobieta traktuje dzieci, męża i wszystkich do okoła i nie podobało mi się to. Pusta i zimna, z czasem jednak zaczęłam dostrzegać w niej okruchy człowieczeństwa. Było lepiej chociaż nigdy nie lubię osób, które boją się powiedzieć prawdy i żyją nadal w ten sam sposób. Sposób, który tak naprawdę wcale im się nie podoba.
Pani Zosia za to została ukazana jako zupełne przeciwieństwo aktorki. Ciepła starsza pani, dla której rodzina jest najważniejsza. Nie dało się nie pokochać tej kobiety. Była taka prawdziwa. Nawet słodkości w jej wykonaniu były prawdziwe. Nie czuło się, że jest to na pokaz, czy autorka chce na siłę zbudować cudowną relację pomiędzy dwojgiem starszych ludzi.
Tak naprawdę uważam, że każdy z bohaterów był wykreowany w idealny sposób, w taki, jak wyglądać powinna osoba w tym otoczeniu. Nie potrafię znaleźć żadnej wady.


Znowu długo i bez ładu i składu. Znowu: tak bywa. Nie da się ukryć, że ta książka zrobiła na mnie niewiarygodne wrażenie. Szczera do bólu, prawdziwa. Takie historie cenię sobie najbardziej, a ta wyszła przecież spod pióra doświadczonej pisarki, która zdecydowanie wie co robi. Nie jestem w stanie znaleźć jakiejkolwiek wady. Podobało mi się dosłownie wszystko. Przez fabułę do bohaterów. Tak wiele oczywistych, a często zapomnianych przesłań. Show-biznes i jego realia. Nikt tak naprawdę nie twoim przyjacielem. Spadając na dno nikt nie poda ci ręki. Wierni fani potrafią w sekundę zmienić swoje uczucia.

Tylko jeden wieczór odebrał mi mowę. Chciałam ochłonąć po przeczytaniu, ale niczego to nie zmieniło. Nadal nie potrafię napisać niczego sensownego i boję się, że nie uchwyciłam cudowności tej książki. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego i zapadającego w pamięć. Jestem pewna, że za rok wrócę do tej historii, a teraz będę każdemu gorąco polecać.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki.

wtorek, 4 grudnia 2018

"Lucyfer" Jennifer L. Armentrout


Tytuł: Lucyfer
Autor: Jennifer L. Armentrout
Tom/seria: de Vincent (tom 1)
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 17 października 2018
Ilość stron: 460
Gatunek: literatura obyczajowa i romans
Ocena: 8/10

Julia Hughes przez całe życie postępuje ostrożnie. Wszystko się zmienia, gdy otrzymuje bolesną lekcję. Postanawia porzucić swoje dotychczasowe życie. W barze poznaje bardzo przystojnego Taylora.
Niesamowicie bogatych braci de Vincent łączy mroczna reputacja. Zatrudniają Julię, aby opiekowała się ich siostrą, która wróciła do domu po tajemniczym zniknięciu przed laty. Opiekunkę rozpraszają w pracy czyhające w rezydencji niebezpieczeństwo, a także seksowny Lucian.
Praprababka de Vincentów twierdziła niegdyś, iż mężczyźni z ich rodu mogą zakochać się tylko raz w życiu. Najwyraźniej nadeszła kolej Luciana. Nowo poznana kobieta nie powinna jednak dowiedzieć się o niektórych sekretach rodziny.
Tymczasem w posiadłości dochodzi do tajemniczej śmierci ojca braci. Czy Julii i de Vincentom uda się rozwiązać zagadkę?
~lubimyczytac.pl

Kiedy książka ta cieszyła się dużą popularnością w sieci, ja nie miałam na nią ochoty. Sądziłam, że to kolejna historia, jakich wiele już na książkowym rynku i nic szczególnego nie czeka mnie po jej przeczytaniu. Aż do chwili, kiedy zaczęłam ją czytać, czułam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Jednak rzeczywistość okazała się inna. Po raz kolejny muszę przyznać, że nie ocenia się książki po okładce.

Rodzina de Vincentów jest popularna i nieprzyzwoicie bogata. Nie wiadomo skąd wzięło się to drugie, ale nieprzychylną reputacją zdecydowanie mogą się pochwalić. Zna ich również Julia, dziewczyna, która zostaje zatrudniona do opieki nad siostrą Vincentów. Mimo to nie rozpoznaje Lucyfera, kiedy ten przyjeżdża, aby sprawdzić jej umiejętności. Kiedy kobieta pojawia się w nowej pracy czeka na nią mężczyzna, z którym już całkiem sporo ją łączy. Brzmi banalnie, nieprawdaż? Okazuje się jednak, że w tak schematyczną historię autorka postanowiła wpleść wątek kryminalny, który mnie osobiście mocno zaciekawił. Zaciekawił dlatego, że przez cały czas czytania skupiałam się na czymś innym, żeby na koniec zostać zaskoczoną nagłym obrotem spraw. Chociaż czułam, że coś się wydarzy, wszystko na to wskazywało, to pani Armentrout skutecznie odwracała moją uwagę od istotnych wątków. Dlatego pod koniec doznałam objawienia: przecież w tej książce mowa jest o wielu rzeczach! I myślę, że było to dobre posunięcie. Poświęcenie większej uwagi związkowi Lucyfera i Julii było dobre. W międzyczasie wciąż podsuwano nam przeróżne znaki do rozwiązania zagadki, ale to na ich uczuciu trzeba było się skupić. Dzięki temu małemu zapomnieniu zakończenie było istną wisienką na torcie fabuły.

Jeżeli chodzi o bohaterów, to zdecydowanie muszę zacząć tu od Lucyfera, często nazywanego w książkę Lucianem. Była to postać jaką uwielbiam. Przystojny, pewny siebie mężczyzna, który zawsze wie co powiedzieć, aby jednocześnie zawstydzić kobietę i ją rozśmieszyć. Nie boi się poruszyć sprośnych tematów przy obcych, a kiedy czegoś chce, po prostu to dostaje. Zakochałam się w jego teorytycznie obojętnej na wszystko postawie i słownictwu, które sprawia, że trzeba zakryć oczy, rumieniąc się za główną bohaterkę z uśmiechem na ustach. Uwielbiam takie sytuacje więc tego pana najchętniej bym schrupała. Bo pod całą tą fasadą cudowności i mroczności potrafił być również niezwykle czuły i opiekuńczy. A co najlepsze, tego drugiego było mniej. Bo kto z nas nie woli bad boy'ów?
Julia, jako druga główna postać, również przypadła mi do gustu. Co najbardziej mnie w niej urzekło to fakt, że nie poddała się Lucyferowi, a wręcz mocno mu dogadywała. Błyskotliwe odpowiadała i i nie pozwalała sobą pomiatać. Oczywiście do czasu, bo któżby nie oparł się takiemu mężczyźnie, jakim był Lucyfer? Mimo to ten moment był naturalny i nie czułam się jakbym czytała beznadziejny erotyk, a to było najważniejsze.


Miałam już kiedyś okazję przeczytać historię napisaną przez panią Armentrout i ciężko było mi się w nią wtedy wciągnąć. Tym razem było jednak inaczej i już od pierwszych stron poczułam klimat wielkiego domu rodziny Vincentów. Jednocześnie już pierwsza scenka, chociaż niekoniecznie pozytywna, sprawiła iż wiedziałam, że bedzie to książka z charakterkiem. Tak też było, każdy z bohaterów był wykreowany na pewnego siebie i wiedzącego, czego oczekuje od życia. Dlatego pojawienie się z pozoru delikatnej Julii w tym miejscu było takie zabawne i ciekawe. Na szczęście okazało się, że nie otrzymaliśmy kolejnego łzawego erotyku, chociaż pewnych scen było jak dla mnie o wiele za dużo. Mimo wszystko całość wypadła bardzo dobrze i z pewnością miło będę wspominała ten tytuł.

Lucyfer okazał się bardzo interesującą lekturą. Z pewnym siebie, przystojnym mężczyzną o ciekawym sposobie wypowiadania się, który przyprawia o rumieńce na twarzy. Z miłosną historią, która wbrew pozorom nie jest schematyczna. I z tajemnicami, mnóstwem tajemnic, które od lat nie wyszły na światło dzienne. Dodajcie do tego świetny styl autorki, a otrzymacie książkę praktycznie idealną.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Filia.

piątek, 30 listopada 2018

"Podrabiany talent" Emilia Bury


Tytuł: Podrabiany talent
Autor: Emilia Bury
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2018
Ilość stron: 392
Gatunek: literatura młodzieżowa
Ocena: 6/10


Piętnastoletnia Adrianna Mickiewicz, czując się gorsza od swojej wszechstronnie utalentowanej kuzynki, wykorzystuje niezwykłą okazję i zapisuje się do szkoły muzycznej. Niestety, szybko okazuje się, że dziewczyna nie grzeszy talentem wokalnym, a podczas zbliżającego się festiwalu muzycznego będzie śpiewać z playbacku. To jednak jedno z najmniejszych jej zmartwień – kiedy już dojdzie do upragnionego wyjazdu na festiwal, Ada wraz z rówieśnikami zostanie zakwaterowana w mrocznej, dziewiętnastowiecznej willi, 
z której w niewyjaśnionych okolicznościach znikają kolejni lokatorzy, a przerażające dźwięki dochodzące z zamurowanego przed lat pomieszczenia nie pozwalają na spokojny sen... Czy Adzie uda się rozwikłać ukrytą w starych murach zagadkę?

~lubimyczytac.pl

Kto z nas nie lubi historii z mrocznym budynkami w tle? Kto z nas nie lubi intryg, mrocznych postaci i otaczających bohaterów kłamstw? Ta książka oferuje to wszystko, jednak wykonanie sprawia, że ręce opadają. Jak z tak wyśmienitej fabuły można stworzyć ledwie dającą się czytać przygodę?

Piętnastoletnia Ada wraz z kilkoma uczniami ze szkoły wyjeżdża na festiwal Apollo, na którym wszyscy mają prezentować swoje wokalne umiejętności. Zakwaterowani zostali w ogromnej i starej willi, w której z każdym dniem robi się coraz dziwniej. Tajemnicze odgłosy, mieszkańcy zaczynają znikać i w końcu pojawiają się przerażające postacie. Czuć na kilometr spisek, a główna bohaterka stara się za wszelką cenę rozwiązać zagadkę starego domu. No przyznajcie sami, że brzmi to naprawdę ciekawie! Na wątku śpiewania z playbacku skupiono się bardzo mało, występ był, a w następnej linijce wszyscy byli już w zupełnie innym miejscu. Tak było praktycznie cały czas i mimo że mocno mi to przeszkadzało, to nadal z zainteresowaniem śledziłam rozwój wydarzeń. Ciężko było, oj bardzo ciężko było mi się skupić na czymkolwiek gdyż miałam wrażenie, że autorka o wszystkim pisze pobieżnie i byle dalej (ale o tym później). Sama fabuła i jej pomysł były naprawdę ciekawe i mnie osobiście wciągnęły. Cały czas się coś działo, wiele wątków zupełnie niepotrzebnych, jednak do wytrzymania. Intrygowały mnie odgłosy dochodzące z zamurowanego pomieszczenia, mroczne i przerażające postacie atakujące Adę i przede wszystkim tłumaczenia moich podejrzanych. Wiedziałam, że coś się święci i miło było do końca zastanawiać się kto stoi za tymi wszystkimi okropnościami.

Bohaterowie... Oj, tu mogłabym się nieźle i niekoniecznie pochlebnie rozpisać, ale postaram się być konkretna. Ada- główna bohaterka, która doprowadzała mnie do furii. Właściwie wszystko to jest winą autorki, ale skoro tak chciała wykreować jedną z najważniejszych postaci to trudno. Zacznę od tego, że wkurzało mnie to, w jak szybkim tempie dziewczyna o wszystkim zapominała i przechodziła do codzienności. Zaatakował Cię w nocy potwór, który chciał zaciągnąć Cię do szafy i niewiadomo co z Tobą zrobić? O nie, dobrze, że jak ZAWSZE ktoś Ci pomógł i możesz spokojnie położyć się spać, a rano śmiać się i wygłupiać z innymi. Przecież takie zdarzenia są ostatnio u Ciebie na porządku dziennym i nawet o tym nie myślisz, wiedząc, że dzisiaj w nocy będzie to samo. Po prostu koszmar. Tak wiele nierealności wystąpiło w twj historii, że aż oczy bolą. Śpiewam z playbacku, ale nie szkodzi, aktorka i tak niewiele poświęca uwagi temu wątkowi więc o każdym koncercie mamy ledwo jedno zdanie i lecimy dalej rozwiązywać zagadkę. A W międzyczasie dam się wykorzystywać kilku dzieciom bo poznały moją tajemnicę, o której i tak sporo osób już wie. Bardzo mądrze.
Wybaczcie, ale to właśnie między innymi  przez Adę moja ocena o książce jest tak niska. Każda z postaci przechodziła do porządku dziennego niesamowicie szybko, jakby atakujące stwory i znikający ludzie byli czymś zupełnie normalnym. A najbardziej rozbawiła mnie matka Ady, która wysłuchując tych rewelacji przez telefon, nie kazała jej wrócić. Sami przyznacie, że to boli i nie da się przejść obok tego obojętnie. Tym bardziej, że autorka prawdopodnie nie zamierzała napisać fantastyki, a zwykły kryminał.


Drugą i bardzo istotną sprawą, która zaważyła na mojej ocenie, jest styl autorki. Miałam wrażenie, że czytam słowa z lekkością napisane przez nastolatkę. Naprawdę, to było fatalne pod względem wykonania. Proste, pełne powtarzających się imion dialogi na poziomie gimnazjalisty, albo i gorzej. Nie chcę tu nikogo obrażać, ale mnie akurat się to po prostu nie spodobało. Nie jestem tego fanką i zwracam na to uwagę. Tak samo było z przeskakiwaniem między scenami. Pani Emialia na niczym szczególnie się nie zatrzymywała. W przeciągu dwóch linijek bohaterka potrafiła być w kilku miejscach, a czegoś takiego wręcz nienawidzę. Najgorsze niestety było to, że toczy się mega ważna rozmowa i nagle zostaje urwana tekstem "Olka zawołała mnie na zbiórkę, musiałam iść, zjedliśmy lody, było fajnie". Niedosłownie to, ale wiecie o czym mówię. Przejście z tak ważnej rzeczy do błahostki to nie jest dobry sposób na zatrzymanie czytelnika ze sobą. Przykro mi, ale jestem na nie pod tym względem. Zdecydowanie za często zdarzały się też sytuacje, w których dziewczyna mogła podsłuchiwać tajemnicze rozmowy. To nie był szczyt oryginalności.

Podrabiany talent to książka ciężka do jakiejkolwiek oceny. Jej fabuła była dla mnie strzałem w dziesiątkę i zaintrygowała mnie na tyle mocno, że dokończyłam całość. Jednak styl autorki pozostawiał tak wiele do życzenia, że aż brak słów. Dialogi na poziomie gimnazjalisty, przeskakiwanie scen w zbyt szybkim tempie i nieakcentowanie ważnych wątków, sprawiło, że nie mogę książki ocenić wyżej, mimo że bym chciała. Nie pozostaje mi nic innego jak trzymać kciuki za rozwój kariery pisarskiej autorki i poprawienie swojego stylu. Bo pomysł jest i to naprawdę dobry.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

wtorek, 27 listopada 2018

"Dynia i jemioła. Nietypowe historie świąteczne." Aneta Jadowska


Tytuł: Dynia i jemioła. Nietypowe historie świąteczne.
Autor: Aneta Jadowska
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: SQN
Data wydania: 24 października 2018
Ilość stron: 408
Gatunek: fantastyka
Ocena: 8/10

Dora Wilk, Nikita, Witkacy, Karma, Malina, Roman, Baal i inni przybywają z nowymi historiami. Burzliwe przygody i ciepłe opowieści – wszystko, czego trzeba, by przegonić zimową chandrę
~lubimyczytac.pl

Fantastyka nie jest moim ulubionym gatunkiem, a jednak pani Jadowska mile mnie zaskoczyła. Tak przyjemnych opowiadań z nietypowymi bohaterami nie miałam jeszcze okazji czytać.

Zarówno za fantastyką, jak i opowiadaniami, nie przepadam. Muszę jednak przyznać, że historie Pani Anety bardzo przypadły mi do gustu. Widać, że autorka ma wielką wyobraźnię i dużo pomysłów, które potrafi wykorzystać. Fabuła chociaż różna w każdym opowiadaniu, cały czas utrzymana w przyjemnym, lekko świątecznym klimacie. Każde opowiadanie zawierało w sobie sporo przygody, a w połączeniu z nadnaturalnymi postaciami i przebojowymi bohaterami, było co czytać.

Bardzo spodobał mi się fakt, że autorka postawiła na pewnych siebie i zadziornych bohaterów. To był strzał w dziesiątkę i bawiłam się przez to wyśmienicie. Postaci było sporo, jednak każdej poświęcono dużo czasu, przez co czytelnik nie czuł się zagubiony i zawsze wiedział o kim mowa. Dodatkowo na końcu znaleźć można pewien portrecik postaci z podpisami, co tylko ułatwiało życie.

Zdaję sobie sprawę, że ani o fabule, ani o bohaterach nie rozpisałam się szczególnie dużo i konkretnie. Prawda jest taka, że nie chce wam zbyt wiele zdradzać i zabierać frajdy z czytania. A bohaterów było tak wiele, w końcu kilka opowiadań tutaj mamy, że nie wiedziałabym od kogo zacząć i kogo wyróżnić. Co warto zaznaczyć to że fabuła każdego z opowiadań była ciekawa i wciągająca. Jedne zabawne z motywem świąt, inne poważniejsze z wątkiem kryminalistycznym w tle. Bohaterowie wyjątkowi, zabawki, pewni siebie i z charakterkiem. Nic dziwnego, że z takiego połączenia musiało wyjść coś dobrego.


Bardzo spodobał mi się styl autorki. Lekki i zabawny. Pani Jadowska nie bała się trudnych i nieprzyzwoitych słów, ale w kontekście całości wyszło to naprawdę nieźle. Czytało mi się szybko i przyjemnie, żałuję tylko, że opowiadania były tak krótkie bo mocno wciągały.

Dynia i Jemioła okazała się zaskakująco przyjemną lekturą z postaciami fantastycznymi w tle. Lekka, przyjemna i przede wszystkim zabawna. Czego chcieć więcej?

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN.

sobota, 24 listopada 2018

Dark


Na blogu pojawiła się nowa stronka seriale, na której mam zamiar zamieszczać obejrzane przeze mnie właśnie seriale. Napisałam tam, że nie będą one pojawiały się często, ale Dark obejrzałam w jeden dzień więc nie ma na co czekać, trzeba się pochwalić.
Pomyślałam też, że warto by pisać o każdym sezonie z osobna, ale jako że ten dzisiejszy ma narazie tylko jeden, to problem rozwiązany.

Nie wiem, czy słyszeliście o tym tytule, ja sama postanowiła, że go obejrzę tylko i wyłącznie ze względu na cudowny plakat. No totalnie moje klimaty i nie zastanawiałam się długo. Ale wiecie co? Nie żałuję, a co tam się działo! Od początku bo już mnie ponosi, za dużo emocji.
Ciężko napisać mi cokolwiek, żeby nie zdradzić wam czegoś bardzo ważnego, ale nie mam pojęcia jak się za to inaczej zabrać. Może nie będę wdawać się w szczegóły, a opowiem o grze aktorskiej i tym podobnych. A standardowo pierwsza fabuła. Zdecydowanie oryginalna! Pierwsze odcinki mogą na to nie wskazywać, ale uwierzcie mi, że to co potem będzie się tam działo, czasami ciężko pojąć umysłem. A jeszcze gorzej wytłumaczyć (wiem z doświadczenia, kiedy próbowałam opowiedzieć chłopakowi patrzył na mnie jak na wariatkę 😂). Poznajemy kilka rodzin i kilka wątków, ale wszystko się ze sobą łączy. Całość jest nie tylko niezwykle tajemnicza, ale i niezwykle ciekawa. Mnie ciężko było się oderwać, musiałam obejrzeć całość na raz. Plączę się, wiem, ale tak ciężko mi nie streszczać. Brak mi słów, jak bardzo wciągnęła mnie ta zagmatwana fabuła i o dziwo, nie przeszkadzał mi nawet język niemiecki w tle.


Bardzo dużo dowiedzieliście się o fabule, prawda? Przepraszam, ale wywołała we mnie tyle emocji... Chciałabym, żebyście wiedzieli, że to naprawdę dobry serial, nie tylko ze względu na powyższe. Gra aktorska również była znakomita, a co najważniejsze nie zagrał tam nikt mi znany, dzięki czemu historia wydawała się bardziej realna. Nie było nawet jednego aktora, którego bym nie polubiła. Owszem, zdarzało się, że nie byłam zachwycona, ale raczej pojedyńczymi wątkami niż całością ich gry. Nie mam tutaj zbyt wiele do zarzucenia. Co natomiast najważniejsze to klimat serialu. On robił najwięcej i przez to bałam się oglądać samej po ciemku, chociaż w gruncie rzeczy nie działo się nic naprawdę strasznego. Mimo to częsty półmrok, las, mgły i przyprawiająca o ciarki melodia, sprawiały, że to było coś. Przez CAŁY czas czuło się niepokój, a w filmie o fabule lekko kryminalnej to przecież bardzo istotne. Dodatkowo tło- cudowne widoki, ani grama sztuczności, czy użytku komputera. Nie czuło się tego ani odrobiny, wręcz nie można było oderwać wzroku. Naprawdę, naprawdę było to mega dobre i zasługuje na rozdźwięk.


Dzisiaj bardzo chaotycznie, mimo że starałam się odczekać prawie tydzień po obejrzeniu z napisaniem opinii, ciężko mi naskrobać cokolwiek sensownego. To tylko kolejny dowód na to, jak dobry jest ten serial. Zdaje sobie sprawę, że nie każdego może tak zachwycić jak mnie, ale w tym momencie liczy się przecież moja opinia. A ja jestem zauroczona i wszystko co najlepsze. Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon bo to co się stało... Jestem jednocześnie przerażona i podekscytowana jak dziecko.

A Wy oglądaliście Dark, albo słyszeliście o nim?

Wspominałam wcześniej, że zacznę House of Cards, ale jakoś nie miałam ochoty. Za to w najbliższym czasie możecie się spodziewać opinii o The Good Doctor. 😊

*wszystkie zdjęcia pochodzą z Internetu i nie są moją własnością*

środa, 21 listopada 2018

"Kto porwał Daisy Mason?" Cara Hunter


Tytuł: Kto porwał Daisy Mason?
Autor: Cara Hunter
Tom/seria: Detektyw Adam Fawley (tom 1)
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 3 października 2018
Ilość stron: 400
Gatunek: kryminał
Ocena: 10/10

Ośmioletnia Daisy Mason znika z domu w czasie sąsiedzkiej zabawy na przedmieściach Oxfordu. Policja bezskutecznie poszukuje kogoś, kto widziałby cokolwiek z całego zajścia. Czy obca osoba byłaby w stanie porwać dziewczynkę nie zostawiając po sobie żadnego śladu?
Gdy do akcji wkracza detektyw Adam Fawley, jego podejrzenia w pierwszej kolejności kierują się w stronę rodziny porwanej dziewczynki. Rodzice Daisy ewidentnie ukrywają jakąś tajemnicę, a jej cichy i wycofany braciszek zdaje się wiedzieć coś, o czym nie chce jednak mówić.
Fawley wie, że przy większości zaginięć sprawcą jest ktoś dobrze znany ofierze. Z każdą kolejną godziną szanse na znalezienie Daisy maleją. Czy detektywowi uda się przebić przez gąszcz rodzinnych kłamstw i odnaleźć dziewczynkę, zanim będzie za późno? A może tym razem statystyka się myli?
~lubimyczytac.pl

Kto nie zwróciłby uwagi na taką cudowną okładkę? Okładkowe sroki, jak ja, byłyby zachwycone, a najlepsze, że treść okazała się jeszcze lepsza. I tak- to jest możliwe! Dawno nie czytałam tak wciągającego i poruszającego kryminału. Coś wspaniałego.

Sądziłam, że po tylu już przeczytanych mrocznych historiach nic nie będzie mnie w stanie zaskoczyć, ale grubo się myliłam. Cała fabuła opiera się na rozwiązaniu zagadki zniknięcia Daisy, ośmioletniej dziewczynki. Podczas przyjęcia zorganizowanego przez jej rodziców, na którym to ostatnio była ona widziana, najwidoczniej ktoś porwał dziewczynkę. Akcja od samego początku ma sprawne tempo i ciężko było się oderwać. Czytelnik wczuwa się w rolę detektywa, samemu próbując rozwikłać zagadkę i nie pominąć żadnego istotnego szczegółu. A kiedy już jesteś pewny kto jest sprawcą, wszystko wywraca się do góry nogami. Niesamowicie autorka potrafiła mieszać w głowie. Co tsm się działo to aż ciężko wyrazić mi słowami, ile emocji, ile podejrzeń. Przerobiłam w głowie każdy scenariusz, ale co chwila ukazywały się nowe, wstrząsające wiadomości i poszlaki. Cała fabuła była rozbudowana, ale wszystko łączyło się w idealną całość, gdzie powoli, krok po kroku, każdy element wskakiwał na swoje miejsce. Naprawdę, dawno nie miałam okazji czytać czegoś tak dobrego. Pod względem fabuły nie mam nic do zarzucenia, a wręcz przeciwnie- jestem nią mocno zauroczona. Takich kryminałów powinno być zdecydowanie więcej!

Bardzo zaskoczyło mnie to, że główny bohater, czyli osoba prowadząca dochodzenie w sprawie Daisy, był tak mało opisany. Może inaczej: o nim samym było niewiele, jedynie jedna ciekawa sprawa z przeszłości. Sama nie wiem jak się z tym czuję. Zazwyczaj przeszkadza mi kiedy autor skupia się bardziej na problemach detektywa niż na samym śledztwie, ale kiedy po raz pierwszy otrzymałam coś innego, czułam się dziwnie. Nie mówię jednak, że było to coś złego. Dzięki temu książka prkatycznie w całości poświęcona jest sprawie Daisy, a czytelnik ani trochę nie czuje się tym przytłoczony więc w gruncie rzeczy był to dobry zabieg. Jeżeli chodzi o samych bohaterów to było ich sporo, jal to bywa w kryminałach. Najbardziej skupić powinniśmy się na rodzicach Daisy bo to oni zostali napiętnowani przez społeczeństwo zaraz po zaginięciu dziecka. Wcale się temu nie dziwię ponieważ autorka pokazała nam obraz rodziny upośledzonej. Upośledzonej w sensie uczuciowo. Chyba każdy z członków pogubił się gdzieś po drodze, a w momencie kiedy ich poznajemy, ciężko jest zapałać do nich sympatią. Matka, Sharon, to kobieta, która nie zasługuje na miano matki. Jej postawa budzi odrazę, a swoimi czynami i chorymi podejrzeniami odpycha każdego. Żal mi osób, które za wszelką cenę muszą być w centrum uwagi, nawet kiedy od dawna nie wiedzą już co się dzieje z ich życiem, a ona właśnie taka była. Jej mąż to facet na równym jej poziomie. Pod maską dobrej rodziny oboje stworzyli sobie swój własny koszmar, z którego nie potrafią już się wyrwać. Każdy ma swoje tajemnice, a żale i podejrzenia musiały doprowadzić do tego co się w końcu wydarzyło.


Styl autorki bardzo przypadł mi do gustu. Czytało mi się bardzo szybko i ciężko było się oderwać nawet w chwilach zwykłych rozmów niedotyczących dochodzenia. Bawiłam się znakomicie, a książka okazała się wielkim sukcesem. Fabuła... brak mi słów, żeby udowodnić wam jak dobre to było. Tyle się działo, wielu podejrzanych, co chwila nowe dowody. Jednocześnie nadal utrzymanie to na poziomie i nie znalazłam jednego momentu, w którym mogłabym się nudzić. W zakończenie? Spodziewałam się wielu rzeczy, ale to co otrzymałam wbiło mnie w fotel. Dosłownie. Dontej pory nie wierzę, że pani Hunter potrafiła stworzyć coś tak dobrego, jednocześnie wciąż trzymajacego się kupy. To było po prostu niesamowite.

Kto porwał Daisy Mason? okazała się wspaniałą i niezwykle wciągająca lekturą, którą trzeba przeczytać za jednym podejściem. Nie da się od niej odejść, a emocje, które towarzyszą nam podczas czytania pozostają z nami na wiele dłużej po skończeniu. Wspaniała i przerażająca za razem historia. Pełna tajemnic, zagadek i problemów, które tylko wydaje Ci się, że potrafisz rozwiązać. Zakończenie pokaże jak bardzo się pomyliłeś. Zresztą nie tylko ty. Naprawdę polecam!

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Filia.

poniedziałek, 19 listopada 2018

"Marzenia z terminem ważności" Agnieszka Dydycz



Tytuł: Marzenia z terminem ważności
Autor: Agnieszka Dydycz
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 13 czerwca 2018
Ilość stron: 346
Gatunek: literatura obyczajowa i romans
Ocena: 4/10

Anna, która od dawna marzy o wielkim świecie, opuszcza wreszcie sielską wieś i wraz z rodziną przeprowadza się do Warszawy. Życie w stolicy jednak jej nie rozpieszcza. Anna ciągle tkwi w korkach i wiecznie się spóźnia na spotkania. Jej mąż Misiek zaczyna romansować ze swoim... szefem. Dzieci wciąż marudzą, bo nie wiedzą, w co się ubrać do nowej szkoły.
Alicja, która marzy, by choć przez chwilę odpocząć od udręk wielkomiejskiego życia, z ulgą wyprowadza się ze stolicy. Nareszcie ma czas dla siebie, wysypia się i uczy... jazdy na rowerze, a jej syn Leon, który nie mówi, może wreszcie bezpiecznie pójść do szkoły. Tymczasem Jan, jej mąż, zaczyna stroić fochy. Twierdzi, że rezygnując z kariery, nadmiernie poświęca się dla rodziny. Tak naprawdę jednak bardzo chętnie korzysta z uroków wsi.
Siostry realizują więc to, co zaplanowały, ale czy na pewno chciały właśnie tego?
W tym samym czasie ich brat Aleks lata po świecie, szukając kobiety swoich marzeń, rodzice wstępują w związek małżeński, a babcia postanawia, że nie wyjdzie ponownie za mąż. Tak naprawdę tylko ona jedna potrafi w pełni cieszyć się życiem, bo inni wciąż jeszcze się tego uczą. A marzenia... Cóż, marzenia mają swój termin ważności. Warto więc sprawdzić przed użyciem, czy nadal są aktualne. I czy na pewno są nasze.
~lubimyczytac.pl

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że jestem okladkową sroką. Na ten tytuł również skusiłam się ze względu na śliczną właśnie okładkę, ale jak widac nie należy oceniać książki po okładce. Czasami, niestety ale się tak zdarza.

Opis wydał mi się ciekawy, a że lubię sięgać po obyczajówki, lekkie i przyjemne, to się skusiłam. Niewiele ocen krąży po sieci, myślę "wyrobię sobie swoje zdanie". Niestety bardzo się męczyłam czytając. Wiele wątków, a autora wpadła na pomysł tradycji z nadawaniem dzieciom imion na literę A... także co tam się działo! Apolonia, Alicja, Anna, a postaci było naprawdę bardzo dużo. W pewnym momencie nie wiedziałam po prostu o kim czytam i jaka jest jego sytuacja. Sama fabuła nie była zła, wręcz przeciwnie. Dwie siostry postanawiają zamienić się miejscami i wraz z rodzinami przeprowadzają się: jedna na wieś, druga do Warszawy. Pokazano czytelnikowi uroki obu tych miejsc, ale zarówno zwrócono uwagę jak negatywnie wpłynąć może taka zamiana na życie rodziny. A pani Agnieszka wykreowała wielką i wielopokoleniową rodzinę, z przeróżnymi charakterami. W gruncie rzeczy gdyby nie jej styl pisania, ta lektura byłaby naprawdę fajna.
Zdaje sobie sprawę, że o samej fabule nie rozpisałam się szczegółowo, ale prawda jest taka, że wystarczy wiedzieć iż sporo się tam działo, a akcja była dosyć szybka. Czytelnik nie miał czasu się nudzić, ale natłok bohaterów i ich problemów był lekko przesądzony. Co za dużo, to nie zdrowo.

Bohaterowie... Oj tutaj mogłabym się rozpisać, ale nie mam ochoty aż tak negatywnie pisać o tym tytule. Znaczy to tyle, że postacie kompletnie nie przypadły mi do gustu. To wszystko było takie przesłodzone, że momentami miałam ochotę zwymiotować. Wielka i kochająca się rodzina. Najstarsza babka Apolonia, osiemndzisiątka na karku, która lubi być adorowana przez swojego narzeczonego więc przedłuża ślub i używa słownictwa na poziomie gimnazjalnej dziewczyny. "Fejsbuk, musi być dwadzieścia laików"- nie no to nie dla mnie. Jej córka, która ponownie wyszła za mąż... za swojego męża, z którym wzięła rozwód pokryjomu i dalej mieszkała, a żadne z dzieci o tym nie wiedziało. Również wielce wyluzowana para, na poziomie nastolatków bardzo często. Ich dzieci, każde inne i beznadziejne na swój sposób. Nijakie i zdawałoby się wręcz puste. Bo jaka żona myśl "Ciekawe, czy byłabym w stanie zdradzić Miśka. Sprawdzę później"- litości! A najgorsze w tym wszystkim było to, że relacje pomiędzy wszystkimi były tak słodkie, tak nierealnie piękne, że po prostu nie dało się tego czytać. Wieczne śmiechy, uśmiechy, radość i szczęście. Jakaś scena smutku, a sekundę później od razu zapomniane i przytulmy się i popłaczmy z radości. Jest mi bardzo żal, że autorka postanowiła ukazać taki nierealny obraz rodziny. Wszystkie kłótnie wybaczone, sama radość. Kolejna rzecz, ktorej wykonanie tak bardzo osłabiło całość.


Można się spodziewać, że styl pani Agnieszki nie należy do moich ulubionych. Miałam wrażenie, że czytam książkę napisaną przez gimnazjalistkę, która na siłę próbuje być cool. To bardzo wkurzało, nie wspominając już o tym slownictwie... Dodatkowo ta wszechstronna słodkość, która wylewała mi się bokiem. Widać, że pomysł był, ale wykonanie chyba przerosło autorkę. Szkoda, bo to mogła być naprawdę dobra historia.

Marzenia z terminem ważności mnie nie przypadła do gustu. Przesłodzona i mało realna historia, a na ten moment chyba oczekuję od książek czegoś więcej. Nie oznacza to natomiast, że ten tytuł wam odradzam. Jeżeli macie ochotę na coś lekkiego i słodkiego- zdecydowanie sięgnijcie. Być może wy będziecie zadowoleni, jeżeli tylko lubicie sielankowy obraz rodziny z lekką nutką problemów w tle.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu MUZA SA.