Strony

wtorek, 31 lipca 2018

"Without Merit" Colleen Hoover


Tytuł: Without Merit 
Autor: Colleen Hoover 
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Moondrive
Data wydania: 20 czerwca 2018
Ilość stron: 320
Kategoria: literatura obyczajowa i romans 
Ocena: 6/10

Merit nie jest zwykłą nastolatką, jej życie diametralnie różni się od codzienności jej rówieśników. Żyje w stary kościele, przez co jej rodzina stale jest na językach mieszkańców miasteczka. Ma siostrę bliźniaczkę, która ma niepokojący gust do chłopaków, brata, którego woli unikać, matkę, która mieszka w piwnicy, nie chcąc wyjść na zewnątrz i ojca, który z nową żoną i synkiem mieszka na górze. Kiedy do ich domu wprowadza się nowy chłopak, jej życie jeszcze bardziej przewraca się do góry nogami. 

Wiecie, że pani Hoover to jedna z moich najukochańszych autorek, po której książki sięgam w ciemno. Nic dziwnego, że przyszła kolej i na Without Merit, której opis już na samym początku mnie zaintrygował. No bo jak takie skomplikowane życie mogłoby nie zaciekawić? Kiedy tylko zakupiłam swój egzemplarz i przekartkowałam go, moja ekscytacja opadła drastycznie. Nienawidzę, kiedy w książce znajdują się jakiekolwiek obrazki. Tak bardzo mnie to drażni, że i w tym przypadku nie mogłam obejść obok tego obojętnie. Jeżeli są gdzieś osoby podobne do mnie i także wolą czysty tekst ciurkiem, to pamiętajcie, że tego tu nie dostaniecie. Wbrew pozorom jest tu całkiem spoko takich obrazkowych przerywników. Nie oznacza to natomiast, że fabuła była zła, tak naprawdę nie miało to na nią wielkiego wpływu. Zdziwiło mnie tylko, że autorka część obrazów pozywała dosłownie, a inne tylko opisywała. Jeżeli już coś robić to do końca, a nie połowicznie. Wracając jednak do fabuły, to muszę przyznać, że chociaż była ciekawa to nie powaliła mnie na kolana. Od samego wręcz początku czułam jedynie bierność. Czytałam, ale bez większych emocji. Dopiero po ponad połowie książki zaczęło mnie mocniej przyciągać, a to i tak tylko w niektórych wątkach. Nie chodzi o to, że ta historia była nudna. Nie, jak zawsze pani Hoover wymyśliła na swój sposób cudownych bohaterów i cudowny świat. Jednak w tych wszystkich zamieszaniach i kłopotach zabrakło mi tego czegoś. 

Główną i zarazem tytułową bohaterką jest Merit. To bardzo specyficzna postać, której nie każdy może polubić. Mnie osobiście nie do końca skradła serce, bardzo często czułam do niej odrazę i po prostu smutek. Smutek z jej toku myślenia i postępowania. Zdaje sobie sprawę, że autorka wykreowała ją w ten właśnie sposób i to wszystko miało za zadanie zwrócić naszą uwagę na pewne problemy, ale biorąc pod uwagę całość, ta postać wypadła w moich oczach mało przekonująco. Podobnie było z resztą jej rodziny, która była co najmniej dziwna. I nie chodzi mi tu o ich sytuację mieszkaniową, a o ich zachowanie. Bo jeśli twoje dziecko ma poważne problemy i staje na krawędzi, z której zaczyna spadać, a ty na to nie reagujesz chociaż byłeś tego świadkiem... Coś jest nie w porządku i to bardzo mi się nie spodobało. Cała ta ich relacja była dziwna i niepokojąca i nie przemówiła do mnie ani odrobinę. Czuję się bardzo zawiedziona zarówno jeśli chodzi o bohaterów, jak i o fabułę. Wszystko było dobrze, ale nic poza tym. A wiem, że panią Hoover stać na zdecydowanie więcej.


"Nie każda pomyłka zasługuje na konsekwencje.
Czasami jedyne na co zasługuje to przebaczenie. "


Z chwilą kiedy dotarłam do końca książki poczułam pustkę. Czułam się jakby ta historia miała się dopiero zacząć, a tu nagle już zakończenie. Chociaż zapowiadało się ciekawie, a styl autorki niczym nie odstawał od jej poprzednich historii, to w tym momencie z bólem serca i własnym niedowierzaniem muszę napisać, że jej nowość była po prostu przeciętna. Próbuję znaleźć w niej jakiekolwiek plusy i zaskoczenia, ale nie potrafię. To wszystko było takie... Nudne. Nie wciągało, nie powalało na kolana. Ot, zwykła historia dziwacznej rodziny i nic poza tym.

Without Merit okazała się drugą w historii książką pani Hoover, która mnie nie zachwyciła (właściwie trzecią, ale Never, Never nie było do końca tylko jej). Czuję się zasmucona i jest zła, że muszę to napisać, ale był to przeciętniak, w trochę lepszych wydaniu. Fabuła chociaż zachęcała, to okazała się zbyt powolna przez co nawet zaskakujące momenty okazały się nie zaskakujące. Bohaterowie byli dziwni pod każdym względem, a ich relacje i pomysły wcale nie przypadły mi do gustu. Jednym słowem: klapa. Szkoda, ale w tym przypadku nie mogę ocenić na nic więcej niż marne pięć chociaż z bólem serca. Nie znaczy to jednak, że po kolejne nowości Colleen nie sięgnę- wręcz przeciwnie, mam nadzieję, że będzie tylko lepiej!


sobota, 28 lipca 2018

"Poza rytmem" Brittainy C. Cherry


Tytuł: Poza rytmem 
Autor: Brittainy C. Cherry 
Tom/seria: The Music Street Secrets (tom 1) 
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 6 czerwca 2018
Ilość stron: 400
Kategoria: literatura obyczajowa i romans 
Ocena: 9/10

Jasmine od dziecka fascynuje muzyka. I chociaż matka zmusza ją do ciągłego ćwiczenia, ona nie ma jej tego za złe bo przede wszystkim chce ją zadowolić. Pewnego dnia Jasmine zauważa na ulicy pięknego grającego chłopca. Od tej pory między nimi rodzi się prawdziwa przyjaźń, ale los na drodze każdego z nich stawia coraz trudniejsze przeszkody. Czy kiedy powrócą do siebie ponownie będą w stanie wrócić do tego co już było?

Pani Cherry to niezaprzeczalnie jedna z moich ulubionych pisarek. Wydaje mi się, że przeczytałam każdą jej ukazaną do tej pory książkę i na żadnej się nie zawiodłam. Poza rytmem w niczym nie odbiega od reszty jej historii, autorka cały czas utrzymuje niezwykle wysoki poziom i nadal niesamowicie potrafi zaciekawić czytelnika. W swojej najnowszej powieści postawiła na przyjaźń dwojga nastolatków, obojga niezwykle zakochanych w muzyce. Ona piękna i popularna, zadająca się ze śmietanką towarzyską, ale wcale tego nie pragnąca. Zmuszana przez matkę do śpiewania innego gatunku niż ten, który naprawdę kocha i do chodzenia na liczne zajęcia dla urozmaicenia swoich zdolności, dziewczyna wcale nie czuje się szczęśliwa. Pewnego dnia na rogu ulicy słyszy przepiękną melodię, a jego wykonawcę musi poznać. Zauważa drobnego i szczupłego chłopca, który w swoją grę wkłada całe serce. Urzeka tym Jasmine, a między nimi nawiązuje się przyjaźń. Trzeba tu zaznaczyć, że chociaż brzmi to dosyć banalnie, to wykonanie wcale takie nie było. Autorka wplotła w ich relację sporo nowości i nie banalności nawet w tych wątkach banalnych. Brzmi to dosyć dziwnie, ale tak właśnie jest z panią Cherry. Nawet w tych dla niektórych schematach potrafi znaleźć siebie i swój styl, tym samym wciągając czytelnika w stworzony świat.

Przepraszam za chaotyczność tej recenzji, ale książka ta wywołała we mnie tyle emocji, że ciężko mi ją w jakikolwiek sposób ugryźć. O samej fabule nie muszę nic dodawać. Nawet jeśli dla niektórych jest to coś powtarzającego się niejednokrotnie, to warto wiedzieć, że na tym koniec minusów. Wbrew pozorom to naprawdę ciekawa historia, a jej tempo jest zaskakująco dobre. Idealne do każdej sytuacji, tak, aby czytelnik nie był w stanie oderwać się chociażby na minutę.

Drugą sprawą są bohaterowie, którzy no cu tu dużo pisać, byli genialni. Od razu zaznaczę: u żadnego nie zauważyłam nawet jednej wady. Owszem, czasami zdarzały się sytuację, które nie przypadały mi do gustu i wtedy od ich zachowania mogłabym oczekiwać czegoś innego, ale nie o to chodzi. Na stworzoną dla nas historię oni byli idealni. Po prostu idealni i nic dodać nic ująć. Cieszę się, że zarówno Jasmine, jak i Eliotta miałam możliwość poznania.
Jeżeli chodzi o bohaterów pobocznych to sytuacja jest podobna. Każde z nich wykreowane oddzielnie tworzyło cudowną całość. Zupełnie inne charaktery, ale pasujące do siebie w chwilach niepowodzenia. Cudeńko.

Niestety znalazłam też ogrooooomny minus w tej historii. I pomijam tu fakt, że okładka nijak miała się do fabuły, ale jest tak cudowna, że jestem w stanie jej to wybaczyć. Chodzi mi o epilog. Jak ja nienawidzę, wręcz nie cierpię, kiedy na sam koniec słodkość wylewa mi się oczami. Wiecie o czym mówię? Ileś lat później i wiadomo... Słodycz, słodycz, słodycz. Z żalem, ale nie mogę dać maksa.

Fani autorki wiedzą, że w swoich historiach lubi ona dawać piękne i życiowe rady. Jeżeli to lubicie, to śmiało sięgajcie, i w tej książce tego nie zabraknie. 

Poza rytmem to cudowna, piękna i wzruszająca historia. Autorka stworzyła wspaniałych bohaterów, a od nich, ich problemów i szczęścia, nie sposób było się oderwać. Żałuję, że tę lekturę mam już za sobą, ale jestem pewna, że jeszcze kiedyś po nią sięgnę bo naprawdę warto. 

środa, 25 lipca 2018

"Ból za ból" Jenny Han, Siobhan Vivian


Tytuł: Ból za ból
Autor: Jenny Han, Siobhan Vivian
Tom/seria: Ból za ból (tom 1)
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: 15 czerwca 2016
Ilość stron: 400
Kategoria: literatura młodzieżowa
Ocena: 8/10

Mary po latach powraca na wyspę Jar. Nie do końca odnajduje się w nowej szkole, szybko jednak znajduje przyjaciółki. I chociaż nie może pokazywać się z nimi publicznie, to wcale jej nie przeszkadza, przynajmniej z początku. Ważne jest to, że mając je po swojej stronie wreszcie może zemścić się na swoim dawnym prześladowcy, a i one tylko na tym korzystają. Okazuje się, że dawna przyjaźń może odżyć, jeśli tylko ma się wspólny cel: zemstę.

Ten tytuł od dawna za mną chodził. Teraz, kiedy ukazały się już wszystkie części w końcu mogłam się za niego zabrać. Zaskoczyła mnie fabuła, nie czytałam opisu, a zdążyłam już zapomnieć o czym miała opowiadać ta historia. Okazuje się, że i szkolnych klimatów w książkach mi brakowało. Mary, Lil i Kat to z pozoru trzy różne dziewczyny, a każda obraca się w innym kręgu. Od śmietanki towarzyskiej, nie lubianej do totalnej nieznajomej. Wydawałoby się, że nic je nie łączy i ciężko byłoby znaleźć im wspólny język, a co dopiero aprobatę innych. Autorki postawiły jednak na potajemne spotkania i intrygi, intrygi. Dużo intryg. W końcu to właśnie to jest głównym celem tej historii: zemsta. A żeby zemsta była udana, musi być dużo intryg i zamieszań. Nie ukrywam, że spodobał mi zarówno pomysł, jak i wykonanie. Może nie było to coś wow, ale na pewno było bardzo dobrze. Zresztą jak cała fabuła. Szkolne rozterki, czarne i wredne charaktery, popularna dziewczyna, która wszystko o czym marzy dostaje. Brzmi banalnie, ale wplecenie tu tej zemsty było idealnym pomysłem. Tym bardziej, że nie robiła tego najbardziej przewidywalna osoba, a siły połączyły trzy, z pozoru nie mające w tym celu dziewczyny.

Jako, że książkę napisały dwie autorki, obawiałam się nie spójności w tekście. Zdarzyło się, nie powiem, że nie, ale w gruncie rzeczy nie ma się do czego przyczepić. O fabule wiecie już wystarczająco, więcej zakrawa na spojlery więc już się ograniczę. Podsumuję to jednak dla pewność: ciekawa historia z ciekawymi wątkami. Najprościej i najlepiej. Jeżeli chodzi o bohaterów, to było ich całkiem sporo, jednak nie do przesady. Dało się czytać i nie pogubić. Poznaliśmy każdego, jednak to na tych głównych osobach autorki się skupiły, właśnie tak jak powinno być. Mary, dziewczyna, która wraca na wyspę po latach wydała mi się najfajniejszą z trzech spiskowczyń. Była skromna, ale wiem, że to życie ukształtowało ją tak, a nie inaczej. Było mi jej żal, ale to nie dlatego skradła moją sympatię. Była naturalna i za to dla niej największy plus. Lil, śmietanka towarzyska szkoły, już mniej miejsca zajęła w mojej półce ulubieni bohaterowie. Denerwowało mnie, że zamiast powiedzieć wprost swoje żale, udawała najlepszą przyjaciółkę i knuła zemstę. Tym bardziej wkurzał mnie fakt, że dawała sobą pomiatać i to w towarzystwie innych znajomych. Kat natomiast była dosyć dziwną postacią. Nie potrafię ocenić jej jednoznacznie. Z początku nie przypadła mi do gustu, potem się to zmieniło. I tak w kółko. Raz ją lubiłam, raz trochę mniej i nie wiem dlaczego tak się stało. Być może jej pewność siebie i to, że zupełnie nic jej nie obchodziło zdanie innych tak na mnie podziałały, tym bardziej, że szybko zmieniała w tym zdanie. No cóż, ale po to wymyśla się tylu bohaterów, żeby stanąć po stronie tych lepszych. W tym przypadku zdecydowanie wybieram Mary, oby w dalszych częściach było jej znacznie więcej.

Jeżeli chodzi o styl autorek, to nie mam im nic do zarzucenia. Typowa młodzieżówka, której akcja rozgrywa się w szkole. Oddane bardzo dobrze, zarówno dialogi, opisy, jak i sceneria. Nie ma do czego się przyczepić. Właściwie nie wiem dlaczego nie ma maksymalnej oceny dla tego tytułu. Było naprawdę ciekawie, ale jednak bez fajerwerków. Ot, zwykła dobra historia.

Ból za ból, jak na pierwszy tom serii zapowiada się naprawdę ciekawie. Zakończenie aż prosi się o szybkie sięgnięcie po kontynuację, a strach, że wszystkie intrygi mogą pójść na marne jest zatrważający. Naprawdę, boję się, że jedna z dziewczyn może się wycofać, co najbardziej mnie zasmuca i wręcz boli. Od początku miałam wrażenie, że ona nie powinna dołączać do tego spisku i próby zemsty i jak widać, być może wcale się nie pomylę. Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa, jak rozwiną się wydarzenia.

Sądzę, że jeśli lubicie młodzieżowe książki z nutką dramatów i intryg w tle, to ten tytuł będzie dla was idealny. To wbrew pozorom lekka i przyjemna lektura, od której momentami ciężko się oderwać. Jest naprawdę dobra, jednak nie ma efektu wow. Zobaczymy, może w dalszych częściach się to zmieni.

niedziela, 22 lipca 2018

"Dotyk Julii" Tahereh Mafi


Tytuł: Dotyk Julii 
Autor: Taheref Mafi
Tom/seria: Dotyk Julii (tom 1)
Wydawnictwo: Otwarte 
Data wydania: 28 kwietnia 2014
Ilość stron: 336
Kategoria: fantastyka, fantasy, science fiction 
Ocena: 8/10

Jej dotyk zabija. Jej dotyk to jej siła. Julia od wielu miesięcy przebywa w ośrodku dla obłąkanych, odizolowana od ludzi. Dla niej to jednak nie nowość, od wielu lat nie dotknęła człowieka. Nikt nie chce jej słuchać, nikt nie chce jej wierzyć. Każdy uważa ją za dziwadło, wybryk natury chociaż ona sama nikomu nie chce zrobić krzywdy. Kiedy do jej celi wprowadzają chłopaka z jej dawnej szkoły, Julia nadal czuje się samotna. Wszystko zmienia się, kiedy do jej celi wpada dwoje uzbrojonych żołnierzy, a ona sama zostaje przeniesiona do przedziwnego miejsca.

Tę serię czytałam już dawno temu i przez to od początku tej części w myślach miałam tylko jedno słowo: Warner. Jeżeli czytaliście, to wiecie o co chodzi, ja nie mogłam się doczekać scen z jego udziałem, wręcz umierałam z podekscytowania i oczekiwania. Stety, niestety muszę czekać na więcej w kolejnych częściach, ale przecież warto. Zacznijmy od tego gdzie rozgrywa się cała akcja gdyż to także niezwykle ciekawe. Postapokaliptyczny świat, zaliczone. Jeden z moich ulubionych wątków jest. Światem rządzi jedna z grup ludzi, nie ma już roślin, zwierząt i jedzenia. Ludzie masowo umierali przez co wszystko zmieniło swój bieg. Pory roku się przeplatają, a na ulicach widać tylko ruiny. Co jeśli wszystko to jest tylko złudzeniem? Jeśli rządzący chcą nam tylko wmówić, że lepiej być nie może? Ulubiony wątek numer dwa: miłość i ucieczka, zaliczone. Julia spotyka prawdopodobnie miłość swojego życia, ale okoliczności i miejsce, w których się znajdują, nie pozwalają im na jakikolwiek związek. Wiadomo więc jak zakończą się ich rozterki i co to oznacza dla historii. No musi być ucieczka. Dzięki temu akcja nabiera tempa i poznajemy bliżej otaczający bohaterów świat. Mało tego, pojawia się wiele interesujących miejsc i osób, co tylko dodaje urokowi tej części.

Wrócę do tego imienia jeszcze raz: Warner. No cóż ja poradzę na to, że zakochałam się w gościu? I chociaż nie do końca go pamiętam (bliżej poznajemy go dalej), to te sceny, którymi uraczyła nas teraz autorka, wystarczyły. Co jest w ogóle dziwne bo przedstawiono nam go jako mega czarny charakter. Za to jego komentarze, wygląd i pewność siebie urzekają od razu. Widać, że będzie to postać obok której nie da się przejść obojętnie. Przeciwnie natomiast jest z Adamem, drugim mężczyzną pojawiającym się w książce. Tak jak za pierwszym razem czytania, tak i teraz od samego początku nie pałałam do niego jakąkolwiek sympatią. Jego postać wydawała mi się sztuczna i po prostu go nie polubiłam. Nie i już. I wcale nie chodzi tu o mojego Warnera, w końcu przy pierwszym czytaniu było podobnie. No cóż, najwidoczniej coś jest na rzeczy. Główna bohaterka natomiast była... w porządku. Nic szczególnego. Momentami naprawdę ciekawa, w innej sytuacji lekko irytująca. Da się polubić, ale nic więcej.

Co mnie bardzo denerwowało od pierwszej strony, to przekreślone zdania/wyrazy, które ogólnie rzecz biorąc są w porządku, ale nie na taką skalę. Zdarzały się co drugie zdanie lub na każdej stronie rozdziału. No nie, po prostu nie. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem. To samo dotyczy się powtarzania słów i nie używania wtedy przecinków. Jedno słowo powtórzmy trzy razy. No dobrze, ale po co? Bo gdyby to miało na celu pokazanie dajmy na to tego, jak bardzo on jest przystojny to w porządku. Ale powtarzanie w opisie słowa oczy (trzykrotnie) jest zupełnie bez sensu.

Okazuje się, że powrót do tej serii był dobrym pomysłem. Chociaż teraz znalazłam w niej więcej niedociągnięć, czy po prostu rzeczy, które mi się nie spodobały, to nadal było warto. Co prawda za mało mojej ukochanej postaci, ale wiem, że szybko się to zmieni, a ja już nie mogę się doczekać. Nadal sądzę, że to jedna z fajniejszych serii, a to dopiero początek. Bawiłam się naprawdę dobrze, czytało się mega szybko i ciężko było się oderwać. Co to oznacza? Że warto sięgnąć! Polecam.

czwartek, 19 lipca 2018

"Szczęśliwy dom" Krystyna Mirek


Tytuł: Szczęśliwy dom
Autor: Krystyna Mirek
Tom/seria: Jabłoniowy sad (tom 1)
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 26 sierpnia 2015
Ilość stron: 360
Kategoria: literatura piękna 
Ocena: 8/10

Jan i Helena to szczęśliwe małżeństwo, które niebawem obchodzić będzie czterdziestą rocznicę ślubu. Mają cztery wspaniałe córki, a każda z nich zmaga się z innym życiowym problemem.

Siadam do tej recenzji już trzeci raz i nadal nie wiem jak zacząć. Mam tyle do powiedzenia, ale kiedy mam to już zrobić, nie znajduję odpowiednich słów. I tu wcale nie chodzi o to, że ta historia tak mocno mnie porwała. Boję się, że cokolwiek nie napiszę, będzie spojlerem bo nie zacznę tylko po to, żeby zaraz dany wątek urwać. Zacznę więc może pokrótce od fabuły. Wydawałoby się, że dosyć skomplikowana z wieloma bohaterami i pobocznymi wątkami, czego mocno się obawiałam. Z początku zerkałam na okładkę, aby dopasować dane imię do bohatera i sytuacji, ale szybko się rozeznałam. Potem poszło już z górki, wczułam się w ich świat, zżyłam z nimi i przeżywałam ich rozterki i radosne chwilę. Autorka w naturalny sposób potrafiła mnie zaciekawić i zwykłymi, przyziemnymi sytuacjami, skradła moje serce. Nie ukrywam, że każdy opisany wątek zaciekawił mnie na swój sposób chociaż to problemy jednej z sióstr najbardziej mną wstrząsnęły. Wstrząsnęły bo takiej otwartości i bezczelności jakiej ona doświadczyła się nie spodziewałam. Czekałam na rozwiązanie tej "zagadki", ale w międzyczasie dostawałam wiele innych i ciekawych problemów czy radości. Można by rzecz, że w książce pojawiły się same życiowe problemy i jest to prawda. W twj pięknej rodzinie doświadczyliśmy wszystkich możliwych scenariuszy życia.

Tak jak już wspomniałam, bohaterowie od początku zjednali sobie moją sympatię. I chociaż czasami na jaw wychodziły mroczne sekreciki i ta sympatia lekko się chwiała, to koniec końców nie dało się jej zburzyć. Zarówno rodzice, jak i ich córki mieli w sobie to coś, a razem tworzyli piękną i prawdziwą rodzinę na dobre i na złe. Nie tylko dostałam wiele cennych i życiowych rad, ale i cały czas czułam ciepło od nich bijące. Ten rodzinny dom, w którym zawsze mogli się zatrzymać i naładować baterie był cudownym dodatkiem do całej historii. Sad, pola, łąki były tylko namiastką w morzu cudowności, które otrzymujemy od autorki.

Niestety ciężko cokolwiek napisać mi o tej książce bo... sama nie wiem, tak po prostu. Chcę żebyście widzieli, że była to bardzo przyjemna i wbrew pozorom lekka lektura. Bawiłam się wybornie pomimo teoretycznie ciężkim problemom. Pani Mirek ma bardzo ciekawy styl, właśnie lekki i przyjemny, potrafi zaciekawić czytelnika i nie pozwala odejść od książki, zanim ten nie dobrnie do końca. W pierwszej części tej serii zbudowała piękną opowieść z pięknym tłem i pięknymi bohaterami, których łączy równie piękna i prawdziwa relacja.

Rodzinny dom to książka idealna na wieczór. Skłania do refleksji, uczy, ale i bawi. Pozytywnie zaskakuje i śmiało mogę powiedzieć, że już teraz nie mogę doczekać się dalszych losów tej rodziny. To niezwykle ciepła i urocza historia, która zdecydowanie przypadnie wielu z was do gustu.

wtorek, 17 lipca 2018

"Skrzywdzona" Natasha Preston


Tytuł: Skrzywdzona
Autor: Natasha Preston
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Feeria Young
Data wydania: 18 lipca 2018
Ilość stron: 370
Kategoria: literatura młodzieżowa
Ocena: 8/10

Scarlett nie pamięta nic sprzed swoich czwartych urodzin, a wszystkie próby odzyskania pamięci kończą się potężnym bólem głowy i rozczarowaniem. Dziewczyna z czasem zaczyna godzić się z utratą pamięci. W tym samym czasie poznaje Noaha, nowego ucznia w swojej szkole, do którego szybko zaczyna odczuwać sympatię. Chłopak jest dla niej wielkim wsparciem, ale szybko okazuje się, jakie kierują nim powody.

Natasha Preston to kolejna autorka, po której książki sięgam w ciemno. Chociaż nie ma ich w dorobku wcale dużo, to jednak każda na swój sposób mnie przyciąga i zadowala. No i te okładki. Każda cudowna i taka tajemnicza, nic dziwnego, że każdą chciałoby się mieć u siebie na półce. Skrzywdzona, to jej najnowsza powieść, która opisuje losy Scarlett. Zacznę od tego, że na początku odrzucił mnie już główny wydawałoby się wątek, mianowicie jej utrata pamięci. Bo ja swojej nie utraciłam, a jednak nie pamiętam niczego sprzed czwartego roku życia i wątpię, żeby wielu osobom się to udało. Dlatego też ten wątek wydał mi się dziwny i trochę nie rzeczywisty, tyle zachodu o wspomnienia z pierwszych lat życia. Oczywiście teraz wiem, że na tym była oparta cała historia, to właśnie to napisało taki scenariusz, a nie inny dla Scarlett. Nie mogę natomiast powiedzieć, że fabuła mnie nie zaciekawiła. Osobiście uważam, że na początku rozwinęła się za szybko, gdyż autorka od razu postawiła na spotkanie bohaterów i ich bliższą relację, ale to posunięcie pozwoliło potem na wiele ciekawszych opisów innych sytuacji. Nie ukrywajmy, pierwsze spotkania bohaterów i ich miłosne rozterki są na swój sposób ciekawe, ale czy tego już nie było? Było i to od groma. A pani Preston postawiła na coś innego. Coś zaskakującego i nieprzewidywalnego.

O ile dobrze pamiętam, to w mniej niż w połowie książki dowiadujemy się kilku naprawdę szokujących informacji. Takich, które mnie zwaliły z nóg i musiałam przeczytać tę stronę jeszcze raz, tak dla pewności. A kiedy już oswoiłam się z tym zwrotem akcji, autorka zrzuciła na mnie kolejną bombę. I od tej pory działo się tylko więcej. Z każdym rozdziałem dostarczano mi więcej i więcej, ale nie zaczęłam się gubić. Zaczęłam wątpić w niektóre osoby i zastanawiałam się komu mam zaufać. Czy każda napotkana osoba jest po stronie Scarlett? Zaskakiwano mnie często, ale to Noah przeszedł samego siebie. Chociaż wiedziałam kim jest, autorka tego nie ukrywała, to kiedy zrobił coś co zmieniło życie wszystkich, nie mogłam w to uwierzyć. Pani Preston wykreowała go w zupełnie inny sposób, nie byłam w stanie uwierzyć, że naprawdę to zrobił. I myślałam po raz kolejny: jak ona teraz pociągnie tą historię, co się wydarzy?

(zdjęcie pochodzi od wydawnictwa)

Nie chcę zdradzać wam jednego z głównych wątków bo cała frajda z czytania zniknie. Wiedzcie tylko, że będzie się działo i nie raz autorka was zaskoczy. Szybkie zwroty akcji są tu na porządku dziennym i nie łatwo się nudzić. Mogę wam za to przybliżyć bohaterów, jeśli obawiacie się czy przypadną wam do gustu. Mnie przypadli, nawet jeśli robili szokujące rzeczy. Scarlett to z pozoru nastolatka jakich wiele, mimo że utraciła pamięć. Ma przyjaciół (niestety autorka zapoznała nas z nimi tylko na początku, szybko zniknęli z książki), chodzi do szkoły i przede wszystkim ma dom i kochającą rodzinę. Jest bystra i szybko wyłapuję potknięcia rodziców w objaśnieniu wspomnień, dlatego też ma coraz więcej wątpliwości czy rodzice jej nie okłamują. Nie jest to pewna siebie dziewczyna, ale nie należy też do szarych myszek, bojących się własnego cienia. Nie irytuje, ale i nie zachwyca. To postać, którą da się polubić, ale ciężko ją pokochać. Noah natomiast to wielka tajemnica. Przeprowadził się z rodzicami i zaczął nową szkołę. Pochodzi z małej wysepki, gdzie ludzie spędzają większość czasu na świeżym powietrzu i jedzą tylko zdrowe jedzenie, dlatego wszystkie nowości jakimi obdarza go Scarlett są dla niego takie nietypowe. Nie do końca potrafi odnaleźć się w świecie zawalonym technologią, ale zawsze może liczyć na swoją dziewczynę. Bohater ten to postać, która wywołuje wiele skrajnych emocji. Ciężko było go nie polubić i ciężko było go potem nie znienawidzić. Wyczyniał wiele rzeczy, które ciężko wybaczyć, ale pamiętając go z początku książki, ma się wątpliwości co o nim sądzić. Tym bardziej, że on dalej nas zaskakuje i miesza nam w głowie. Aż do samego końca obawiałam się po czyjej stronie w końcu stanie.

Odnośnie stylu pani Preston, jak zwykle nie mam zastrzeżeń. Pomimo dosyć ciężkich tematów i wątków, jakie wplata zawsze w swoje historie, jej styl jest wciąż przyjemny i lekki, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że młodzieżowy (tu proszę nie myśleć, że starsze osoby nie mogą już sięgnąć po ten tytuł, bzdura). Wiedziała, w którym momencie co napisać, a nastolatków i ich słownictwo oddała w pełni poprawie. Jedno z niewielu zastrzeżeń jakie mam to relacja jaka wywiązała się pomiędzy rodzinami Scarlett i Noaha. Okej, może i są nowocześni i do rodziców chłopaka mówią sobie na ty i odwrotnie. Ale to, że spędzali u siebie cały czas i rodzice wręcz namawiali ich na więcej spędzania czasu, nie mieli zupełnie nic przeciwko, było dziwne. No przynajmniej dla mnie, w końcu mieli po szesnaście lat. Koniec końców nie ma co narzekać, książka była dobra i tylko to się liczy.

Okazuje się, że Skrzywdzona to kolejna świetna powieść autorki. Lekki i przyjemny styl ułatwia czytanie, a wciągająca fabuła nie pozwala się oderwać. Niesamowite zwroty akcji i niespodziewane sytuacje podnoszą i tak już wysoki poziom, a bohaterowie nie odstają niczym od reszty cudowności książki. Wszystko jest dobrze, może bez wielkich fajerwerków, ale momentami naprawdę zapiera dech w piersiach. Polecam, jeśli lubicie mroczniejsze klimaty, czy po prostu pióro tej autorki, to sięgnijcie. Na pewno nie będziecie zawiedzeni.


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu Feeria Young.

sobota, 14 lipca 2018

"Tylko Ty" Gabriela Gargaś


Tytuł: Tylko Ty
Autor: Gabriela Gargaś
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 3 lutego 2016
Ilość stron: 376
Kategoria: literatura obyczajowa i romans 
Ocena: 6/10

Ewa i Paulina to przyjaciółki, które znają się od wielu lat. Są dla siebie niczym siostry i w każdej chwili mogą liczyć na swoją pomoc. Kiedy życie stawia je w trudnej sytuacji, obie wspierają się najlepiej jak potrafią. Kiedy jedna doświadcza problemów w małżeństwie i ma dosyć adopcyjnego rodzicielstwa, druga jest dla niej opoką i wsparciem. Kiedy ta nie może poradzić sobie z dorastającą córka, przyjaciółka próbuje przetrwać to razem z nią. W końcu wszyscy są jedną, wielką rodziną.

Przyznam szczerze, że czytając opis na tylnej okładce chociaż bardzo skąpy, to wydał mi się ciekawy. Co prawda pół słówka o adopcji i samotnym rodzicielstwie, niewiele mi mówiły, ale ze względu na cudowną okładkę postanowiłam dać szansę tej książce. Nie wiem czego oczekiwałam, prawdopodobnie po ostatnich zachwytach nad polskimi autorami, chciałam czegoś równie dobrego, a okazało się inaczej. Z lekkim wahaniem, ale mogę napisać, że się zawiodłam. Sam pomysł na fabułę bardzo przypadł mi do gustu. Wydaje mi się, że już dawno wyrosłam z nastoletnich romansów i takie poważne historie bardziej chwytają mnie za serce. Niestety, nie tym razem. Problem był w tym, że całość przeleciała mi w zaskakująco szybkim tempie, i nie chodzi mi tu o fakt, że po jednym dniu skończyłam czytać. Autorka postawiła na brak rozdziałów, oddzielała poszczególne wątki imionami bohaterek. Okej, w porządku. Gorzej, kiedy w to wplatała wspomnienia z przeszłości, punkt widzenia innej osoby, a to wszystko oddzielone ledwie jednym wersem. Kiedy kończyła się strona, czasami i tego brakowało. Więc czytam sobie i nagle już ktoś zupełnie inny i gdzieś indziej coś mi opowiada. No pod tym względem totalna klapa i nie ukrywam, że przede wszystkim to zauważyło na tak słabej ocenie całości.

Tylko Ty, to opowieść o dwóch przyjaciółkach: Ewie i Paulinie. Każda na swój sposób próbuje poradzić sobie z otaczającymi ją problemami; jedna wychowuje samotnie córkę, druga ma dwójkę cudownych adoptowanych dzieci, ale nie układa jej się z mężem. Który wątek zaciekawił mnie bardziej? Były momenty, kiedy nie chciałam czytać ani tego, ani tego, ale były też chwile kiedy nie potrafiłam oderwać się od obu. Sądzę, że autorka w ciekawy sposób wykreowała przede wszystkim dzieci. Zarówno ta starsza, jak i te młodsze, były pewne siebie i mówiły co im przyszło na myśl (jak to dzieci). Ponadto były bystre i niejednokrotnie ich uwagi wprowadzały tak potrzebny humor do tej historii. Jeżeli chodzi o główne bohaterki... Napiszę tak: ciężko cokolwiek mi napisać bo mam wrażenie, że wątków było tyle i tak szybko się zmieniały, że dosłownie wszystko poznałam bardzo pobieżnie. Tak więc zarówno o Paulinie jak i o Ewie, chociaż było ich od groma w tej historii, to nie wiem zbyt wiele. Nie zżyłam się z żadną z nich, do żadnej też nie poczułam sympatii. Były bo były, nie płakałabym i bez nich. Niemniej jednak trzeba przyznać, że bez nich cała ta książka nie miałabym sensu i to właśnie na ich relacji oparta ona była.

Chciałabym też zaznaczyć, że według mnie książka ta była zdecydowanie przesłodzona. Pomimo licznych dramatów, które miały miejsce po drodze, nadal jestem zdania, że relacja bohaterek była nie do zniesienia. Nie wiem w czym jest problem bo przecież istnieje mnóstwo takich szczerych i prawdziwych przyjaźni od dziecka. Ale to, że one praktycznie cały czas płakały sobie w ramionach? I mąż jednej nie miał nic przeciwko, a ta sama jakby nic nie miała innego do zrobienia tylko latała i pocieszała drugą. I odwrotnie. A co tam dzieci i dom? Jedziemy nad morze! Nie, nie wierzę w coś aż tak słodkiego. Przyjaźń przyjaźnią, ale bez przesady. Podobnie było z każdą pojawiającą się tam relacją, nie ważne jaki bohater. Dramat, słodkość, dramat, słodkość. Nie, nie i jeszcze raz nie!

Nie wierzcie w to, co napisane jest na okładce. Piękna historia o różnych odcieniach miłości. Historia może i piękna, ale zdecydowanie aż za bardzo. Jej słodkość aż kłuje w oczy i nawet poboczne dramaty nie są w stanie tego zmienić. Emocje były, ale chociaż pojawiły się te pozytywne, to częściej czułam irytację i niedosyt. W tym przypadku przeskakiwanie po "rozdziałach" nie przyniosło niczego dobrego, spotkało się z odwrotnym skutkiem. Chociaż poznałam historię Ewy i Pauliny i chociaż dobrnęłam już do końca, to mam wrażenie, jakby owa historia miała się dopiero zacząć. Nie mogę nawet napisać, że urwano w połowie, ja czuję, że to się nawet dobrze nie zaczęło.

Po tę książkę możecie sięgnąć. Nie odradzam, nie zachęcam. Sądzę jednak, że to historia jakich wiele i nic szczególnego w niej nie znajdziecie. Ot, przyjaźń dwóch kobiet, które zmagają się z przeciwnościami losu. To wszystko już było, nie ma więc co sięgać po kolejny przeciętniak tego typu.

środa, 11 lipca 2018

"Gałęziste" Artur Urbanowicz

Tytuł: Gałęziste 
Autor: Artur Urbanowicz
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Novae Res 
Data wydania: 2015
Ilość stron: 462
Kategoria: thriller/sensacja/kryminał
Ocena: 7,5/10

Karolina i Tomek wyjeżdżają na święta w okolice Suwalszczyzny. Kiedy ona marzy o tym wyjeździe, który może naprawić ich związek, on ma wątpliwości i zgadza się tylko z konieczności. Chociaż są parą, która często się złości, a ich charaktery są zgoła odmienne, to postanawiają dać sobie szansę. Ich cudowny wyjazd szybko jednak okazuje się nie być tym, czego oczekiwali. Obydwoje, chociaż nie chcą się do tego przyznać przed drugim, czują ciągły niepokój. Napada ich lęk z nieokreślonego powodu i przytrafiają im się coraz to mroczniejsze sytuacje. Niektóre już ciężko logicznie wytłumaczyć...

W recenzji tej książki trzeba zacząć od jej nietypowej fabuły. Nietypowej bo rzadko przeze mnie czytanej. Mrocznej, tajemniczej i niejednokrotnie przyprawiającej o szybsze bicie serca. Przyznaję, że autor już od samego początku budował napięcie. Z pozoru nic nie znaczące, dziwne zbiegi okoliczności, które zdarzają się bohaterom. Dziwne zachowanie mieszkańców wioski. I dziwna wioska. Zawsze krytykowałam bohaterów horrorów, którzy w filmach mając do wyboru zatłoczone miasto, a las, uciekając przed zabójcą wybierali las. Sądziłam, że autor w tej historii rozpocznie całą przygodę Tomka i Karoliny w podobny sposób, ale okazało się zupełnie inaczej. Bo chociaż od początku coś mi nie pasowało w okolicy, do której zamierzali i chociaż wiedziałam, że coś się święci i sama nigdy w życiu nie postąpiłabym, tak jak główni bohaterowie, to sądzę, że pan Artur rozwinął to dobrze. W sposób realistyczny i osobie, która rzadko sięga po mroczniejsze historie, nie dający niczego się domyślić. Bo po opisie ja sama oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Fabuła jednak okazała się strzałem w dziesiątkę. Z każdą kolejną stroną działo się więcej i więcej, a ja sama już nie wiedziałam w co wierzyć, co jest prawdą, a co nie. Mroczność? Zdecydowanie. Czytając te książkę w nocy, nie ukrywam, miałam lekkie ciarki. Nie zawsze, wiadomo, ale kilka scen do teraz mam w pamięci i ciężko mi się na nie nie wzdrygnąć. Budowanie napięcia i mroczny klimat- coś, co udało się w stu procentach i mocno podciąga poziom książki.

Po fabule nadszedł czas na bohaterów, którzy podobnie jak historia, byli dosyć nietypowi. Dokładnie chodzi mi o ich relację. Dziwna? To za mało powiedziane. Zdaję sobie sprawę, że w każdym związku pojawiają się zgrzyty, ale wątpię, żeby od razu używać w myślach tak niestosownego słownictwa względem tej drugiej połówki. Zarówno Tomek, jak i Karolina, byli wykreowani w sposób przejrzysty i każde z osobna było dopracowane w stu procentach. Poczułam to przede wszystkim dlatego, że kiedy opowiadał coś chłopak, słownictwa diametralnie się zmieniało. Zarówno w jego wypowiedzi, jak i to w jego myślach. Tak samo było w przypadku Karoliny. Autor postawił na delikatność kobiety, co często udowadniał opisami Tomka, i brutalność mężczyzny. Nie, nie chodzi tu wcale o bicie się i dresów, z czym mnie się to z góry kojarzy. Miałam na myśli częste bluźnierstwa i chęć bójek, ale tylko (?) chęć. Jeżeli chodzi o bohaterów, to podsumuję to w ten sposób. Ciekawi osobno: na swój sposób każde inne, co dało się odczuć, i nietypowi razem: ich relacja była co najmniej dziwna. Bądź co bądź uważam, że na tle fabuły wypadli dobrze.

Ze stylem autora miałam okazję spotkać się po raz pierwszy i czuję się trochę rozczarowana. Nie chodzi o to, że nie potrafił mnie wciągnąć w lekturę- wręcz przeciwnie, a to przecież najważniejsze. Mam raczej na myśli to, że zbyt częste bluźnierstwa, czasami ze strony kobiet, mocno mnie odrzucały. Rozumiem, że w ten sposób miały być wykreowane postaci, ale co za dużo to nie zdrowo. Przynajmniej według mnie. Dodatkowo co bardzo mnie denerwuje w każdej książce, tak i tutaj narracja często się zmieniała w jednym rozdziale. Jedno czy dwa zdania odnośnie swoich odczuć wtrącała nagle inna osoba i wracamy potem do poprzedniej. Może to i nie myli, ale jestem już na to zbyt uczulona i mnie rzuca się to w oczy. Jednak nad całością i tak przeważa fakt, że fabuła była ciekawa i nie należy za to aż tak krytykować książki. To, że bohaterowie mi nie do końca podpali ze swoim słownictwem to jedno, ale fabuła fabułą i zaangażowanie czytelnika mimo wszystko jest ważniejsze.

Zbliżamy się do końca więc wspomnę i o zakończeniu.  No cóż... Jestem pod wrażeniem. Nie spodziewałam się kompletnie tego co zaserwował mi autor i o teraz mam to w głowie. Przerobiłam wiele scenariuszy, ale i tak wyjaśnienie wszystkiego mnie zszokowało. Właściwie to nadal zastanawiam się, czy aby na pewno wszystko zostało wyjaśnione bo albo ja nie pamiętam, albo autor zrobił to celowo w co bardziej wierzę. A to plus bo teraz myślę co było prawdą, a co nie.

Gałęziste, jak na debiut to bardzo udana historia. Mroczna, tajemnicza i przyprawiająca o gęsią skórkę. Nietypowa fabuła, która niejednokrotnie ma miejsce w ciemnych lasach z przedziwnymi postaciami. I sytuacje, w które już sama nie wiem czy wierzę. Co jest prawdą, a co nie? Komu można zaufać, a kogo należy się bać? Do tej pory się nad tym zastanawiam i czuję, że mroczność tej książki i jej finał na długo pozostaną mi w pamięci.

Za możliwość przeczytania dziękuję autorowi. 

Ps. Od teraz ocena znajduje się na górze pod informacjami o książce. Pozdrawiam! 

niedziela, 8 lipca 2018

"We dwoje" Nicholas Sparks


Tytuł: We dwoje 
Autor: Nicholas Sparks 
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 27 września 2017
Ilość stron: 544
Kategoria: literatura obyczajowa i romans 

Życie rozpada się powoli. Nic nie dzieje się z dnia na dzień. O tym bardzo dobrze przekonuje się Russ, trzydziestdwulatek, który myślał, że ma wszystko. Kiedy urodziła się London, jego oczko w głowie, dotychczasowe życie wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Do tego narastające problemy w pracy i dziwne zachowanie żony, sprawiły, że mężczyzna nie czuje się komfortowo. Z każdym kolejnym dniem, Russ zaczyna zdawać sobie sprawę, że dzieje się coś złego. Jednak nie orientuje się w porę. Na powrót do tymczasowego życia jest już zdecydowanie za późno.

We dwoje to moja druga książka pana Sparksa, którą przeczytałam. Po dosyć nieudanej lekturze Pamiętnika, myślałam, że z jego twórczością pozostanę w relacji ja i film, ale chciałam dać mu drugą szansę. Okazało się to wspaniałą decyzją bo teraz nie tylko mogę napisać, że otworzyłam lipiec cudowną historią, ale śmiało mogę stwierdzić, że to było coś. Naprawdę coś. Zacznę od tego, że nie często mam okazję czytać jakiejkolwiek historie z punktu widzenia mężczyzny, tym bardziej w takich ciężkich tematach. To samo w sobie było już ogromnym plusem. Styl autora nie pozostawia nic do życzenia. Jest po prostu genialny. Idealny. Czytając opisy zwykłej ludzkiej codzienności, pan Sparks sprawił, że nie byłam w stanie się oderwać. Żyłam razem z bohaterami i przeżywałam ich dramaty równie mocno co oni. Zżyłam się z każdym i nie zdajecie sobie nawet sprawy, jak mocno poruszyło mnie zakończenie tej lektury. Czuję ogromną pustkę na myśl, że Russ, London i ich najbliżsi już znikają z mojego życia.

Nicholas Sparks zawsze sprawia, że uczucia ani na moment mnie nie opuszczają. Czy to w filmie czy już teraz w książkach, dzieje się tak, że dostaje od niego niesamowity wachlarz emocji. Od radości i szczęścia, po przerażenie i niedowierzanie. Historia, którą postanowił opisać autor nie jest mi nieznana. Ostatnio w mojej rodzinie pojawił się temat rozstania i chociaż zachowanie jednego z "dorosłych" pozostawiało wiele do życzenia, to przytoczone w We dwoje sceny, zapierały mi dech w piersiach. Ustalmy jedno: rozstania nie są łatwe, a jeszcze trudniejsze są, kiedy na to wszystko musi patrzeć dziecko. Co prawda nie było to typowe dla rozstań tego typu, niemniej jednak nie było przyjemne. Postać Vivian, żony Russa, była wykreowana w taki sposób, że momentami ciężko było mi się połapać w jej zamiarach. I chociaż czasami wiedziałam, po prostu czułam co się wydarzy, do czego to doprowadzi, byłam w szoku, kiedy w końcu się to działo. Nie jestem w stanie opisać wam, jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie ta historia. Te wszystkie sceny kłótni, nie kłótni, doprowadzały mnie zarówno do białej gorączki, jak i roztapiały mi serca. Skrajności, ale tak cudowne, jak cała ta historia.

Czuję, że piszę bez ładu i składu, ale najbardziej chciałam wam pokazać, jak wielkie wrażenie zrobiły na mnie sceny rozstania Vivian i Russa. Jak wiele emocji we mnie wywołały, ale nie jestem w stanie tego zrobić. Chciałam dobrze, ale to chyba mnie przerasta. To było tak dobre, tak prawdziwe. Cudo. Cała ta książka była cudem, ale znalazłam jedną rzecz, która ogromnie działała mi na nerwy. Mianowicie Russ i jego pobłażliwe zachowanie względem żony. Chcąc dobrze, dawał jej wszystko czego chciała, na wszystko się zgadzał, ustępował jej na każdym kroku. I chociaż robił to z miłości do niej, mnie doprowadzało to do furii. Nienawidzę takich postaci, a niestety nie mogę napisać, że Russ zmienił się z biegiem czasu i zdobytym doświadczeniem. Owszem, zmiana była, ale chyba nie zatarła tego początkowego złego wrażenia.

Celowo nie wspomniałam tu o znanym dla pana Sparksa momencie, w którym wszystko się sypie. Rozbroiło mnie to i pozbawiło uśmiechu na wiele godzin. I chociaż autor próbował wpleść w ten koszmar trochę śmiechu, mnie nie udało mu się mnie rozbawić. Nie spodziewałam się tego konkretnego wątku. Wiedziałam, że coś się wydarzy, ale skutecznie mnie zmylono. Przez to cierpiałam jeszcze bardziej i do teraz ciężko mi się otrząsnąć.

We dwoje to niezwykle piękna i prawdziwa historia. To właśnie dzięki swojej realności, tak mocno skradła moje serce. Wciągnęłam się od początku i do samego końca nie byłam w stanie się oderwać. Bawiłam się znakomicie, ale zdarzały się momenty, kiedy z wrażenia bądź oburzenia, nie mogłam dalej czytać. Brak mi słów, żeby opisać jak bardzo zadowolona jestem z tej lektury. Brak mi słów, które są w stanie oddać cudowność tej książki i brak mi słów, żeby udowodnić wam jak bardzo na mnie wpłynęła. Po prostu uwierzcie, że naprawdę warto poznać ten tytuł. Jest tak dobry, że aż boję się, że nie. prawdziwy.

★★★★★

środa, 4 lipca 2018

Podsumowanie czerwca


Hej, kochani! Czerwiec dłuży mi się okropnie, nie mam co ze sobą zrobić. Czuję, że muszę odpocząć od książek bo czytanie ich powoli staje się dla mnie przykrym obowiązkiem. Pozbyłam się wszystkich recenzji "na zapas" i dlatego teraz staram się czytać na bieżąco, ale nie zawsze mam na to chęci. Z drugiej strony kocham czytać i nie wyobrażam zrobienia sobie dłuższej przerwy więc w najgorszym wypadku recenzję będą pojawiały się raz w tygodniu. W ostatnim miesiącu napisałam też do kilku wydawnictw i z niektórymi udało mi się nawiązać zalążek współpracy. Co z tego wyniknie zobaczymy, trzymajcie kciuki. Zapraszam was teraz do obejrzenia moich postępów w czytaniu i tu uwaga: patrząc na pierwszy tytuł jaki przeczytałam w tym miesiącu, aż się wzdrygnęłam. Mam wrażenie, że czytałam tę książkę kilka miesięcy temu, a tu takie zaskoczenie! Mówiłam, że czerwiec to nie mój czas.


Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy, to książka, która wprowadziła do mojego życia trochę inności. Dawno już nie czytałam thrillerów więc miło było po nią sięgnąć. Dodatkowo, fakt, że historia rozwinęła się w dosyć nietypowy sposób, sprawił, że moja ocena jest wyższa. Całość niestety okazała się przeciętna, i mimo oryginalności, autorka nie potrafiła mnie przyciągnąć. Nie żałuję przeczytania, ale na pewno książka ta szybko wyleci mi z głowy.



Sądziłam, ze będzie to kolejna książka, którą ocenię jako przeciętniak, ale pisząc tą recenzję, doszłam do wniosku, że nie mogę tego zrobić. Ta historia była zdecydowanie lepsza niż przeciętna, ale niestety to zakończenie... Żałuję, naprawdę żałuję, ale nie mogę inaczej. Było super, ale jak widać jedna rzecz może tak bardzo zniszczyć nasza opinię. Niemniej jednak gorąco zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł. Możecie być bardzo zaskoczeni, tak jak ja. Naprawdę warto bo to wcale nie jest taka banalna historia i zaskoczy was nie raz!


Zbierając wszystko w całość, wychodzi na to, że ta historia jest dobra. Bo naprawdę jest. Trochę ponad przeciętność, a wszystko dzięki dziwnym związkom, które autorka dodała do książki. Mało tego, styl i zachowania bohaterów były tak idealnie współgrane z całością, że trudno tego nie docenić. A obraz tak wspaniałej i zabawnej rodziny jak Garrettowie? O nich też trzeba wspomnieć. Jak najbardziej polecam przeczytać ten tytuł,  jednak nie spodziewajcie się nie wiadomo czego dobrego.


Moje negatywne nastawienie do polskich autorów szybko ulega zmianie. Przyciąganie to kolejna niesamowita historia, która powstała z rąk naszego rodaka, i którą nie mało się zachwyciłam. Cieszę się, że ją poznałam i już szykuję się na inne tytuły pani Elżbiety. Ten tutaj polecam wam z całego serca. Jest to niezwykle ciepła, zabawna i chwytająca za serce historia, która zostanie ze mną na długo. Jestem pewna, że nie pożałujecie!



Uważam, że Życie jest piękne, to cudowna historia, która wbrew pozorom wcale nie jest ciężka. Jak na pierwszą książkę autorka wybrała bardzo ciężki temat, ale sądzę, że poradziła sobie doskonale. Jej styl wciągnął mnie od pierwszej strony i do ostatniej nie pozwał odejść. Było ciężko ze względu na problemy bohaterów, ale znacznie więcej dostaliśmy tu pozytywów, dzięki czemu koniec końców uznaje, że to bardzo przyjemna książka. Jak na debiut było naprawdę super i polecam z całego serca!


Bardzo się cieszę, że poznałam już Bez lęku. To wspominała historia, jakże różna od tego co już mamy na rynku. Niezwykle ciekawa i oryginalna fabuła sama w sobie powinna was zachęcić, ale dodam jeszcze, że na każdym kroku możecie poczuć się zaskoczeni. A to przecież w książkach najlepsze. Polecam wam gorąco, jak zwykle na pani Sheridan można polegać!


Nie polecam wam tej książki bo chociaż było ciekawie, to przez większość czasu miałam dziwne wrażenie pustki. Styl autora pozostawia wiele do życzenia, myślę, że gdyby go poprawił mógłby mieć u mnie nawet maksa. Niestety, tym razem było zbyt słabo, żeby ocenić tę książkę pozytywnie.


Sądzę, że Zapisane w wodzie to książka, która jest lepszym kryminałem niż Dziewczyna z pociągu, ale to wciąż za mało. Kilkanaście różnych zasugerowanych wcześniej zakończeń, a sam koniec, który nie powalił na kolana, nie wróżą nic dobrego. Autorka zamieszała mi w głowie, ale w końcowym rozrachunku nie wyszło jej to na dobre, gdyż przez ten ogrom wszystkiego nie potrafiłam docenić rozwiązania zagadki. Ani mnie ono nie zainteresowało ani nawet nie miałam już siły tego czytać. Ciekawe miejsce i jeden ponadprzeciętny bohater to za mało, żeby książkę uznać za dobrą.

To chyba byłoby na tyle w tym miesiącu. Koniec końców udało mi się przeczytać osiem pozycji, z czego całkiem sporo było dobrych. Nic, oby lipiec był jeszcze lepszy! A jak wam minął czerwiec?


EDIT: Muszę się pochwalić, że maturka zdana więc humor mam lepszy i chęć do czytania już wróciła! Także początek posta do wywalenia, wracam z pełną mocą! 

niedziela, 1 lipca 2018

"Zapisane w wodzie" Paula Hawkins


Tytuł: Zapisane w wodzie 
Autor: Paula Hawkins 
Tom/seria: ---
Wydawnictwo: Świat Książki 
Data wydania: 10 maja 2017
Ilość stron: 368
Kategoria: thriller/sensacja/kryminał 

Jules od lat nie ma dobrego kontaktu z siostrą i dlatego też, kiedy ta po raz kolejny do niej dzwoni, kobieta nie odbiera. Nie czuje się winna- w końcu Nel od zawsze chciała być w centrum uwagi i modelowała rzeczywistość po swojemu. Jednak tym razem coś jest nie w porządku, niedługo po telefonie siostry, Jules dowiaduje się, że dziewczyna nie żyje. Skoczyła do wody, ale nikt zdaje się za nią nie tęsknić. Czy Topielisko i jego historia miały jakiś wpływ na decyzję Nel? Jules chociaż wcale tego nie chce, próbuje się dowiedzieć jakie tajemnice skrywa to miejsce. 

Po nieudanym debiucie pani Hawkins jakim była Dziewczyna z pociągu, czułam lekką obawę. W jej poprzedniej książce nie spodobało mi się praktycznie nic, a jedyne co z niej pamiętam to obrzydliwe opisy codzienności, dziewczynę w pociągu i tajemnicę. Ten tytuł chociaż od dawna był na mojej liście do przeczytania, kupiłam bardzo spontanicznie. Na przecenie w księgarni bo ładna okładka. Tak, niezła ze mną sroka na okładki. Uznałam, że ten tytuł ładnie zaprezentuje się na mojej półce, ale nic poza tym. Nie nastawiałam się na nic szczególnego i w zasadzie okazuje się, że postąpiłam słusznie. Nie dostałam niczego, czego bym się nie spodziewała, nie oczarowali mnie ani bohaterowie ani fabuła. A rozwiązanie całej tej zagadki? Nie powaliło mnie na kolana. Mało tego, serce cały czas biło stałym rytmem.

W swojej drugiej książce pani Hawkins postawiła kolejny raz na kryminał. Tym razem cała akcja rozgrywa się można by rzec w wodzie. Topielisko. Miejsce, które w niejednym człowieku budzi strach i odrazę. Woda, nieskończona ilość wody, która zakręca, płynie, stoi i jest. Po prostu jest. Niedaleko lasu, czasami w lesie. Ale to właśnie topielisko wzbudza najwięcej sensacji nie tylko wśród mieszkańców miasta. To tutaj zginęło tak wiele bezimiennych i tych pobliskiej osady. Ponoć dusze utopionych tam wiedźm nadal błąkają się po okolicy i można usłyszeć ich wołanie pośród szumu wody. Jednak nie każdego miejsce to napawa strachem. Nel Abbot, która od zawsze fascynowała się zbiornikami wodnymi od razu upolowała sobie to miejsce. Uwielbiała tu przebywać, pływać i fotografować. Codziennie, niezależnie od pory dnia czy roku. Mało tego, kobieta postanowiła napisać książkę o kobietach, które zginęły w tym miejscu. Czy można napisać, że wątek ten był ciekawy? Sądzę, że nie gdyż był potraktowany po macoszemu. Każdy o tym wspomniał, dostaliśmy także kilka urywków z przeszłości. Najbardziej ciekawe okazały się strony z samej owej książki, ale tego wszystkiego było stanowczo za mało. Uwielbiam wątki z różnymi legendami czy historiami z dawnych czasów więc kiedy już pojawił się zalążek takiego wątku, oczekiwałam więcej. Samo topielisko miało na swój sposób urok i potrafiło przyciągnąć czytelnika, jednak to wciąż nie to. Akcji rozgrywało się tam nie wiele, bardziej poznajemy je z opowieści innych niż z "własnych" doświadczeń.

Bohaterów, jak to w kryminale mieliśmy całkiem sporo. Z początku oczywiście ciężko było mi się połapać kto jest kim, ale z biegiem czasu było lepiej. Nie ukrywam tylko, że przez to nie do końca mogłam z kimkolwiek się zżyć czy bardziej polubić, nie mówiąc już o zapoznaniu się z kimś bliżej. Koniec końców w chwili "zaskakującego zakończenia" skończyło się tylko na zakończeniu ponieważ ja sprawy w ogóle nie kojarzyłam. Ani szoku, ani radochy z prób odgadnięcia. Sądzę, że autorka chciała wykreować każdego bohatera w wyjątkowy sposób, nawet się na to zapowiadało, ale nic z tego nie wyszło. Ich zbyt duża liczba, miałam wrażenie, przytłaczyło zarówno ją, jak i mnie. Więc tak jak w typowym kryminale dostaliśmy multum przeciętnych postaci, żadnej szczególnie lubianej osoby i nic szczególnego do napisana o nich. Ot historia, która nie udałaby się bez nich, ale za nikim bym nie zatęskniła w chwili jego zniknęcia.

Co jest zdecydowanym plusem tej książki, to krótkie rozdziały. Wiadomo nie od dziś, że w kryminałach wiele się dzieje i akcja przeskakuje z jednego bohatera na drugiego. Trzyma nas to w napięciu i z niecierpliwością czekamy na dalszy ciąg. Plusem jest więc to, że mając krótkie rozdziały, szybko powracamy do tefo ulubionego wątku. Czy ja taki miałam? Właściwie to nie, ale dzięki temu szybciej zleciało mi czytanie. Cieszę się też, że tym razem autorka zrezygnowała z licznych obrzydliwych wręcz opisów innych osób. Właściwie to zrezygnowała praktycznie ze wszystkich opisów, ale nie odczułam tego jakoś mocno. Jej styl jest w porządku, ale nic poza tym. Mam wrażenie, że pani Hawkins ma jeszcze wiele przed sobą i nie raz nas zaszokuje, ale narazie nie jest mnie nawet w stanie porządnie zaciekawić.

Podsumowując, sądzę, że Zapisane w wodzie to książka, która jest lepszym kryminałem niż Dziewczyna z pociągu, ale to wciąż za mało. Kilkanaście różnych zasugerowanych wcześniej zakończeń, a sam koniec, który nie powalił na kolana, nie wróżą nic dobrego. Autorka zamieszała mi w głowie, ale w końcowym rozrachunku nie wyszło jej to na dobre, gdyż przez ten ogrom wszystkiego nie potrafiłam docenić rozwiązania zagadki. Ani mnie ono nie zainteresowało ani nawet nie miałam już siły tego czytać. Ciekawe miejsce i jeden ponadprzeciętny bohater to za mało, żeby książkę uznać za dobrą.

★★★☆☆