niedziela, 30 kwietnia 2017

#67 "Manwhore" Katy Evans


Czy można odkryć, kim naprawdę jest najzamożniejszy playboy z Chicago, i nie zatracić przy tym swego serca i duszy?
Malcolm Kyle Preston Logan Saint to bogaty, bardzo wpływowy i obłędnie przystojny biznesmen z Chicago. Wokół jego osoby krąży mnóstwo legend, sam Malcom zaś owiany jest nimbem tajemniczości.
Mężczyźnie wydaje się, że już nic nie jest w stanie go zaskoczyć. W jego życiu sporo jednak namiesza nagłe pojawienie się Rachel Livingston – młodej, utalentowanej i pięknej dziennikarki. Rachel otrzyma zlecenie przeprowadzenia wywiadu ze słynnym Malcomem Saintem i odkrycia tego, kim naprawdę jest mężczyzna będący na językach wszystkich mieszkańców Chicago.
Czy Rachel uda się odkryć prawdziwe oblicze Malcolma? A może to Malcolm odkryje prawdziwą Rachel?

W końcu udaje mi się wykreślać książki z listy polecanych przez innych blogerów. Dzisiaj padło na serię Manwhore, która ostatnio pojawiała się prawie wszędzie. Gdzie nie spojrzeć, jakiś jej tom zostaje recenzowany. No więc po tylu zachwytach nie pozostało mi nic innego jak przekonać się samej czy rzeczywiście jest warta swojej oceny. Tak więc sięgnęłam, zaczęłam czytać i nie mogłam się oderwać. Pochłanęłam ją w półtora dnia. Nie wiem co miała w sobie takiego, ale czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie.

Nigdy nie ma dobrej pory na to, aby się zakochać. To jest jak upadek. Wystarczy jedna sekunda.I tylko trzeba się modlić, aby bez względu na to, gdzie upadniesz, nie być tam samą.

Trzeba zacząć od tego, że jest to książka schematyczna. Jej fabuła jest już zdecydowanie dawno zaklepana i większości możemy się spokojnie sami domyśleć. Mimo to, te wszystkie oklepane wątki w jakiś sposób czytało mi się, tak jak wcześniej wspomniałam, szybko i przyjemnie. Zdecydowanie zaważyła na tym postać Sainta, który jest idealnym dla mnie bohaterem. Mężczyzna z klasą, wie czego chce. Pożartuje sobie, ale zdecydowanie woli się droczyć i szeptać do ucha sprośne rzeczy. Sceny z jego udziałem najbardziej przypadły mi do gustu i nie koniecznie mam tu na myśli te erotyczne. Apropo tych.. No cóż, nie przepadam za erotykami dla mnie takie sceny w nadmiernej ilości nie są do niczego potrzebne. Tutaj nie było, źle chociaż jęczenie już od lekkiego dotyku i błaganie o więcej zawsze mnie bardzo rozbawia. No, ale to dobrze, przynajmniej się dużo pośmiałam :D Wracając do głównych bohaterów teraz słówko o Rachel. Nie za bardzo się polubiłyśmy chociaż nie wiem dlaczego. Jedyne co mi się w niej nie podobało to fakt, że narzucała się Saintowi. Nie znoszę takiego czegoś... Poza tym nie mogę napisać złego słowa o książce no może poza tym, że beznadziejnie się skończyła. Zmuszono mnie tym do przeczytania kolejnego tomu, ale nie jestem zła. Z niecierpliwością się za niego zabiorę.
Dzisiaj recenzja ma krótko. Niestety nie jestem w stanie napisać niczego więcej gdyż nie potrafiłabym nie spojlerować czy opisywać. Książka jak najbardziej polecam i liczę na to, że kolejne tomy spodobają mi się równie mocno.

Moja ocena: 
9/10
Czytaj dalej »

wtorek, 25 kwietnia 2017

#66 "Raz na zawsze" Andreas Pflüger


Młoda i utalentowana Jenny Aaron robiła karierę w policyjnej jednostce specjalnej. W trakcie nieudanej akcji w Barcelonie straciła wzrok. Myślała, że to najgorszy dzień w jej życiu. Myliła się.
Pięć lat po wypadku przeszłość upomina się o nią. Seryjny morderca, którego niegdyś aresztowała, znowu atakuje. Teraz chce rozmawiać tylko z Jenny.
Specjalistka od przesłuchań żyje w ciemności, ale nie musi widzieć, żeby wiedzieć.
Sprawiedliwość jest przecież ślepa


Pamiętam, że odkąd tylko zobaczyłam okładkę tej książki postanowiłam, że ją przeczytam. Tak już mam, że to jednak okładki najbardziej o tym decydują. Tutaj długo odkładałam lekturę sama nie wiem dlaczego, a gdy w końcu udało mi się ją dorwać męczyłam się cały tydzień! Niektórzy wiedzą już, że jestem chora więc tak naprawdę mam mnóstwo czasu na czytanie, a tutaj nawet nie miałam najmniejszej ochoty sięgać dalej. W końcu się przemogłam bo przecież aż szkoda marnować tyle czasu, ale koniec końców bardzo żałuję, że ten konkretny tytuł wpadł mi w ręce.

Żaden ból nie może być tak wielki, żeby wart był skrywania go.

Zacznę od stylu autora: bardzo nie przypadł mi do gustu. Słowa były trudne, jakieś terminy naukowe i naprawdę bardzo mało mnie interesowały nazwy broni i jaki efekt uzyskamy z jakiego kąta... Może fani tego typu wątków byliby zadowoleni, ale jak dla mnie było tego  zdecydowanie za dużo. Poza tym ilość postaci i wątków również była ponad normę. Tak naprawdę nie jestem pewna co było głównym wątkiem książki, kto był tym złym, a kto dobrym. Nie zawsze też orientowałam się czy to co aktualnie jest opisywane to przeszłość czy teraźniejszość.

Nie możemy zmienić kierunku wiatru, ale możemy inaczej postawić żagle.

Właściwie jedyny plus jaki mogę napisać o tej książce to wątek niewidomej policjantki. To jak potrafiła ułożyć sobie życie i orientować się w nieznanym otoczeniu. Mimo to jej postać bardzo mnie irytowała i wszystko wypadło w moich oczach słabo. Autorowi nie planuję dać kolejnej szansy, książki na pewno nigdy więcej do ręki nie wezmę. Wam również nie zbyt polecam chociaż na okładce widzimy zachęcający napis 'kryminalny majstersztyk'. No cóż, każdy ma prawo do własnego zdania.
Czytaj dalej »

piątek, 21 kwietnia 2017

#65 "Dwór mgieł i furii" Sarah J. Maas



Między światłem a ciemnością
Nowa, jeszcze mroczniejsza i bardziej zmysłowa odsłona bestsellerowej serii Dwór cierni i róż
Po tym, jak Feyra ocaliła Prythian, mogłoby się wydawać, że baśń dobiega końca. Dziewczyna, bezpieczna i otoczona luksusem, przygotowuje się do poślubienia ukochanego Tamlina. Przed nią długie i szczęśliwe życie.
Sęk w tym, że Feyra nigdy nie chciała być księżniczką z bajki. Zresztą zupełnie nie nadaje się do tej roli. W snach wciąż powracają do niej wymyślne tortury Amaranthy i zbrodnia, którą popełniła, by się od nich uwolnić. Pragnący zapewnić jej bezpieczeńtwo Tamlin próbuje zamknąć Feyrę w złotej klatce. W jej nowym nieśmiertelnym ciele drzemią moce, których dziewczyna nie umie opanować. W dodatku o spłatę swojego długu upomina się największy wróg Tamlina - Rhysand, Książę Dworu Nocy. Zwabioną podstępem Feyrę raz w miesiącu okrywa mrok jego niebezpiecznego królestwa. To pewne, że władca ciemności będzie chciał wykorzystać ją do swoich celów. Chyba że... to nie Rhysand jest tym, kogo Feyra powinna się obawiać. Na Dworze Wiosny również bowiem nie jest bezpiecznie, a sam Tamlin ma przed ukochaną coraz więcej tajemnic. Czy rzeczywiście tylko po to, by ją chronić?
Gdy nad Prythian i krainę ludzi nadciąga widmo wojny tak groźnej jak żadna dotąd, Feyra musi zdecydować, komu może ufać. Stawką jest życie jej rodziny i losy całego świata. A w magicznym świecie fae przyjaciele potrafią być bardziej niebezpieczni niż wrogowie.



Jak zapewne wiecie bezgranicznie zakochałam się w pierwszym tomie tej serii. Moja recenzja składała się głównie ze słów wspaniała i genialna. Wiecie też, że z niecierpliwością i ekscytacją sięgałam po kolejną część zachwycona, że tak szybko mogę zagłębić się w dalsze losy Tamlina i Feyry. Wiele z Was, którzy już mieli to za sobą mieszało mi w głowie i zapewniało, że teraz diametralnie zmienię nastawienie do księcia Dworu Wiosny, ale kurcze jak miało się to nie stać skoro praktycznie w ogóle niw było go w tej części?! Oczywiście uważam, że na koniec zachował się okropnie, ale czy Feyra nie była w stanie zrozumieć, że on przeszedł równie dużo co ona i po prostu potrzebował czasu, żeby to wszystko co jej nie odpowiadało zmienić? W tej kwestii nie jestem ani trochę po stronie głównej bohaterki, która tym zachowaniem bardzo mnie irytowała. Wszędzie musiało być jej pełno, nic nie mogło dziać się bez jej udziału... Tak jak zapewnialiście, tak i się stało. Tym razem to Rhys skradł moje serce, ale stało się to raczej w ostatnich stu stronach książki. To prawda był słodki i jednocześnie zadziorny, ale i tak cały czas zastanawiałam się co z Tamlinem, kiedy wróci do ich życia.

Kiedy spędzasz tak wiele czasu uwięziony w ciemności, Lucienie, odkrywasz, że ciemność zaczyna patrzeć na ciebie.

Ta część podobała mi się zdecydowanie mniej. Nie wciągnęła mnie już na tyle, żeby skończyć ją w kilka dni i w zasadzie męczyłam się z nią praktycznie tydzień. No może męczyłam to za dużo powiedziane, ale rozumiecie, szału nie było. Ta późniejsza relacja z Rhysem, o której się dowiedziała była zdecydowanie przesłodzona, ale na szczęście ich wspólna zadziorność wiele dała tej historii. Dzięki niej wiele razy się śmiałam i zawstydzałam gdy książę Dworu Nocy pisał takie sprośne liściki do Feyry. Na pewno wielkim plusem byli tu też wszyscy przyjaciele Rhysa, którzy dbali o siebie jak rodzina, ale nie w sposób przesłodzony, ale taki prawdziwy, a jednocześnie ciągle sobie na wzajem dokuczali co tutaj było pokazane w tak zabawny sposób, że nie mam żadnych zastrzeżeń. Oczywiście te wszystkie intrygi, legendy i dawne historię były bardzo ciekawymi wątkami, które bardzo wciągały nawet takie osoby jak ja, których nigdy to nie interesowało. Oczywiście styl autorki nie uległ zmianie i nadal nie mam czego jej zarzucić, chyba po prostu nadal żyłam zauroczeniem do Tamlina i dlatego tak ciężko było mi przebrnąć przez tą książkę bez niego.
Zakończenie. Oh, tu to mogłabym się porządnie rozpisać. Chyba cały ten punkt kulminacyjny wstrzymywałam oddech i aż musiałam wstać z tych emocji. Mimo iż wiem, że to nigdy się nie wydarzyło, nie mogłam po prostu wytrzymać, że w tylu momentach bohaterowie nie mogli nic zrobić, byli zmuszeni do bezczynnnego patrzenia. Gotowało się we mnie, a gdy doszło do ostatecznego żądania Feyry myślałam, że chyba zwariuje i jak ona w ogóle może to zrobić nawet dla wolności najbliższych. Dzięki Bogu ten wątek skończył się trochę inaczej niż podejrzewałam, ale samo zakończenie i tak było beznadziejne bo teraz tyle czasu muszę czekać na kontynuację! Chyba zwariuję!

A Ci, którzy przeczytali już obie części czy Wy też z niecierpliwością czekacie na ciąg dalszy?


Korzystając z okazji chciałabym poprosić Was o zajrzenie na stronę rzeka-opowiesci.blogspot, tam znajdziecie wiosenny konkurs, do którego udziału zapraszam wszystkich! 
Czytaj dalej »

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

[4] Czas na film: Wołyń (2016)


Wołyń to film, który od dłuższego czasu krąży w moim środowisku. Najpierw klasa wybrała się na to do kina, potem znajomi i rodzina. Wyszło jak wyszło, że do tej pory go nie obejrzałam chociaż nie wiedzieć czemu miałam na niego ochotę. Oczywiście nie jestem zwolennikiem drastycznych scen, ale nie ukrywam, że ostatnio bardzo zaczęła mnie interesować historia naszego kraju. Film niestety nie wpadł w moje gusta właśnie ze względu na dramatyczne i okropne sceny. Rozumiem, że miał on na celu pokazanie faktów i sytuacji jakie spotykały ludzi, ale uważam, że mogło obyć się bez dokładnych obrazów wyjmowania wnętrzności czy rozrywania na strzępy.
Wielką wadą filmu jak dla mnie było przeskakiwanie scen. Przez większość czasu nie wiedziałam nawet co się dzieje, nie mówiąc już o zakończeniu, które nijak się miało do filmu. W ogóle go nie zrozumiałam (na szczęście nie tylko ja). Poza tym uważam, że dziewczyna grająca Zosię- główną bohaterkę, nie spisała się w swojej roli tak jak kilka innych postaci. Aczkolwiek koniec końców i tak podziwiam za realistyczność scen i pomysł. Filmy odpowiadające naszą historię powinny być nagrywane częściej, ale mam nadzieję, że będzie to czytelniejsze dla tych, którzy historykami nie są i nie zawsze orientują się o czym mowa.

Korzystając z okazji chciałabym poprosić Was o zajrzenie na stronę rzeka-opowiesci.blogspot, tam znajdziecie wiosenny konkurs, do którego udziału zapraszam wszystkich! 
Czytaj dalej »

środa, 12 kwietnia 2017

#64 "Dwór cierni i róż" Sarah J. Maas

Dziewiętnastoletnia Feyra jest łowczynią – musi polować, by wykarmić i utrzymać rodzinę. Podczas srogiej zimy zapuszcza się w poszukiwaniu zwierzyny coraz dalej, w pobliże muru, który oddziela ludzkie ziemie od Prythian – krainy zamieszkanej przez czarodziejskie istoty. To rasa obdarzonych magią i śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń, która przed wiekami panowała nad światem.
Kiedy podczas polowania Feyra zabija ogromnego wilka, nie wie, że tak naprawdę strzela do faerie. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje pochodzący z Wysokiego Rodu Tamlin, w postaci złowrogiej bestii, żądając zadośćuczynienia za ten czyn. Feyra musi wybrać – albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythian i spędzi tam resztę swoich dni.
Pozornie dzieli ich wszystko – wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyra będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?

W końcu! W końcu udało mi się przeczytać tą książkę, którą odkładałam od niepamiętnych czasów. Jaki to był okropny błąd! Nie wiem jak mogłam wcześniej jej nie czytać, jak mogłam nie wierzyć w dziesiątki zachwyconych blogerów. Z góry założyłam, że skoro to fantasy to mi się nie spodoba i jakie wielkie spotkało mnie rozczarowanie! Aż bark mi słów, na opisanie wrażeń po lekturze. Siadając do napisania tego posta miałam w głowie tysiące słów, ale teraz czuję, że ograniczy się to wszystko do słowa WSPANIAŁA.

Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jest to coś cudownego. Już na początku miałam duże oczekiwania względem książki. Podniosłam jej poprzeczkę bardzo wysoko po tylu pozytywnych opiniach, ale opłacało się. Nie zawiodłam się pod żadnym aspektem. Mimo że trochę (bardzo) irytowała mnie postawa rodziny Feyra to całość sprawiła, że zaniemówiłam i cały czas o niej myślę. Starałam się jak mogłam odkładać czytanie jej, żeby dłużej móc żyć z bohaterami, ale nie byłam w stanie. Jak już zabrałam się do lektury, nic nie było w stanie mnie od niej oderwać. Koniec końców książkę pochłonęłam w niecałe trzy dni, a to i tak tylko dlatego, że miałam sporo nauki.

- Nadziei potrzebujemy w równej mierze co chleba i mięsa - wszedł mi w słowo i spojrzał na mnie bystrym wzrokiem, co u niego było rzadkością. - Potrzebujemy nadziei, bo ona daje nam siłę, by trwać.

Romans, przygoda, przyzwoita ilość walki (bo za dużo to nie lubię), intrygi, legendy, magiczne stworzenia- to wszystko połączone było w tak świetną całość, że naprawdę aż brak mi słów! Mogłabym godzinami zachwalać tą książkę, stała się ona moją nową ulubioną ze wszystkich (a przeczytałam ich naprawdę wiele). Nie jedna osoba zdziwiła się, że tak łatwo porzuciłam moje dotychczasowe pozycje numer jeden, ale naprawdę warto! Jeżeli ktokolwiek tak jak ja ciągle odkłada przeczytanie tej historii to proszę skończcie z tym! Nie warto! Jestem pewna, że zakochacie się tak jak ja i wiele innych osób!

- Czy pułapka z liny, którą zaimprowizowałaś w swojej komnacie, była przeznaczona dla mnie?[...]- Czy mógłbyś mnie winić, gdyby istotnie tak było?- Może i przybieram czasem zwierzęcą postać, ale jestem istotą cywilizowaną, Feyro.

Ciągle pisze tylko o tym jaka to wspaniała książka, ale tak naprawdę nie wiecie prawie nic oprócz kilku haseł, dzięki którym to wszystko tak mnie oczarowało. Na pewno Tamlin, świetna postać, w której od razu się zakochałam i nie raz mimo tego całego zamieszania jakie później miało miejsce w książce chciałam być na miejscu Feyra. Jego przyjaciel Lucian również mimo paru wad skradł moje serce i sama nie wiem, którego z panów bym wolała. A to, że byli wojownikami o nienagannych ciałach tylko zachęcało. Feyra też była świetną postacią chociaż trochę miała za dużo szczęścia, ale była to przyzwoita o realna ilość. Nie mogę napisać, że jej nie polubiłam, ale byłam po prostu lekko zazdrosna :D Na pewno autorce udało się świetnie wprowadzić mnie w klimat i mimo że nie lubię fantasy i tego typu postaci, tutaj od razu się zakochałam. A te wszystkie legendy, klątwy i intrygi, które tak wspaniale układały się w całość i nabierały z każdą chwilą sensu po prostu były cudowne! Jeszcze raz muszę napisać brak słów, żeby wyrazić wspaniałość książki! Książka z czystym sumieniem zasługuje na 10/10.
Czytaj dalej »

niedziela, 9 kwietnia 2017

#63 "Każdy jej strach" Peter Swanson

Kate na pół roku przeprowadza się z Londynu do Bostonu – zamieniła się na mieszkania z kuzynem. W Stanach chce ukończyć kurs grafiki komputerowej, a przede wszystkim dojść do siebie. Od dzieciństwa zmaga się z atakami paniki, a niedawno za sprawą byłego narzeczonego przeżyła niewyobrażalną traumę. Teraz potrzebuje spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
Tymczasem w Bostonie dowiaduje się, że zamordowano sąsiadkę zza ściany, piękną Audrey. Policja wypytuje Kate o kuzyna, który podobno miał romans z zamordowaną, w jego mieszkaniu dzieją się zaś dziwne rzeczy. Kate, skołowana po zmianie strefy czasowej, nieustannie senna, nie ma komu zaufać – w obcym mieście nikogo nie zna, ekscentryczni lokatorzy budzą jej strach, kuzyn Corbin zapadł się pod ziemię. Czy Kate grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, czy tylko je sobie wyobraża?
I dlaczego każdy jej strach staje się namacalny?
Oraz znacznie, znacznie bliżej, niż jej się zdaje?

Po tytule spodziewałam się raczej, że autor skupi się przede wszystkim na głównej bohaterce. Jej strachu, lękach, że to ona będzie w centrum wydarzeń. Dużym więc dla mnie zaskoczeniem był fakt, że w książce pojawiają się inne postacie, które dużo wnoszą i również na nich skupia się autor. Historia opisywana była z różnych perspektyw, nie raz okropnie przecięto interesujący moment innym, tak, aby dalej czytać w niepewności. Dla mnie niestety złe rozwiązanie bo jestem bardzo niecierpliwa, ale przeżyłam i jest dobrze.

Uważam, że była to dobra książka, wciągająca i napisana dobrym stylem aczkolwiek była jedna rzecz, która bardzo mnie zawiodła. Mianowicie już w połowie książki dowiadujemy się kto jest zabójcą nowej sąsiadki Kate. No takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w dobrych thrillerach czy kryminałach. Także zakończenie mnie nie powaliło, było przewidywalne i jak dla mnie nie miało w sobie za dużo akcji. Tak jak napisałam wszystkiego mogliśmy domyślić się już w połowie książki. Bohaterowie również nie byli jacyś wspaniali, a tok myślenia zabójcy i to co robił ze swoimi ofiarami było okropne i chore, ale ogólnie książka nie była zła. Nie raz przechodziły mnie ciarki będąc przerażona a jednocześnie szczęśliwa, że nigdy nic takiego mnie nie spotkało. Dziwne rozumowanie, ale mimo tylu wad tak jak napisałam książka nie była zła, momentami bardzo dobra. Na pewno nie przeczytałabym drugi raz, ale nie żałuję czasu na nią poświęconego. Nie polecam, ale również nie odradzam. Kogo zainteresowała ten na pewno sięgnie. Miłego dnia!
Czytaj dalej »

wtorek, 4 kwietnia 2017

#62 "Wyśnione miejsca" Brenna Yovanoff


Są dwie Waverly.
Pierwsza: ma nieskazitelny wygląd, popularnych przyjaciół, najlepsze oceny w szkole i świetne wyniki w sporcie.
Druga: to tajemnicza dziewczyna, która zagłusza myśli bieganiem do utraty tchu. W nocy zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby zrzuciła maskę, którą nosi za dnia.
Jest dwóch Marshallów.
Pierwszy: bad boy, który nadużywa alkoholu, ryzykując wydalenie ze szkoły. Nie ma to dla niego znaczenia – w końcu jest nikim.
Drugi: ten, który czuje więcej, niż przyznaje sam przed sobą. Zmaga się z ciężarem, o którym inni nie wiedzą.
Waverly i Marshall spotykają się… we śnie. Jest to miejsce, gdzie oboje mogą być sobą. I gdzie dotyk wydaje się równie prawdziwy jak na jawie. Czy odważą się swoje wyśnione miejsca zamienić na rzeczywistość?

Oczywiście jak to ja czytając książkę w wersji elektronicznej nie zajrzałam nawet do opisu, dlatego też wielkim zaskoczeniem był dla mnie moment gdy Waverly spotkała się we śnie z Marshallem. Z początku (nie pierwszy zresztą raz) musiałam przeczytać fragment jeszcze raz. Tak jak napisałam, wiele było takich scen, w których nie do końca byłam pewna co się w ogóle dzieje, gdzie i kto teraz ze sobą rozmawia. Właściwie to chyba po prostu nie mogłam się za bardzo skupić i koniec końców książka okazała się dla mnie słaba i trochę bez sensu. Oczywiście jestem pewna, że większość osób, które już miały do czynienia z tym tytułem, mogą mieć zupełnie inne zdanie, ale w końcu to moja recenzja. Tak naprawdę fabuła i styl nie były złe, nie mam tu nic do zarzucenia, ale jest to książka jakich wiele i na pewno długo o niej pamiętać nie będę.

...to, jaki chcesz być, zmienia się w zależności od tego, kto jest obok ciebie, ale mimo wszystko nadal jesteś przecież sobą.

Bardzo spodobał mi się wątek przyjaciół Waverly. To jak z dnia na dzień dziewczyna zdaje sobie sprawę, że to źle żyć tak jak żyje ona. Nie mogę napisać, że zaczyna zdawać sobie sprawę z tego w jakich relacjach się znajduje bo ona doskonale o tym wie. Idealnie napisana i pokazana rzeczywistość szkolnych szczebli przyjaźni, władzy, że tak się wyrażę. Zdecydowanie lepiej ukazane niż w niedawno czytanej "Fatalnej liście".

... żeby znaleźć kogoś, kto naprawdę cię rozumie, trzeba mieć farta, ale potem wszystko zależy od ciebie. Jeśli pokazujesz ludziom, że są dla ciebie ważni, zapamiętają to.

Waverly to trudna dla mnie do ocenienia postać. Z jednej strony polubiłam ją za jej inteligencję i całą zdolność organizacji swojego życia w szkolnym społeczeństwie, to jak zdaje sobie sprawę z kim się przyjaźnić, co mówić. Z drugiej jednak strony jej zachowanie względem Marshalla było tak zmienne, że aż robiło mi się go żal. Chociaż on też nie był w porządku, ale to tak skomplikowane, że lepiej nie pisać bo w końcu streszczę Wam całą książkę :D

Koniec końców książka okazała się fajna, ale nie na tyle, żeby na długo pozostała w mojej pamięci. Nie była również mega wciągająca, ale nie żałuję, że przeczytałam. Żałuję tylko, że nie mam takiej ślicznej okładki u siebie na półce, ale nie można mieć przecież wszystkiego ;)
Czytaj dalej »
© SZABLON WYKONAŁA: RONNIE | RC |