poniedziałek, 29 maja 2017

#74 "Dziewczyna na miesiąc styczeń-luty-marzec" Audrey Carlan


Mia Saunders potrzebuje pieniędzy, dużo pieniędzy. Ma rok na spłacenie długu, który zaciągnął jej ojciec. Teraz przestępcy grożą jej rodzinie, bo chcą odzyskać kasę. Przecież chodzi o milion dolarów. Mia Saunders to młoda buntowniczka, która próbuje swoich sił jako aktorka. Niespodziewana wiadomość odmienia jej życie - jej ojciec pożyczył dużo pieniędzy i naraził się byłemu chłopakowi Mii, jednemu z licznego grona niewiele wartych facetów, dla których dziewczyna straciła niegdyś głowę. Żeby pomóc ojcu i uratować swoją rodzinę, Mia musi spłacić dług, zatrudnia się więc jako ekskluzywna dziewczyna do towarzystwa w firmie ciotki, aby co miesiąc dokonywać spłat. Wystarczy, że spędzi miesiąc z bogatym facetem, z którym nie musi uprawiać seksu, aby mieć na kolejną ratę. Łatwizna?
Pierwsze trzy miesiące - Styczeń, luty, marzec - spędza kolejno w Malibu, w Seattle i w chicago. mężczyźni, którzy płacą za jej czas, są znani i bogaci. Weston charles channing trzeci - scenarzysta i reżyser znanej serii filmów - zatrudnia Mię, aby strzegła go przed zakusami młodych kobiet gotowych na wszystko, byle tylko trafić do świata show biznesu. W lutym jest muzą znanego francuskiego malarza Aleca Dubois i pozuje do obrazów, w marcu zamieszkuje z Anthonym Fasano i jego partnerem Hectorem. Tym razem Mia wciela się w rolę narzeczonej Anthony`ego - boksera i spadkobiercy bogatej włoskiej rodziny, który pilnie strzeże swojego sekretu przed najbliższymi .

Krótko o fabule
Jak zauważyliście, zawsze daje okładkowy opis na początku. Tym razem nie mam zamiaru odejść od tej tradycji aczkolwiek nie jest on krótki, ale za to jak przydatny. Wiem dzięki niemu na co mogę sobie pozwolić w recenzji nie spojlerując. Ale teraz krótko o fabule ode mnie. Mia dziewczyna po przejściach z długimi decyduje się na odważny krok- zostaje panią do towarzystwa, ale nie w takim znaczeniu jak większość zapewne myśli. Ja myślałam podobnie i okazało się, że wiele się nie pomyliłam. Wróćmy jednak do fabuły. Mia spotyka się w każdym miesiącu z innym mężczyzną i tu szok gdyż spodziewałam się, że będzie to typowa historia, w której główna bohaterka zakocha się już w pierwszym kliencie i zostanie z nim do końca. Nie spojler bo nie zdradzę Wam co się stało, ale znowu po części miałam rację, a jednak autorka potrafiła mnie zaskoczyć. Szkoda tylko, że na tak krótko. Ogólnie co mogę napisać na temat fabuły to tyle. Dziewczyna do towarzystwa, trzy miesiące, różni mężczyźni. Co się działo w trakcie każdy poznać musi osobiście. Przyznam, że mimo iż czytałam już podobny wątek spodziewałam się czegoś zupełnie innego chociaż nie mogę napisać, że była to schematyczna historia. Na swój sposób nawet ciekawa.

Co ze stylem? 
No cóż tutaj mogłabym pisać i pisać jednak zamierzam się streścić i nie zajmować za dużo miejsca. Czytałam już wiele erotyków bo do takiej kategorii ja zaliczyłabym tą książkę jednak ta wyjątkowo pod kątem stylu mi się nie spodobała. Określenie na męski narząd płciowy tym dla mnie najgorszym słowem na k to nie fajna sprawa. Tym bardziej, że powtarzało się to monotonnie i w chwilach, które naprawę czasami były urocze i to wszystko psuło. Myślę, że mogłabym tu w recenzji wspomnieć jeszcze o paru błędach gramatycznych, ale to już chyba nie wina autorki. Tak więc poza licznymi drobnymi, wkurzającymi mnie sformułowaniami styl był nie najgorszy, ale bardziej na tą gorszą stronę.

Bohaterowie- najważniejsza część historii 
O i tu się zacznie! Mia. Czas na nią trochę nawjeżdżać. Na początku już ją osądziłam no bo co mogę sobie pomyśleć o tym zawodzie? Sytuacja finansowa, no dobrze jestem w stanie to zrozumieć, ale jej podejścia niestety nie. Jak możemy się domyślać już przy pierwszym kliencie "coś" poczuła. Pomijam fakt, że już pierwszej nocy wskoczyła mu do łóżka... Było fajnie dobra, coś czuję, nie chce wyjeżdżać, płacz, smutek i jadę dalej. Gdzie? Ano do łóżka następnego. Brrrrr... Nie mam nerwów do takich dziewczyn tym bardziej, że to ona się narzucała, a potem miała pretensje gdy poczuła, że myślą o niej jak o prostytutce, której trzeba za to płacić. I znowu płacz i łzy. Może teraz coś innego. Lubię pewne siebie dziewczyny z charakterkiem, ale w tym konkretnym przypadku byłam nawet oburzona i zniesmaczona jej "pewnością siebie". Było to niesmaczne i odpychało.
Postacie panów do towarzystwa też nie były najlepsze. Niestety autorka trochę ich wyidealizowała i nie byłam sobie w stanie tego wyobrazić. Przystojniacy o ciałach Bogów- jeszcze jestem w stanie to przełknąć, ale ich zachowanie kompletnie nie było realne przynajmniej z mojego punktu widzenia. Nie potrafię tego opisać i być może, ci którzy już za sobą mają tą lekturę, wyrobili sobie zupełnie inne zdanie, ale prawda jest taka, że ja się zawiodłam. Bardzo.

Podsumowując
Mimo tylu wad książka miała w sobie to coś co sprawiało, że chciałam poznać jej zakończenie. Mimo że bohaterowie byli okropnie wkurzający i wręcz nierealni to cieszę się, że przeczytałam, ale mam mega mieszane uczucia. Wszystko na minus, a jednak to coś nie wiadomo co, co nie pozwala mi ocenić jej nisko. Czuję, że i tak sięgnę po kontynuację bo jestem ciekawa jak rozwinie się jej relacja z jednym z panów. Mam nadzieję, że tym razem zostanie tylko z jednym.

Moja ocena:
6/10

Ps. Dzisiaj recenzja w trochę innym stylu. Czy odpowiada Wam taka forma? Piszcie jestem bardzo ciekawa i chętnie posłucham co mogłabym jeszcze zmienić, żebyście zostali ze mną na dłużej!
Czytaj dalej »

środa, 24 maja 2017

#73 "Ms. Manwhore" Katy Evans


Jaką niespodziankę los przygotował Malcolmowi Saintowi i Rachel Livingston, czyli najmodniejszej parze w Chicago? Choć od początku była między nimi niewiarygodna chemia, w pewnym momencie zawisł nad nimi cień mrocznych tajemnic. Jednak pasja i pożądanie zwyciężyło.
Jak skończy się ta historia?
Czy najbogatszy i cieszący się ogromną sławą przystojniak w końcu się ustatkuje?
A może jedna kobieta to za mało?

Zapewne wiecie, że bardzo polubiłam dwie pierwsze części tej serii. Chociaż nie była ona oszałamiająca to nie mogłam się oderwać i co chwila mówiłam sobie tylko 'jeszcze jeden rozdział, tylko jeden'. O ostatnim tomie kompletnie zapomniałam, zupełnie przypadkowo na niego natrafiłam i mimo planów na następną lekturę, sięgnęłam po niego. Części z Was, która już ma za sobą całą serię zauważyła, że ostatnia książka nie jest za gruba. W ile udało się Wam ją przeczytać? Mi zajęło to około półtorej godziny. Nie spodziewałam się tego, ale cieszę się, że to już koniec.

Malcom Kyle Preston Logan Saint. Moje... wszystko. Mężczyzna, który obudził mnie ze snu. Mężczyzna, dzięki któremu mój świat obracał się szybciej, wiatr wydawał się chłodniejszy, winogrona były słodsze niż kiedykolwiek wcześniej. 

Wiecie, że według mnie pozostałe części były schematyczne i przesłodzone. I jak wcześniej mi to nie przeszkadzało tak tutaj byłam mega zawiedziona. Liczyłam na jakieś dramaty, nieporozumienia, a dostałam tylko słodycz razy milion. To wszystko było tak nierealne, tak piękne, że aż niemożliwe..
Jak tu napisać cokolwiek bez spojlerowania? Trzecia część więc sporo faktów można przemycić, a jednak nie chce Wam tego robić. Chyba musi Wam wystarczyć to, że jestem niezadowolona. Nie było już szału ze względu na Sainta, którego tak polubiłam. Ani on ani jego zachowanie mnie nie przyciagały. Rachel też nie była tutaj za fajną postacią, ale to wszystko ze względu na tą słodkość. Niestety autorka się nie popisała i mnie nie porwała. Dla mnie zakończenie serii nie było zniewalające.

Moja ocena: 5/10

Z serii ukazały się:
"Manwhore" |"Manwhore +1"
Czytaj dalej »

niedziela, 21 maja 2017

#72 "Tajemny ogień" C.J. Daugherty, Carina Rozenfeld


Dzielą ich setki kilometrów, łączy przeznaczenie.
Taylor Montclair (Anglia) 
Pewnego dnia wybuch złości Taylor powoduje, że przedmioty wokół niej zmieniają swoje położenie, a silne emocje zakłócają przepływ elektryczności. Dziewczyna poznaje szokującą prawdę o swoim pochodzeniu. Dowiaduje się, że drzemie w niej tajemny ogień. 
Sacha Winters (Francja) 
Setki lat temu na stosie spłonęła alchemiczka, która rzuciła klątwę na trzynaście pokoleń pierworodnych synów z rodu jej zabójców. Sacha jest trzynasty – za osiem tygodni ma umrzeć. Na świecie jest tylko jedna osoba, która może mu pomóc. 
Czy Taylor i Sacha zdążą się odnaleźć, nim on zginie, a świat pochłonie ogień?

Dawno temu wspominałam, że książki w wersji papierowej pochłaniam zazwyczaj w dwa/trzy dni niezależnie czy mnie bardzo zainteresuje czy też odwrotnie. Nie mam więc pojęcia co się stało, że ten tytuł zabrał mi dokładnie tydzień. Książka nie była zła, ale chyba też po prostu nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. Historia jakich wiele, ot co.
Na szczęście tym razem nie oczekiwałam z góry niczego. Nie miałam pojęcia co mnie spotka i czy powinno być dobrze. I chyba dlatego też nie mam teraz pojęcia co sądzę o całości co bardzo przeszkadza w napisaniu jakiejkolwiek recenzji. No, ale spróbuję. Może znajdę parę punktów, które warto omówić.

Zacznę od bohaterów. Tak banalnie. Taylor- jedna z głównych postaci była jak dla mnie taka nijaka. Nie chcę, żebyście zrozumieli mnie źle, ale po prostu przeczytałam już tyle książek o takim schemacie i poznałam tyle podobnych postaci, że mało co jest w stanie zrobić na mnie wrażenie. W zachowaniu Taylor oczywiście pojawiało się tyle przewidywalności, że nie czytało się tego zbyt ochoczo. Jej życie było takie jak większości postaci książkowych, a ona sama nie wyróżniała się niczym szczególnym... oczywiście oprócz mocy i to jeszcze tej najsilniejszej! Ah.. Jak na pisarski duet panie mogły wysilić się troszkę bardziej.
Sascha- chłopak, który ani odrobinę nie skradł mi serca. Ta postać wiele nie różniła się od Taylor aczkolwiek jego 'zdolności' zdecydowanie były inne. Tutaj również odczuwam to jako nijakość i wiele, wiele schematyczności. Właściwie to nawet nie wiem co mi w nich nie pasowało, ale wiem, że mi to przeszkadzało.

Taylor przeszło przez myśl, że w widoku twardego człowieka o krwawiącym sercu jest coś przygnębiającego. Wydaje się wtedy zaskoczony, zupełnie jakby w momencie, gdy pęka mu serce, uświadamia sobie, że je ma.

Styl autorek nie był zły, właściwie nie ma się do czego przyczepić. Historia jakich wiele i to nie przyciagało. Czytanie dłużyło mi się niemiłosiernie i bardzo chciałam to już skończyć. Powtarzam, książka nie jest zła. Napisana w miarę ciekawie, fabuła dynamiczna, dzieje się momentami, ale trochę to przereklamowane i schematyczne. Niektóre sceny jak dla mnie niepotrzebne i wymuszone dlatego całość oceniam słabo. Wątpię żebym sięgnęła po kontynuację aczkolwiek nie ukrywam, że trochę mnie ciekawi jak to będzie. Tym bardziej, że mamy tutaj również historię miłosną, a ja bardzo chcę wiedzieć jak ona się rozwinie co jest głównym i praktycznie jedynym powodem chęci do dalszego czytania bo nie oszukujmy się, ale raczej wszyscy wiemy jak główny wątek się zakończy..

Moja ocena :
7/10

Czytaj dalej »

piątek, 19 maja 2017

[6] Czas na film: Uciekaj! (2017)


Od kiedy tylko zobaczyłam zwiastun, wiedziałam już, że to coś dla mnie. To właśnie tego typu horrory interesują mnie najbardziej. Tak naprawdę nie ma tam nic strasznego, a jednak ponura atmosfera i zagadki unoszą się w powietrzu cały czas. Początki filmów nie są zazwyczaj zbyt interesujące i na rozkręcenie akcji czeka się długi czas. Tutaj chociaż prawdziwa akcja zaczyna się w znacznej połowie ja już od pierwszej minuty totalnie się wciągnęłam. Jako, że film ponoć miał sto procent pozytywnych opinii wśród krytyków, postawiłam mu z góry wysko poprzeczkę. Oczywiście nie zawiodłam się. Pomijając zakończenie, które było dobre, ale liczyłam, że dłużej będzie trwało nie mogę napisać złego słowa. Nie znalazłam nawet jednej wady. Główny aktor jak dla mnie idealnie pasował do tej roli i zagrał ją fenomenalnie. Jego partnerka również świetnie zagrała wręcz byłam zaskoczona jej zdolnościami. Wiedziałam, że coś się stanie, że coś jest nie tak z jej rodziną oczywiście każdy może to wywnioskować chociażby po zwiastunie, a jednak tego co się stało nie byłam w stanie przewidzieć. Właśnie przez fenomenalne zagranie postaci nawet przez myśl mi nie przeszedł taki zwrot akcji chociaż było to łatwe do domyślenia się. Wszystko zostało nagrane, zagrane na wysokim poziomie. Sceneria również nie miała żadnych wad tak więc chyba już wystarczy tego zachwania. Kto jest zainteresowany na pewno to mu wystarczy.
Cały film oceniam bardzo pozytywnie i gorąco polecam!
Czytaj dalej »

wtorek, 16 maja 2017

#71 "Confess" Colleen Hoover


Niewypowiedziane pragnienia, bolesna przeszłość i głęboko skrywane grzechy są dla Owena największą inspiracją. Utalentowany malarz kolekcjonuje anonimowe wyznania i przenosi je na płótno. Auburn od kilku lat walczy o odzyskanie normalnego życia i desperacko potrzebuje pieniędzy. Zakochanie się w przystojnym malarzu nie jest częścią jej planu, ale przekorne przeznaczenie stawia na swoim. Dziewczyna odkrywa jednak, że przeszłość ukochanego może odebrać jej to, co dla niej najważniejsze...

Zapewne większość Was wie, że pani Hoover to moja ulubiona pisarka. Moja przygoda czytelnicza, która trwa do dzisiaj zaczęła się dzięki jej książce Hopeless, którą pokochałam całym serduchem. Z każdą kolejną jej książką tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że śmiało zasługuje na miano najlepszej. W całej jej pisarskiej karierze nie spodobała mi się w zupełności tylko jedna jej historia, a przeczytałam wszystkie jej dotychczasowe dzieła. Także wielki szacun, ale przecież nie o tym ma być dzisiaj. Zapewne obił Wam się o uszy ten tytuł. Czy to jako książka czy jako serial. Nie wiem jak Wy, ale ja czułam się zobowiązana przeczytać i wcale nie żałuję. Hoover jak zwykle mnie nie zawiodła wręcz pokazała klasę. Nie mam pojęcia skąd ona bierze te wszystkie pomysły, ale jej historię nie tylko bardzo wciągają lecz równie mocno na mnie działają. Już na samym początku wzruszyła mnie do łez i rozdarła mi serce chociaż nie zapoznałam się jeszcze z bohaterami. Myślę, że to dlatego iż wyobraziłam sobie siebie wtedy na miejscu Auburn i myśl, że mogłabym przechodzić przez to co ona mnie zasmuciła. Reszta książki wcale nie odstawała względem emocji. Co i rusz pojawiały się sceny, które mnie niezmiernie poruszały. Jak zawsze pani Hoover sprawia, że w jednej chwili mogę płakać razem z bohaterami a już w następnej się śmiać.

Boję się, że nigdy nie przestanę porównywać mojego teraźniejszego życia bez niego z momentami, kiedy z nim byłam.

Oczywiście już z góry postawiłam tej historii wysoko poprzeczkę. Miałam co do niej ogromne oczekiwania i tylko czekałam na coś lepszego i lepszego. Wydawało mi się, że to taki banalny temat, wszystko jest do przewidzenia. A jednak nie. Każda kolejna strona odkrywała coś nowego, pełnego emocji, ale jednocześnie tak prawdziwego. Życie jest niesprawiedliwe- to określenie autorka bardzo dobrze nam przedstawiła. Momentami aż mnie roznosiło w środku z powodu bezradności bohaterów. Mimo tego jak to wszystko się skończyło cieszę się, że jest tak a nie inaczej. Chociaż sama końcówka rozłożyła mnie na łopatki jestem zadowolona z obrotu spraw.
Brak mi słów, jestem tak niezadowolona z tej recenzji, to wszystko jest takie choatyczne i bez sensu. Niestety nie jestem w stanie napisać nic lepszego. Emocje po lekturze nadal we mnie buzują i nie mogę myśleć o niczym innym. Musicie mi wybaczyć bo mimo że troszeczkę mi czegoś brakowało to jestem totalnie zauroczona i tylko czekam na kolejne historie Colleen Hoover.

Moja ocena:
9/10

Czytaj dalej »

sobota, 13 maja 2017

#70 "Mścicielka" Bernhard Aichner


Blum jest właścicielką zakładu pogrzebowego, szczęśliwą żoną, troskliwą matką dwóch dziewczynek i kobietą o wielkim sercu. Wiedzie cudowne życie. Lecz nagle idylla zamienia się w koszmar. Jej mąż, policjant, ginie w wypadku. Na jej oczach Mark zostaje śmiertelnie potrącony, a sprawca ucieka z miejsca zdarzenia. Blum jest zrozpaczona. Nagle traci najbliższą osobę, swoje oparcie, swoje szczęście. Jej świat się rozpada. Z nagrań w telefonie komórkowym dowiaduje się o szczegółach śledztwa, które jej mąż prowadził wbrew oficjalnemu stanowisku policji. Z czasem Blum nabiera pewności, że śmierci Marka chciało pięciu wpływowych mężczyzn.
Kobieta zaczyna krwawą wendetę…

Tak siedzę od paru minut i zastanawiam się co napisać. Brak mi totalnie słów, pomysłów. Nie ukrywam, że książka zwróciła moją uwagę głównie niesamowitą okładką, a opis wcale od niej nie odstawał. No więc znalazłam, zabrałam się z nastawieniem na dobrze spędzony czas. Historia zaczęła się przyjemnie, rejsem po pięknych wodach, śliczna dziewczyna, która się opala. A tu nagle bum! Dzieje się coś o czym nie można przeczytać w opisie, a w ogóle nie pasuje do reszty. Nie mam zielonego pojęcia jaki cel miało tak okrutne wprowadzenie oprócz tego, że wtedy Blum spotyka swojego przyszłego męża. Autor mógł napisać to w zupełnie inny sposób, ale rozumiem, że chciał nam tym coś pokazać. Zaraz potem historia przenosi się do czasów współczesnych i możemy zobaczyć jakie szczęśliwe i udane życie wiedzie Blum. Ja osobiście nie mogłam tego czytać: jej szczęścia po tym co zrobiła, jak się zachowała. Chwilę potem znowu w jej życiu ma miejsce nagły zwrot akcji, o którym dowiadujemy się z opisu. Było mi szkoda, ale bardziej jego niż jej. Nadal nie byłam w stanie jej współczuć po początku historii. Blum dowiaduje się o kilku istotnych sprawach i zaczyna się mścić. I tu zaczyna się wszystko. Po opowieściach z jej dzieciństwa, w którym traktowała zmarłych jak przyjaciół wręcz dobrze się z nimi czuła sam na sam, miałam już o niej wyrobione zdanie. Przyszłość pokazała, że wcale się nie myliłam. Blum to po prostu psychopatka.

Na jej twarzy pojawia się uśmiech. Porwała człowieka. Innego poćwiartowała. Jak w serialu. Kawałki ciała ukryła w trumnach. Karawan, zakład pogrzebowy, chłodnia, sala przygotowań. Idealne warunki. Tak, scenariusz, który napisała jest dużo lepszy.

Takie sceny powtarzały się notorycznie. Jak tego nie robiła to o tym myślała. I co najzabawniejsze podobało jej się to! Była wręcz zadowolona i spokojna wtedy. Poza tym teoretycznie kochała nad życie swojego męża, ale jak już go zabrakło to szybko znalazła sobie pocieszenie, a mogłoby go być więcej gdyby nie odtrącenia. Tak więc jeżeli chodzi o główną bohaterkę to wypowiem się krótko: nie przypadła mi do gustu. Jeżeli chodzi o styl autora to tu także nie mogę napisać nic pozytywnego. Ja zdania piszę zapewne z mnóstwem błędów, krótkie i czasem bez sensu, ale jeżeli pisarz, który wydaje książkę popełnia takie błędy? Chyba nie powinno tak być. Na domiar złego w jego prostych zdaniach zdecydowanie za często padały imiona. 'Blum. Blum siedzi. Blum myśli'. Nie, nie, nie! Coś okropnego! A wiecie co najlepsze? Że akcja raz dzieje się w pierwszej osobie raz w trzeciej. Co to ma być ja się pytam?!

Jedyna pozytywna rzecz jaką znalazłam w całej tej historii to zakończenie. A właściwie nie zakończenie bo ono też było beznadziejne. To moment, w którym dowiadujemy się kto jest ostatnim sprawcą. Do przewidzenia aczkolwiek ja o tym nawet przez chwilę nie pomyślałam. Tu jedyny raz okazałam pozytywne emocje jeżeli chodzi o dobre thrillery(szok, zdziwienie) bo poza obrzydzeniem i odrazą nie towarzyszyło mi nic przez tą historię. Całość oceniam bardzo słabo. Styl, bohaterowie, emocje- wszystko słabo, słabo, słabo. Liczyłam na coś mocnego, a dostałam dużo mdłości i irytacji. Zdecydowanie odradzam!

Moja ocena 3/10
Czytaj dalej »

środa, 10 maja 2017

#69 "Manwhore +1" Katy Evans


W tej książce znajdziesz ogrom zmysłowości. Do tego dodaj + jedno seksowne spojrzenie spod przymrużonych powiek… + jeden pocałunek, który sprawia, że miękną ci nogi… + 1 obłędny szczyt rozkoszy, który wyraża się niepohamowanym krzykiem ekstazy…
Ponownie zakochasz się w historii wpływowego i bogatego playboya bez skrupułów, który zdecydowanie jest przepełniony grzechem, a jego nazwisko Saint (tł. święty) nie jest ani trochę adekwatne… Jeszcze raz zobaczysz, że bezwzględność i silny charakter w interesach przekłada się na brak kompromisów w łóżku i nieustępliwość w dążeniu do spełnienia w erotycznej strefie…
A co u naszej „niewinnej” Rachel? Cóż, Malcolm Saint miał być wyłącznie zadaniem. Misją dziennikarską. Interesem. Artykułem.
Chociaż próbowała odkryć jego karty, to on odkrył jej delikatne wnętrze i instynktowne potrzeby. Serce wygrało z rozumem i nic już nie może powstrzymać Gwen w dążeniu do spełnienia nowej misji. Misji przeistoczenia się ze zwykłej dziennikarki w panią + 1 Malcolma Sainta.
Czy poprzednie uwikłanie w intrygę i knucie nie odbiją się przykrym echem na drodze zdobycia zaufania najseksowniejszego biznesmena w mieście?

Tak jak zapowiedziałam w niedługim czasie zabrałam się za dalszy ciąg historii o Rachel i Malcolmie. Nie wiem co miała w sobie takiego pierwsza część bo pomimo schematu nie mogłam się oderwać. Tutaj było dokładnie tak samo, a jednak cały czas mówiłam sobie 'jeszcze tylko jeden rozdział'. Koniec końców książkę przeczytałam w jeden dzień, ale co tam. Tak jak już wspomniałam według mnie jest to historia schematyczna, jednocześnie w połowie zaczęła robić się przesłodzona aczkolwiek nie w taki sposób o jakim zapewne większość myśli. Chodzi mi bardziej o to, że bohaterowie nie mogli się od siebie oderwać, przyjaciele lepsi niż rodzina, on zrobi dla niej wszystko, ona dla niego też... Naprawdę myślałam, że trochę autorka odbiegnie od tego, ale i tak nie byłam w stanie oderwać się od czytania. O co chodzi? O jej ciekawy styl pisania? Na pewno po części. O niegrzeczną postać Sainta? Zdecydowanie. Jednak zazwyczaj ta nierealność, którą wcześniej opisałam jako słodkość bardzo mnie irytuje więc nie rozumiem dlaczego to nie przeważyło.

Chcę być tym mężczyzną, którego nie potrafisz wybić sobie z głowy, Rachel. Tym, na którego czekałaś. Chcę, abyś patrzyła tylko na mnie i uśmiechała się tylko dla mnie, i mówiła tonem głosu przeznaczonym tylko dla mnie.

W tym tomie Rachel podobała mi się zdecydowanie bardziej. Nie narzucała się już tak jak wcześniej Malcolmowi co zadziałało dla niej na wielki plus. Oczywiście kochany Saint, który skradł moje serce równie mocno co w pierwszej części. Jego zadziorny charakterek i pewność siebie nie zmieniły się ani trochę, a sprośne słówka pasowały do niego idealnie.
Często mówi się, że to pierwsza część jest najlepsza, a każde kolejne rzadko kiedy utrzymują poziom. Tutaj zdecydowanie się z tym nie zgadzam i uważam wręcz przeciwnie. Teraz z niecierpliwością czekam na trzeci tom i jestem bardzo ciekawa co jeszcze autorka wymyśli!

Moja ocena:
9/10
Czytaj dalej »

poniedziałek, 8 maja 2017

[5] Czas na film: La la land (2016)


Hej wszystkim!
Dzisiaj coś z serii film dla tych, którzy wolą odprężyć się w ten sposób. Jestem pewna, że nie znajdzie się osoba, która nie słyszała o La la land. Sam okres wchodzenia do kin był bardzo długi i w telewizji zobaczyć można było reklamę praktycznie co godzinę. Po premierze równie głośno było o filmie na internecie między innymi wśród blogerów. Mnie jakoś od samego początku nie ciągnęło do obejrzenia mimo że aktorów bardzo lubię, a głównego bohatera wręcz uwielbiam. Sama nie wiem co mnie podkusiło, żebym obejrzała do końca. Raz już próbowałam niestety nie wytrwałam nawet pięciu minut. Nie przepadam za musicalami więc zaczęcie filmu od śpiewu i tańca w idiotycznym miejscu od razu ostudziło mój zapał. Potem po miesiącu pomyślałam, że nudzi mi się tak bardzo, że chyba jednak obejrzę. Film bardzo długi, ale wytrwałam. Oczywiście bacznie przyglądałam się Emmie Stone jako że zdobyła Oscara i swoją drogą nie rozumiem dlaczego. Oczywiście nie twierdzę, że źle zagrała, ale chyba po prostu nie nadaje się na krytyka filmowego bo dla mnie grała jak zawsze, szału nie było. Za to Ryan... O matko uwielbiam gościa, a te jego uśmiechy podczas grania... Najlepsze momenty w filmie!
Pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał i nie śpiewane sceny zawsze przyciągały moją uwagę. Trochę się pośmiałam, trochę wzruszyłam. Aktorzy może najlepszego głosu nie mieli, ale nie powiem, że źle się ich słuchało. W większości melodie bardzo wpadały w ucho.
Sceneria i stroje bardzo przypadły mi do gustu, lubię takie klimaty więc pod tym względem nie mogę napisać złego słowa.
Nie jestem pewna co jeszcze mogłabym tutaj dodać oprócz tego, że nie spodziewałam się takiego zakończenia. No cóż, według mnie film wcale nie był taki genialny, ale zwyczajny, fajny, dobry. Myślę, że na wieczór idealny do obejrzenia aczkolwiek Ci którzy nie lubią musicali mogą się zanudzić.
Czytaj dalej »

czwartek, 4 maja 2017

#68 "Ognisty pocałunek" Jennifer L. Armentrout


Siedemnastoletnia Layla chciałaby być normalna, jednak jej pocałunek zabija wszystko, co posiada duszę.
Jako półdemon i półgargulec Layla posiada niespotykane umiejętności. Wychowywana wśród strażników-gargulców – których zadaniem jest polowanie na demony i dbanie o bezpieczeństwo ludzi – Layla próbuje się dopasować, choć oznacza to ukrywanie swojej mrocznej strony przed tymi, których kocha. Zwłaszcza przed Zaynem, zniewalająco przystojnym i całkowicie niedostępnym strażnikiem, w którym jest od zawsze zadurzona.
Poznaje Rotha – wytatuowanego, grzesznego, seksownego demona, który twierdzi, że zna wszystkie jej tajemnice. Layla wie, że powinna trzymać się od niego z daleka, choć nie jest przekonana, czy tego chce – zwłaszcza, kiedy cała ta sprawa z całowaniem nie stanowi problemu, ponieważ Roth nie ma duszy.
Kiedy Layla odkrywa, że to ona jest powodem pojawienia się brutalnego demona, zaufanie Rothowi nie tylko zaprzepaści jej szansę na związek z Zaynem… ale także naznaczy ją jako zdrajczynię rodziny. Co gorsza, może stać się biletem w jedną stronę do zniszczenia świata.

Tak jak zapowiedziałam, zaczynam wykreslać książki z listy 'polecane przez innych blogerów'. Dzisiaj padło na pierwszy tom powyższej serii chociaż widziałam zaledwie trzy osoby, które się nad nią zachwycały. Uznałam, że mimo to sięgnę bo nie byłabym sobą gdybym tak po prostu ominęła ohy i ahy nad 'wspaniałym bohaterem'. Myślę, że to przez dwie dziewczyny, które zakochały się w Rothcie, postawiłam mu wysoko poprzeczkę. Od pierwszej sceny uważnie mu się 'przyglądałam' i szukałam tylko jego wad (bo przecież zalety już dawno zostały mi przedstawione przez blogerki). Oczywiście znalazłam kilka i nie rozumiem zauroczenia jego postacią, ale oczywiście nie kwestionuje. Chyba za dużo się już naczytałam o takich mrocznych charakterach i tutaj ten schemat mi za bardzo przeszkadzał. Aczkolwiek nie twierdzę, że Roth był złym czy nudnym bohaterem. Nie, po prostu nie było u mnie tego wielkiego wow. A ten trójkąt miłosny, który pojawił się w książce to nawet nie wiem czy to był trójkąt miłosny. Chyba mam trochę inne wyobrażenia względem miłosnych trójkątów: walka o ukochaną, spotkanie się raz z jednym raz z drugim. Tak, to miało miejsce w książce, ale miałam wrażenie, że ogólnie na tym wątków autorka nie skupiła się wystarczająco mocno. Tak bardziej na osobnych relacjach.
A twoja warga wygląda...
- Jak?
Wyraz troski na jego twarzy zmienił się w uwodzicielski uśmieszek.
- Cóż, wygląda na tyle dobrze, by ją skubnąć.

Styl autorki nie był zły, ale miałam wrażenie, że próbuje ona na siłę być młodzieżowa. Nie wiem czy wiecie co mam na myśli. W każdym bądź razie całość nie była zła, ale wolałabym mniej 'slangu młodzieżowego' mimo że w niektórych momentach naprawdę przyjemnie się to czytało. Oczywiście historia bogata w ciekawe postacie, niektóre z zadziornym poczuciem humoru co uwielbiam. Sam pomysł na fabułę nie był zły, ale mam wrażenie, że już trochę oklepany. Nie powiem, że było źle, ale momentami mi się nudziło. Nadal nie rozumiem tych zachwytów nad serią, ale chyba po prostu muszę przeczytać kolejne części.
No cóż na dzisiaj to tyle, miłego dnia!

Moja ocena:
7/10 
Czytaj dalej »
© SZABLON WYKONAŁA: RONNIE | RC |